Music

niedziela, 21 stycznia 2018

Małżeństwo po Szkocku 17.Rodzinna Posiadłość

Cóż, po dwóch latach nieustannego pisania, moich nerwów i waszych cudownych komentarzy, Małżeństwo po Szkocku doczekało się swojego ostatniego rozdziału. Z jednej strony bardzo się cieszę, że to już koniec, z drugiej będę jednak za tym tęsknić.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się zakończenie tej długiej historii, napisane w typowy dla niej sposób. 
Dziękuję wam za wsparcie, mentalne kopy i te motywujące komentarze. Bez was nie skończyłabym żadnego z opowiadań, a już na pewno nie tego. 
Pozdrawiam kochani i miłej lektury <3

Czas minął szybko i zanim się obejrzałam, Hatake wskazał mi wielką zdobioną bramę.
— Jesteśmy w domu — oznajmił, a w jego głosie wyraźnie pobrzmiewała radość. Zastanawiałam się, dlaczego opuszcza rodzinny dom na tak długo, skoro zajmuje on tak ważne miejsce w jego życiu.
Przejechaliśmy obok domku dozorcy, który wybiegł, by się nam pokłonić. Obserwowałam wielkie połacie zieleni po obu stronach drogi. Z lewej odbijające się w wodzie światło słoneczne pozwoliło mi się domyślić, że tam właśnie musiało być znane mi z opowieści jezioro.
Nagle zobaczyłam dwór i z zachwytu zabrakło mi tchu. Była to wspaniała kamienna budowla położona na lekkim wzniesieniu. W oknach dzielonych kamiennymi słupkami odbijało się słońce.
— Podoba ci się? — zapytał Kakashi, przyglądając mi się.
— Aż trudno to opisać słowami. Czemu mnie pan nie uprzedził? Ależ jest ogromny. Na pewno w nim zabłądzę — powiedziałam z przestrachem. Moje słowa jednak rozbawiły go i zaśmiał się serdecznie, tak jak to uwielbiałam.
— Mamy kilka nowych dobudówek, które powstały w przeciągu wielu lat. Z reguły stare skrzydła stoją nieużywane. Moja gospodyni, która pamięta mnie jeszcze jako chłopca, zna dom jak własną kieszeń. Ona, i oczywiście ja, dopilnujemy, byś się nie zgubiła.
Z uśmiechem na ustach poprowadził mnie do wielkich drzwi, które otworzyły się przed nami.
Dystyngowany pan w średnim wieku, w liberii Hatake pokłonił się nam.
— Moja droga, to Rawson, nasz kamerdyner i dobry duch Hatake Hall. Nie dałbym sobie bez niego rady. Rawson, to lady Hatake.
Kamerdyner pokłonił się, tym razem jakby z wyrazem zadowolenia na swej nieprzeniknionej twarzy.
— Milady, chciałbym panią powitać w imieniu służby i własnym.
— Dziękuję — wyszeptałam wzruszona, gdy Hatake poprowadził mnie przez wielki, wyłożony marmurami hall.
Po chwili wyszła nam naprzeciw niska, pulchna kobieta, ubrana na czarno, z pękiem kluczy u pasa, świadczącym o jej pozycji w domu.
— Panicz Kakashi! — zawołała z poufałością starej służącej. — Cieszę się, że mogę powitać pana w domu.
Obróciła się ku mnie i bacznie się mi przyjrzała. Po jej uśmiechu zrozumiałam, że pomyślnie przeszłam typową dla matek i opiekunek próbę.
— A to nowa lady Hatake — powiedziała gospodyni tonem powitania i rzuciła memu mężowi szybkie spojrzenie. — Przykro mi, że wcześniej nie zawiadomiono mnie o pańskim przyjeździe. Wszystkie sypialnie przygotowane były do generalnych porządków i gotów jest tylko pokój nowożeńców.
Zająknęła się nieco przy ostatnich słowach, co zrzuciłam na karb strachu przed rozczarowaniem Hatake. Ten jednak przytaknął ruchem głowy i uśmiechnął się do niej.
Byłam przyzwyczajona do wiosennych porządków, toteż nie zauważyłam niczego niecodziennego w tym stwierdzeniu. Nie zamierzałam rozpoczynać życia w Hatake Hall od zmian w ustalonych zwyczajach. Następnie to Hatake zabrał głos.
— Moja droga — powiedział. — Oto ochmistrzyni, pani Priestley, i możesz być pewna, że zna mnie równie dobrze, jak samo Hatake Hall. Może zobaczymy zatem pokój nowożeńców? — zaproponował od razu wesołym tonem.
— Oczywiście — zgodziłam się. Spędziłam już niejedną noc w jednym łóżku z Hatake, a więc tych kilka kolejnych nie miało znaczenia, Zawsze zachowywał się nienagannie, nigdy nie wykorzystywał sytuacji, toteż niczego z jego strony się nie obawiałam. Ba, ta sytuacja dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Lubiłam, gdy był tak blisko.
Hatake podziękował pani Priestley. Wziął mnie pod rękę i poprowadził szerokimi schodami w górę. Zwróciłam uwagę na rzeźbioną, wypolerowaną balustradę.
— Wiele razy zjeżdżałem na niej i dostawało mi się za to — powiedział.
Oczami wyobraźni widziałam małego chłopca, radośnie zjeżdżającego po gładkiej powierzchni. Co za przyjemność dla malca! Ten dom był wymarzonym miejscem dla dzieci. Jaka szkoda, westchnęłam w myślach.
Przeszliśmy długim hallem. W końcu Kakashi otworzył jedne z drzwi i przepuścił mnie do środka. Stanęłam w progu i rozejrzałam się. Pokój był tak wielki, że poczułam się jak krasnoludek. Efekt po prostu zniewalał. Sufit przypominał niebo. Na bladoniebieskim tle pływały delikatne, białe obłoki. Ściany podkreślały efekt jaśniejszym odcieniem błękitu. Głównym meblem było wielkie łoże, którego cztery mahoniowe podpory sięgały prosto do nieba. Zwieńczał je kremowo biały baldachim z herbem Hatake, haftowanym w złocie. Na podłodze leżał perski dywan w odcieniach czerwieni, złota i czerni. Francuskie okno prowadziło na balkon. Bez słowa podeszłam do niego zachwycona widokiem, by wyjrzeć na zewnątrz.

