Reszta tygodnia minęła nam spokojnie. Hatake zajęty
był sprawami państwa, za to ja dzień w dzień przyjmowałam wizyty młodych dam,
które za wszelką cenę próbowały potwierdzić plotki o moim odmiennym stanie.
Oczywiście omijałam ten temat bardzo skrupulatnie.
Naruto udzielał ostatnich
instrukcji swemu przyszywanemu kuzynowi,
Konohamaru. W domu nie czuło się już tego niedawnego podniecenia i musiałam przyznać, że trochę było mi go brak. Moje życie zmieniło się od czasu szkockiego małżeństwa i to na lepsze.
Konohamaru. W domu nie czuło się już tego niedawnego podniecenia i musiałam przyznać, że trochę było mi go brak. Moje życie zmieniło się od czasu szkockiego małżeństwa i to na lepsze.
Nadszedł dzień ślubu Hinaty i
Naruto. Dom nareszcie ożył na nowo. Byłam wszędzie, sprawdzając przygotowania
do śniadania na cześć nowożeńców. Sama uroczystość miała być krótka i odbyć się
w rodzinnym domu dziewczyny. Śniadanie było za to pomysłem mojego męża, na
który pani Hyuga wdzięcznie przystała. Zaproszono tylko kilkoro wybranych
gości, a Alphonsa poproszono, by nie bacząc na koszty, przeszedł samego siebie.
W kuchni królował więc rozgardiasz i słychać było tylko nowe polecenia rzucane
jego pomocnikom.
Kiedy zeszłam głównymi schodami do
hallu, gotowa, by udać się na ślub, Kakashi już tam czekał. W czarnym fraku i
spodniach ze srebrnym pasem wyglądał wyjątkowo przystojnie.
Podał mi ramię i powiedział:
-Wyglądasz jak nimfa wyłaniająca
się z morza.
-I pan jest szalenie elegancki –
odpowiedziałam, traktując ten komplement, jako przejaw dobrego wychowania.
Niedługo potem powóz zajechał pod
dom pani Hyuga. Stary kamerdyner poprowadził nas do dużego salonu, w którym
zebrali się już goście weselni. Weszliśmy do, niegdyś pięknego wnętrza, obecnie
wymagającego gruntownego remontu. Z przyjemnością stwierdziłam, że rozliczne
bukiety świeżych kwiatów i świece kryły jego braki. Spojrzałam z wdzięcznością
na mojego męża, czując, że to właśnie jego zasługa.
Przy kominku stał wielebny pastor
Stratton, w komży i z biblią w dłoni. Tuzin gości czekał na pojawienie się
panny młodej, umilając sobie czas rozmową.
Blondyn podszedł do nas
natychmiast, gdy pojawiliśmy się w salonie i poprowadził nas do swoich rodziców
adopcyjnych, lorda i lady Senju, przybyłych specjalnie na tą okazję do Londynu.
Państwo Senju wyrazili swą wdzięczność za pomoc okazaną ich synowi. Naruto był
dumny i podniecony, ale, jak twierdził, wcale się nie denerwował, czekając na
narzeczoną.
Pani Hyuga wystąpiła w imponującej
lawendowej kreacji, a jej głowę przyozdobiły piękne strusie pióra. Za nią
podążała Hinata, która bardziej niż kiedykolwiek przypominała anioła, z
ciemnymi włosami okalającymi niczym aureola jej jasną twarz. Nie miała welonu,
jedynie mały wianuszek z orchidei. Ubrana była w jedwabną suknię, na którą
narzucona była białą koronka, przetykana maleńkimi perełkami. W ręku niosła
pasujący do wianuszka bukiet z orchidei, ozdobiony i przewiązany zieloną
wstążeczką. Za sobą ciągnęła tren z białego tiulu. Pani Hyuga stanęła po jednej
stronie pastora. Po drugiej stronie miejsce zajął Naruto. Kakashi wziął pod
ramię rozpromienioną dziewczynę i poprowadził do pana młodego. Uzumaki wystąpił
naprzód, a Hatake podał mu dłoń narzeczonej. Sam wycofał się i stanął obok
mnie. Goście zbliżyli się do kominka. Mimo szczęścia, które odczuwałam z powodu
tych dwojga, poczułam swego rodzaju smutek.
Szkocki ślub nie było dla mnie
prawdziwym ślubem. Jako córka pastora, gdy brałam udział w ceremonii
małżeńskiej, odprawianej zgodnie z regułami kościoła anglikańskiego, czułam, co
straciłam. Jednak czy miałam prawo narzekać mając przy sobie tak wspaniałego
mężczyznę za męża? Odwróciłam się w jego stronę, łapiąc go na przyglądaniu się
mojej twarzy. Był poważny, a w jego oczach kryła się determinacja, jednak
szybko posłał mi uśmiech, więc zrobiłam to samo.
Po zakończonej ceremonii, goście
udali się do Hatake House, gdzie czekało na nich wystawne śniadanie. Honorowe
miejsce zajmował wielki tort weselny, ustawiony na dużym bankietowym stole.
Wydawało się, że jest obsypany tysiącem małych różyczek. Zaszkliły mi się oczy
na widok szczęścia Hinaty i Naruto. Nie byłam w stanie pohamować zazdrości
wobec ich wielkiego uczucia.
Po śniadaniu, które było tryumfem
Alphonsa goście pożegnali państwa młodych, spieszących na statek.
Odprowadziliśmy ich do wyjścia, życząc wszystkiego najlepszego, a potem sami
zaczęliśmy się żegnać. Kiedy goście opuścili dom, wydał się on nagle strasznie
pusty i cichy.
Razem z Kakashim staliśmy w
opustoszałym pokoju i w końcu to ja postanowiłam przerwać milczenie.
-Dziękuję za pańską hojność –
wyszeptałam niezdolna powiedzieć więcej.
-Głupstwo. Byłem szczęśliwy, że
mogłem to dla ciebie zrobić – popatrzyłam na niego wielkimi oczami, na co dodał
szybko – i dla Naruto. Był znakomitym sekretarzem, już mi go brak.
-Tak. Mnie także. Zawsze był
pomocny – szybko przepędziłam nutkę żalu, która wypłynęła ze mnie w tej
wypowiedzi. – Ale Konohamaru wkrótce pozna tajniki pracy i jestem pewna, że
jego także polubimy.
-Oczywiście – odpowiedział
uspokajająco.
-Muszę pogratulować Alphonsowi
wspaniałego śniadania.
-Tylko proszę, byś nie przesadziła
w swych podziękowaniach – rozbawił mnie przypomnieniem niedawnego incydentu w
kuchni.
-Tak go pan wystraszył, że wprost
boi się rozmawiać ze mną.
###
Następnego popołudnia bez
entuzjazmu szedłem do klubu na spotkanie z lordem Yugą. Ten człowiek był szują
i chciałem dać mu nauczkę. Nie mogłem odrzucić tego wyzwania. Uśmiechnąłem się
ponuro, przypominając sobie, jak na niego reagowała Sakura. Nie miałem
wątpliwości, co czuła. Może właśnie poskromienie tego mężczyzny sprawiłoby jej
przyjemność.
Odźwierny przywitał mnie z
szacunkiem, a następnie odebrał płaszcz i kapelusz. Wszedłem do wielkiej sali,
gdzie na wielkim kominku wesoło płonął ogień, stwarzając tym przyjemny nastrój.
Na ścianach wisiały portrety słynnych członków klubu, a w wygodnych fotelach
usadowiło się kilku starszych panów zatopionych w lekturze. Nikt nie podniósł
wzroku, gdy wkroczyłem do pokoju. Panowała kompletna cisza.
Przeszedłem do pokoju karcianego,
gdzie powitało mnie kilku znajomych, zapraszając, bym przysiadł się do nich.
Zatrzymałem się, by zamienić z nimi parę słów. Wykręciłem się jak mogłem od
gratulacji z powodu czekającego mnie ojcostwa. Odwróciłem się, gdy usłyszałem
skierowaną do mnie wypowiedź Yugi.