###

Szedłem za nią w milczeniu, domyślając się, co teraz przeżywa. Oboje wyszliśmy na balkon, z którego roztaczał się widok na ogród. Wydawało się, że stare dęby chronią rozkwitające krzewy. W oddali refleks słoneczny ukazywał się na powierzchni jeziora.
Sakura odwróciła się do mnie z twarzą wymalowaną zachwytem.
— To najpiękniejszy pokój, jaki widziałam w życiu.
— Cieszę się, że ci się podoba — odpowiedziałem. — Może zechcesz też obejrzeć następne pokoje — i z tymi słowami poprowadziłem ją do drzwi. — Jak widzisz ten połączony jest z moją sypialnią, która chwilowo — tu otworzyłem przed nią drzwi — jest w trakcie porządkowania.
Odetchnąłem z ulgą ciesząc się, że zawsze mogłem polegać na pani Priestley. Nie zawiodłem się i tym razem. Sakura rozejrzała się po tym równie zabytkowym pokoju, choć mniejszym nieco od poprzedniego i przyznała mi, że bardzo do mnie pasuje. Uśmiechnąłem się do niej i na powrót zamknąłem drzwi sypialni.
— Może masz ochotę odpocząć? — Nie chciałem jej zbytnio męczyć.
— Och, nie. Nie jestem taka słaba, by krótka podróż mnie wyczerpała — umilkła na chwilę, ale czułem, że cos jej chodzi po głowie.
— Tak? — zapytałem. Na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
— Czy jest tu dobra biblioteka? — Te słowa wywołały szczery śmiech, tak u mnie rzadki, w czasach sprzed jej wkroczenia w moje życie.
— Tak, ty okropna dziewczyno. Jest i to dużo lepsza niż w Hatake House. — Widząc, że aż się pali by tam pójść, dodałem już nieco chłodniej: — Przypuszczam, że chcesz ją zobaczyć.
— Czy mogłabym? Zapewne zdążymy z tym zanim nadejdzie powóz i będę musiała zająć się rozpakowywaniem. — Taki plan mi odpowiadał i to nawet bardzo.
— Zamówiłem dla nas specjalną kolację i chciałbym, byś włożyła tę nową tiulową suknię wyszywaną perłami. Czy możesz to dla mnie zrobić? — Zgodziła się chętnie, ponownie wywołując uśmiech na mojej twarzy.
Zaprowadziłem ją do biblioteki, a gdy otworzyłem drzwi, o mało nie krzyknęła z radości. Była ponad dwa razy większa od biblioteki w Londynie. Wszystkie ściany, od podłogi do sufitu, zajmowały półki z książkami. Duże okno, przy którym stał wygodny fotel wychodziło na pieczołowicie zadbane trawniki. Kotary w kolorze złota dodawały pokojowi ciepła i współgrały ze skórzanymi oprawami ksiąg. Marmurowy kominek, na którym wesoło trzaskał ogień, wydawał się ogromny, a jedyną jego ozdobą były bezcenne wazy z epoki Ming. Honorowe miejsce w pokoju zajmowało masywne biurko, a wygodne krzesła dopełniały wystroju wnętrza.
— Jestem szczęśliwa, że ten pokój jest tak wspaniały, bo przypuszczam, że z różnych powodów spędzę w nim wiele czasu. — W jej głosie usłyszałem zuchwały ton. Podszedłem do niej  rozbawiony i schwytałem za ramiona, potrząsając nią delikatnie.
— Okropna z ciebie dziewczyna, ale zobaczymy co da się zrobić. — Niechętnie puściłem ją, a ona zachichotała uroczo.