-Ach, jesteś. Trzymam dla nas
stolik – wskazał miejsce w głębi, po prawej stronie. Udawał serdeczność, ale w
jego oczach tliły się złośliwe iskierki.
Skinąłem głową i po podaniu
znajomym swego typu na wyścigi konne, poszedłem do wyznaczonego stolika.
Lord Yuga poprosił o karty, a gdy
usiedliśmy zasugerowałem, by to mój przeciwnik je przetasował. Yuga wybrał
talię o trzydziestu dwóch kartach i roztasował je z wprawą. Podsunął mi talię,
bym jako pierwszy pociągnął kartę.
Siedziałem z przymrużonymi oczami,
ale pomimo swej niedbałej pozy uważnie przyglądałem się przeciwnikowi.
Wyciągnąłem króla kier, podczas gdy Yuga damę pik. Zebrał karty razem, ponownie
przetasował je i rozdał każdemu po dwanaście.
W przeciwieństwie do innych gier
karcianych, pikieta to ciągły dialog graczy. To rozgrywka intelektów, nie gra
losowa. Przeliczyłem punkty w ręku i zalicytowałem.
-Nie najlepiej – usłyszałem w
odpowiedzi. Po dłuższej licytacji rozpocząłem grę, zaczynając od asa pik.
Pierwsze rozdanie przyniosło
nieznaczną przewagę Yudze. Rozpoczęliśmy drugie. Yuga sprawdził karty i
ucieszył się, co mi się nie spodobało. Odłożyłem cztery karty i tyle samo
pociągnąłem z talii. Yuga oddał jedną i pociągnął jedną. Łatwo wygrał drugie
rozdanie, tym bardziej, że nieostrożnie zrzucałem karty. Wyraźnie nabierał
pewności siebie i uwierzył w swoją przewagę. Popełniłem kolejno kilka
następnych podstawowych błędów.
Starałem się, by Yuga doszedł do
wniosku, iż moje umiejętności są przeceniane. Miałem świetną pamięć i nie
musiałem patrzeć za każdym razem, co zrzucam. Moja niedbała poza i udany brak
zainteresowania pomagały mi w osiągnięciu pożądanego efektu.
Yuga wygrał pierwszą grę w trzech
rozdaniach. Pił umiarkowanie przez cały ten czas, ale widoczne podniecenie i
łatwe zwycięstwo uśpiło jego czujność. Nie potrafił prawidłowo ocenić przebiegu
gry. Zapisaliśmy wynik i rozpoczęliśmy kolejną partię.
Biorąc przykład z mojego
przeciwnika zacząłem grać na poważnie, choć dla kogoś z boku wyglądałem nadal
na rozluźnionego i nieostrożnego. Licytowałem znudzonym głosem, podczas gdy
Yuga, czerwony na twarzy, w licytacji przeszedł nieomal do pisku. Zawołał
przechodzącego kelnera i zamówił dla siebie brandy. Zdecydowałem się na sherry.
Miałem mocną głowę, ale to nie była pora na silniejsze trunki.
Powoli popijałem wino, delektując
się nim, w przeciwieństwie do Yugi, który wychylił cały kieliszek na raz. Nie
miałem wątpliwości, że w tym tempie, wkrótce nie będzie w stanie sam podnieść
się z fotela.
Koniec drugiej partii przyniósł
zwycięstwo mnie. Yuga stał się zgryźliwy, gdy przyszło mu tasować karty. Musiał
zauważyć, że nie tylko nadrobiłem stracone w pierwszej grze punkty, ale i go
ograłem.
Po trzeciej partii przegrywał
kilka tysięcy funtów i wściekłość mało go nie zadławiła.
-W tym rozdaniu szła ci karta –
mruknął. – Daj mi jeszcze jedną szansę, a zobaczymy, który z nas jest lepszy.
Wzruszyłem ramionami i rozdałem
karty. Tym razem wydawało się, że szczęście sprzyja Yudze, ale dzięki
znakomitej rozgrywce z mojej strony, na niewiele mu się to zdało. W
przeciwieństwie do niego, nie byłem hazardzistą. Grałem spokojnie, bardziej
wierząc w to, co mam w ręku, niż licząc, że dobiorę lepszą kartę.