Odgłosy z dołu uświadomiły nam, że nadjechał powóz.
— Muszę teraz odejść, ale zaraz przyślę ci pokojówkę. Dasz sobie rade? Jeśli będziesz miała ochotę na herbatę, zadzwoń na panią Priestley. Kolację zjemy o siódmej.

###

Niechętnie się z nim rozstawałam, ale rozumiałam, że czekają go liczne obowiązki, toteż grzecznie udałam się do swego pokoju. Dołączyła do mnie pokojówka i lokaj, który wnosił na górę kufer podróżny i pudła.
Po skończonej pracy i herbacie postanowiłam wykąpać się i odpocząć chwilę. Ku swemu zdziwieniu zauważyłam, że obudziłam się w samą porę by zdążyć na kolację.
Pokojówka przyniosła suknię, o którą prosił Hatake i pomogła mi się ubrać. Wyszczotkowała moje włosy tak, że zdawały się płonąć. Kilka loków spadało na moją białą szyję, podczas gdy większość włosów zaczesana była do góry.
— Och, milady, wygląda pani, jak księżniczka z bajki — zawołała służąca, a ja nie tylko wyglądałam, ale i czułam się jak księżniczka. Podziękowałam pokojówce i zarzucając koronkowy szal na ramiona, zeszłam schodami do wielkiego salonu.
Pewnym krokiem weszłam do wielkiego, złotobiałego pokoju, a Kakashi, który już tam czekał, wyszedł mi na spotkanie.
— Jakaś ty piękna — zawołał. Ten nieoczekiwany komplement wywołał rumieńce na moich policzkach. Nie dziwiłam się, czemu tyle kobiet miał u swych stóp. Przy nim każda czuła się jak bezcenny klejnot.
— Pan też jest szalenie elegancki — odpowiedziałam, przyglądając się jego białym spodniom, pięknie związanemu, nieskazitelnie białemu fularowi i błękitnemu surdutowi, tak wspaniale opinającemu jego szerokie ramiona.
— Nie przekomarzaj się, bądź grzeczna — odparował, ale zdawał się być czymś uradowany. — Czy możemy zaczekać z kolacją? Przesunąłem ją o godzinę, gdyż chciałem cos ci pokazać.
Wydało mi się to nieco dziwne, ale ponieważ nie nawykłam kwestionować jego decyzji, zgodziłam się. Hatake podał mi ramię i poprowadził długim korytarzem. Płonące w kinkietach świece dawały delikatne, migotliwe światło. Wydawało mi się, że nigdy nie dojdziemy na miejsce i przez to zaczynałam czuć wielkość tego domu. W końcu Hatake skręcił i doszedł do potężnych drzwi.
Rzuciłam mu pytające spojrzenie, a on jedynie uśmiechnął się tajemniczo i otworzył je. Zabrakło mi tchu, gdy zobaczyłam wspaniałą kaplicę ze starymi dębowymi belkami na sklepieniu. Oświetlały ją setki świec. Duże bukiety białych kwiatów zdobiły ołtarz, przed którym stał pastor w białej komży, najwyraźniej czekając na nasze przybycie.
Stanęłam oniemiała. Cóż to miało znaczyć? Spojrzałam na młodego człowieka przy ołtarzu, który zdawał się mnie przywoływać.
— Jesteśmy co prawda legalnie zaślubieni w Szkocji, ale uznałem, że ceremonia w kościele anglikańskim przypieczętuje nasz związek. Skoro twój papa nie może udzielić nam ślubu, czy nie masz nic przeciwko temu, by uczynił to nasz pastor?

###

W oczach Sakury ukazały się łzy. Potrafiłem ją zrozumieć. Byliśmy poślubieni legalnie, ale jej potrzebna była kościelna ceremonia.
— Pragnę tego ponad wszystko w świecie, o ile i pan tego pragnie — powiedziała. By rozproszyć wszelkie wątpliwości, wziąłem ją pod rękę i poprowadziłem do ołtarza. Z uczuciem prawdziwego szczęścia, które zdobiło również twarz Sakury, słuchałem znajomych mi słów.
Gdy ogłoszono nas mężem i żoną, pochyliłem się i w końcu ucałowałem ją w usta, na skutek czego zadrżała. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na nią z czułością. Była tak piękna. Promieniała szczęściem, co sprawiało, że i mnie robiło się na sercu cieplej.
— Czy teraz czujesz, że jesteś mi poślubiona? — zapytałem, czule gładząc jej delikatną, bladą dłoń.
— Dziękuję. Teraz czuje, że Bóg pobłogosławił nasz związek.
Bez słów poprowadziłem ją z powrotem do wielkiego salonu. Rawson oznajmił, że podano do stołu. Przeszliśmy do jadalni, gdzie długi stół nakryty był tylko dla nas dwojga. Służba zadbała o to, by kolację podano w najlepszej porcelanie z Limoges. Kryształowe kieliszki były weneckiej roboty, a sztućce srebrne, zdobione herbem. Na środku stołu stał wspaniały trzypiętrowy tort weselny, zwieńczony na szczycie srebrnymi dzwoneczkami i licznymi kwiatami.
— Pan to wszystko zaplanował — powiedziała przyglądając się stołowi. Przyznam, iż byłem z siebie bardzo zadowolony.
— Oczywiście, moja droga. Znany jestem z mistrzowskiej strategii. — Sakura roześmiała się na moje słowa.
— Czy pastor i pański sekretarz nie jadają z panem kolacji?
— Zwykle tak, ale dzisiejszego wieczoru chciałem, byśmy byli tylko we dwoje. — Uśmiechając się słodko, spróbowała wymyślnych dań, pytając przy okazji, czy przywiozłem tu także Alphonsa. — Nie, on pozostał w Hatake House. Tu mam Jean Paula, nieco starszego kucharza. Mam nadzieję, że z twojego powodu nie dojdzie między nami do niesnasek.
— Ależ muszę zrobić inspekcję kuchni — zażartowała i zachichotała.
— Proszę bardzo, ale ostrzegam, byś nie prowokowała takiej wdzięczności, jaką okazywał ci Alphons.
— Tak jest mój panie — odpowiedziała skromnie, ale z rozbawieniem w głosie. Po skończonej kolacji podałem jej nóż, by pokroiła tort, Pierwszy kawałek nałożyła mi, drugi sobie. — Czy służba mogłaby dostać po kawałku z okazji naszego ślubu? — zapytała wyraźnie przerażona wielkością tortu.
— Bardzo się ucieszą. Dopilnuję, by dostali również po kieliszku szampana. — Nigdy nie zapominała o innych. To było naprawdę wzruszające. — Po tak obfitującym w zdarzenia dniu, proponuję, byśmy udali się już na spoczynek. — Nie mogłem się doczekać tej chwili, a że nadal było jeszcze wcześnie, dodałem — Czuję się nieco zmęczony.
— Może jest pan chory? — zaniepokoiła się, gdyż nigdy wcześniej nie narzekałem przy niej na samopoczucie. Co prawda czułem się równie wspaniale jak zazwyczaj, ale do tego nie chciałem się przyznać.
— Jedna dobrze przespana noc pozwoli mi zapomnieć o zmęczeniu. — W kącikach moich ust pojawił się cień uśmiechu.