Mój przeciwnik zdobył kilka
punktów, nie dających mu jednak przewagi. Stawał się coraz bardziej gburowaty.
Z zaciśniętymi zębami sięgnął po talię. Przetasował ją kilkukrotnie, a
następnie podsunął mi do przełożenia. Jak zwykle rozdawał po dwie karty.
Bacznie go obserwowałem i byłem pewny, że oszukuje, ale nie mogłem tego
udowodnić. Postanowiłem zaczekać na odpowiedni moment. Moje podejrzenia
potwierdził fakt, że przeciwnik osiągnął znaczną przewagę w tym rozdaniu.
Nabrał przy tym pewności siebie i stał się nieostrożny. Gdy ponownie zaczął
rozdawać, sprawnym ruchem pochwyciłem z żelazny uścisk jego dłoń, z której
wypadł ukryty as trefl.
-Musisz uciekać się do oszustwa? –
wycedziłem.
Ta scena przyciągnęła uwagę
zebranych w pokoju mężczyzn, którzy podeszli do naszego stolika, by przekonać
się, co się dzieje. Sytuacja nie wymagała wyjaśnień. Rozsiadłem się wygodnie w
fotelu, wyciągnąłem przed siebie nogi i zapytałem klubowiczów:
-Panowie, co należy zrobić z
oszustem?
Honor był nadal najcenniejszą z
cnót. Yuga wstał, a zewsząd osaczały go oskarżycielskie spojrzenia.
-Jeśli pozostanie w Anglii, może
się przekonać, że to szalenie niegościnny kraj, gdyż nikt go nie przyjmie –
wycedził lord Glenbury kierując uwagę na mnie na mnie.
-Wydaje mi się, że wyjazd z Anglii
na pewien czas i to natychmiast, byłby nad wyraz na miejscu – dodał inny głos.
-Przypuśćmy, że damy mu
czterdzieści osiem godzin na załatwienie wszelkich spraw, zanim zrobimy kolejny
krok – zasugerowałem, kierując się bezpośrednio do zainteresowanego.
Yuga rzucił mi wściekłe
spojrzenie, a dłonie zacisnął w pięści. Doskonale wiedział, że nie ma wyboru i
musi wyjechać. W przeciwnym razie wszyscy odsunęliby się od niego, gdy tylko
rozniosłaby się wieść o jego niegodnym postępku. Ukłonił się sztywno i wyszedł.
Znajomi zebrali się wokół mnie.
Wszyscy mówili o hańbie Yugi. Aby skończyć ten temat, przyłączyłem się do
przyjaciół grających w faraona.
Jeszcze tego samego wieczoru
zwierzyłem się Sakurze, że lord Yuga nie będzie jej niepokoić, gdyż interesy
wzywają go do nagłego opuszczenia Anglii.
Następnie przeszedłem do innych
spraw. Musiałem wyjechać do Francji na spotkanie z angielskim ambasadorem, aby
przekazać mu ważne dokumenty, dotyczące warunków pokoju. Chętnie zabrałbym ze
sobą różowowłosą, ale sprawa była nagła i wagi państwowej, dlatego też
postanowiłem ruszyć sam.
-To szybka podróż przez Kanał.
Umęczyłabyś się samą jazdą, ale jeśli będziesz miała ochotę, zaplanujemy wyjazd
za granicę na przyszły miesiąc. Myślałem o Paryżu, a potem o Rzymie i Wenecji.
Co ty na to? – delikatnie ująłem jej dłonie w swoje.
-Bardzo bym chciała. Zawsze
marzyłam o podróżach i zwiedzaniu miejsc, o których czytałam – odparła
uradowana i posłała mi słodki uśmiech.