###

Nie mogłam pozwolić by się męczył, toteż przeszliśmy do pokoju nowożeńców. Ponownie uderzyło mnie jego piękno. Płonące świece dawały ciepłe światło. Dopiero teraz zauważyłam kominek, w którym wesoło płonęły bierwiona, nadając pokojowi wesoły wygląd. Moja pokojówka wybrała i ułożyła na łóżku koszulę nocną i szlafrok. Tego było za wiele. Posłałam Hatake ukradkowe spojrzenie, ale on wydawał się całkiem nieświadom znaczenia tej przezroczystej części garderoby. Zasugerował, bym przebrała się do snu, podczas gdy on przejdzie po swoje rzeczy do sypialni obok. Zgodziłam się na to.
Odsunęłam ciężką narzutę i wyciągnęłam dwie duże poduszki, które umieściłam na środku łóżka. Cofnęłam się, by sprawdzić efekt i zadowolona z siebie zabrałam koszulę i szlafrok, po czym przeszłam do gotowalni. Zdziwiło mnie, że nie czekała na mnie pokojówka, ale pomyślałam, że to prawdopodobnie kolejny z pomysłów Kakashiego.
Walczyłam z małymi licznymi guziczkami sukni, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zadowolona z pojawienia się służącej, przywołałam ją. Ku swemu zdziwieniu zauważyłam, że to nie pokojówka, lecz Hatake stoi w drzwiach i z błyskiem w oku pyta, czy niepotrzebna mi pomoc.
Zarumieniłam się i wyjąknęłam nieudolnie, jak przystało na młodą mężatkę:
— Nie jestem przyzwyczajona... to znaczy... dam sobie rade. Dla pana nie będzie to takie proste... — Przerwałam zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej, o ile wierzyć plotkom, akurat w tej dziedzinie miał duże doświadczenie.
Uśmiechnął się do mnie i bez wdawania się w dyskusję, zręcznymi palcami odpiął wszystkie guziki. Kiedy poczułam, że suknia zaczyna zsuwać się z moich ramion, przytrzymałam ją gwałtownie.
— Dziękuję — powiedziałam z godnością. — Dalej dam sobie sama radę.
— Dobrze kochanie — odpowiedział spokojnie. Rzuciłam mu ostre spojrzenie, ale jego twarz, gdy opuszczał garderobę, nie wyrażała niczego.
Szybko zrzuciłam suknię i liczne halki, i przebrałam się do snu. Przejrzałam się w lustrze i westchnęłam głęboko. W moim przekonaniu koszula i szlafroczek były wręcz nieprzyzwoite. Pospiesznie przeszłam do sypialni, zdmuchnęłam świece i po wejściu do wielkiego łoża, zakryłam się szczelnie po brodę.
Leżałam tak, obserwując płonący w kominku ogień, gdy cos nie dawało mi zamknąć powiek. Ogień za to dawał łagodne światło i powodował taniec cieni na ścianach, odciągając moja uwagę, od tego nieznanego mi uczucia.