-Świetnie, umowa stoi. Dasz sobie
radę sama przez dwa dni? Z pewnością tyle potrwa moja nieobecność. Zostawię
służbie instrukcje, by dobrze dbała o ciebie i wykonywała wszystkie polecenia,
chyba że postanowisz wpaść w jakieś nowe tarapaty – nie mogłem odmówić sobie
tego małego przytyku, na co uroczo się zarumieniła.
-Mój panie – odpowiedziała
spokojnie. – Wie pan doskonale, że nie wpadam w tarapaty. Mnie po prostu
przytrafiają się różne... przygody.
Wybuchnąłem śmiechem. Jej wyznanie nadawało się do kalendarza. Nigdy
przedtem życie nie było tak zajmujące.Ohayo :)
Już prawie miesiąc za pasem od ostatnie rozdziału. Się porobiłoooo :( Gomenasai!
Cóż, szkołą daje w kość i, jak chcę coś napisać udaje mi się to zrobić szczątkowo. Wiem, że te przerwy mogą was irytować, ale nie jestem w stanie tego skorygować. Staram się dopisywać coś jak najczęściej, ale nie zawsze mam na to czas.
Postaram się już więcej nie dopuścić do takiej przerwy.
Chcę was jednak poinformować już w tej chwili, że w okresie maj-czerwiec 2017 blog może, podkreślam MOŻE nie MUSI, być zawieszony. Powodem tego jest zdawanie przeze mnie pierwszej kwalifikacji do dyplomu technika i nie jestem do końca pewna czy pisania nie przesłoni mi ta diabelna teoria, bo w przeciwieństwie do praktyki, jest jakby ją ktoś prosto z piekła wyciągnął.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał, pozdrawiam i do następnego ;D
Rozdział fajny ale czegoś mi w nim brakuje , tyle czekaliśmy na niego to myślałam ze będzie coś więcej . Strasznie szybko przechodzisz do następnych wątków , mogłaś coś więcej napisać o ślubie Hinaty i Naruciaka , mam wrażenie że rozdział pisany na szybko :D Co nie zmienia faktu że ten blog mi się strasznie podoba a w szczególności to opowiadanie , kocham naszego Kakasia :D Czekamy na next , pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńWiem i kurcze, nie podoba mi się to. Sama nie lubię zbyt szybko toczonej akcji, ale ostatnio brak czasu daje mi w kość.
UsuńTak, czy inaczej na następny rozdział Małżeństwa nie będzie trzeba czekać tak długo i na pewno zwrócę na niego więcej uwagi. Obiecuję ;)
Dzięki za wszystko i postaram się :)
Moja pierwsza myśl po przeczytaniu: Czegoś tu brak. To też widząc komentarz wyżej, aż się uśmiechnęłam, bo wychodzi na to, że nie jestem sama. Przeczytałam rozdział wcześniej, a mając czas na przetrawienie akcji, chyba wiem czego mi brakowało. Do tej pory pozwalałaś nam na zagłębienie się w uczuciach i emocjach bohaterów. Były drobne gesty, zazdrość, spojrzenia, a tu tego zabrakło. Ślub Naruto był prawie wzmianką. Zabrakło też opisu tego, jak sprytnie unikała Sakura pytań o ciążę. No i nie zbliżyli się do siebie ani trochę.
OdpowiedzUsuńMuszę Cię jednak pochwalić, bo rzuciło mi się w oczy to jak pisałaś cały rozdział. Chyba wcześniej dostojność wypowiedzi nie trafiła aż tak do mnie. Doskonale oddajesz w tekście klimat dawnych czasów.
Trzymam kciuki, aby kolejny rozdział był taki jak poprzednie i wywołał równie dużo emocji, a ten poszedł trochę w niepamięć.
Weny, czasu i chęci do pisania ;-)
Gome, gome. Na pewno się postaram. Chyba po prostu przez to, że miesiąc nie było rozdzialu napisałam to, co przychodzi mi najłatwiej i na tym się przejechalam. Następny będzie napisany lepiej. Juz ja się do tego zmusze. Tym bardziej, że zbliżamy się do końca i wchodzi ostatnia akcja :D
UsuńDzięki za komentarz i uwagi. Taki kop zawsze mile widziany ;)