###

W kilka minut później, odziany w błękitny, satynowy szlafrok, spod którego wystawała przy szyi falbana koszuli nocnej, wszedłem do pokoju. Podszedłem cicho do łóżka i położyłem się po swojej stronie. Wciągnąłem głęboko powietrze i powiedziałem:
— Moja droga... — Dalsze słowa przerwało mi pukanie do drzwi. — Co jest? — krzyknąłem poirytowany, ale wstałem i przez gotowalnię poszedłem otworzyć drzwi do holu. Stał tam Rawson ze srebrną racą w ręku, na której stał szampan i dwa kryształowe kieliszki.
— Bardzo przepraszam, milordzie, ale zapomniał pan poprosić o szampana dla siebie i pani.
Najmniej w tym momencie chodziło mi o szampana, ale wiedząc, że stary sługa ma na względzie moje szczęście, podziękowałem jedynie i życzyłem mu dobrej nocy. Zaniosłem tacę do sypialni i postawiłem na stoliku. Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że może nie był to wcale taki zły pomysł. Sakura usiadła na łóżku, zasłaniając się po brodę i obserwowała mnie.
— Wygląda na to, że zapomnieliśmy wypić szampana z okazji naszego ślubu — wyjaśniłem, wprawnie otwierając butelkę. Podszedłem do Sakury i podałem jej kieliszek. — Za nasze szczęście. — Wzniosłem toast. Różowo włosa wzięła ode mnie kieliszek i spróbowała złocistego płynu.
— Nigdy nie piłam szampana — wyznała. — Papa uważał, że damie wystarczy ratafia. — Piła ostrożnie łyk za łykiem. — Łaskocze mnie w nos i trudno powiedzieć, czy ma dobry smak. — Nalegałem by wypiła do dna, co też uczyniła. Odstawiłem kieliszki na stół i z powrotem wślizgnąłem się na swoją połowę łóżka. — Zrobiło mi się gorąco i trochę kręci mi się w głowie — zauważyła, wtulając się w pościel.
— Nic ci nie będzie — wyszeptałem, a następnie uniosłem się na ramieniu, ale gdy tyko powiedziałem: — Sakuro, kochanie... — ponownie rozbrzmiało pukanie do drzwi. Tym razem było bardziej natarczywe. — Co u diabła? — zagrzmiałem i jak poprzednio podszedłem do drzwi, przy których znowu stał Rawson. Poczułem ogarniającą mnie wściekłość. Zażądałem wyjaśnień. — O co chodzi tym razem?
—Przepraszam, milordzie, ale pastor mówi, że musi się z panem widzieć w bardzo ważnej sprawie — wyjąkał.
— Do diabła z panem Salisbury! Powiedz mu, że możemy porozmawiać rano. Nie życzę sobie, by mi przeszkadzano tej nocy. Czy to jasne? — Rawson zakłopotany skłonił się i odszedł z wyraźnym dylematem malującym się na twarzy.
Powróciłem do łóżka, ignorując tę sprawę, już o wiele bardziej rozdrażniony. Położyłem się i przez moment układałem sobie w myśli słowa. Po raz trzeci zacząłem od:
— Sakuro, kochanie, ja... — Tym razem pukanie do drzwi przypominało kanonadę, a wysoki głos nawoływał:
— Wstrzymajcie się!
— Kto to taki? — Sakura usiadła przerażona. — Co to znaczy?
Wiedziałem co, ale nie miałem pojęcia, kto ośmielał się mi to zrobić. Odrzuciłem kołdrę i zaciskając zęby zdecydowanym krokiem ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je jednym szarpnięciem. Przede mną stał pastor. Na jego młodej twarzy malowała się determinacja.
— Bardzo przepraszam, wasza lordowska mość, — zaczął, przerażony moją wściekłością, — ale z braku doświadczenia... pan sam przecież w tym miesiącu przeniósł na emeryturę mego ojca... to mój pierwszy ślub i zapomniałem, by pan i jej lordowska mość podpisali się w rejestrze. Do tego czasu w oczach kościoła anglikańskiego jest to związek nielegalny. — Pastor najwyraźniej bał się, ale widać też było jego zdecydowanie, by wszystko zostało wykonane należycie. Wiedziałem też jakie to ma znaczenie dla Sakury, więc poddałem się.
— Daj mi tę przeklętą księgę — rozkazałem. — I zaczekaj tu.

###

Hatake podszedł do mnie z rejestrem, kiedy nadal siedziałam sztywno, mocno zaniepokojona.
— To nic takiego. Po prostu zapomnieliśmy podpisać się w księdze i pastor nie chciał tego przeoczyć.
— Ma racje. To ja powinnam była o tym pamiętać, ale wszystko stało się tak nagle i zapomniałam. Ale czemu uważa, że winniśmy to zrobić teraz? Czy nie można zaczekać do ranna?
— Uważa, że teraz musi naprawić swój błąd — powiedział, podpisując się i podając mi księgę. Z westchnieniem ulgi odniósł ją do drzwi, gdy i ja złożyłam w niej swój podpis.
— A teraz już dobranoc — powiedział zdecydowanie i usłyszałam jak zamyka drzwi.
Wrócił do sypialni i ponownie ułożył się w łóżku, ale tym razem nic nie mówił. Pochwycił jedną z poduszek i cisnął ją na podłogę. Moje serce zaczęło bić jak szalone, ale zapominając o rozwadze, sama zrzuciłam drugą. To chyba efekt szampana.
— Moja, kochana. — Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w ramionach. Gdy tak słuchałam jego kolejnych słów, łzy szczęścia napłynęły mi do oczu. — Musisz wiedzieć, że bardzo cię kocham. Byłem tak zazdrosny, że nie wiedziałem co czynię. Powiedz, że i ty mnie kochasz — szeptał mi do ucha.
— Kocham cię od chwili, gdy włamałeś się do pokoju na poddaszu, ale nie chciałam twojej litości — wyznałam, wzdychając z zadowolenia i jeszcze bardziej wtulając się w jego klatkę piersiową. Uznałam ten przypływ odwagi za kolejny skutek działania szampana.
— Masz cos, co mi się szalenie podoba. — Uniosłam głowę, z niemym pytaniem w oczach. — Twoja koszula — wyszeptał.
— Przyznaję, że jest nieprzyzwoita. Przypuszczam też, że wołałbyś żebym się jej pozbyła, nieprawdaż? — odpowiedziałam, rozbawiona.
— Że też nie pomyślałem o tak prostym rozwiązaniu. — Zaśmiał się, przyciągając mnie na powrót do siebie. Udałam oburzenie, ale on nie zważając na to zaczął mnie całować. Całe moje ciało, od czubka głowy po koniuszki palców drżało w oczekiwaniu. Spojrzał na mnie i zatrzymując oczy na moich, powiedział: — Czy pamiętasz, jak kupowałaś ubranka dla dziecka Jeny? — Dlaczego pytał o to właśnie teraz?
— Owszem — odparłam, niespokojnie czekając na dalszy ciąg.
— Czy pamiętasz do jakich wniosków doszła lady Radcliffe, doprowadzając mnie do szaleństwa z zazdrości? — Przytaknęłam z wahaniem. — Czy to nie przykre, że ta biedna kobieta zawsze się myli? Czy nie sądzisz, że oddalibyśmy jej przysługę, zmieniając plotkę w prawdę?
Delikatnie ugryzł mnie w ucho i nagle przyszło olśnienie. Zarumieniłam się, ale już bez wahania, odpowiedziałam szybko, czując jak ogromny uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
— Oczywiście.

Teraz wiedziałam już, co papa miał na myśli, kiedy mówił, że można mieć raj na ziemi. 


Koniec


2 komentarze:

  1. A to spryciarz! Wiosenne porządki? :) Ma dobrą służbę, bo aktorami są nie ma to tamto. Pomyślałam na początku, że Kakashi kazał zacząć wiosenne porządki, z przykazem, że jeden pokój ma być od razu gotowy. No ale ślub pełną gębą i akurat pokój dla nowożeńców. Zaplanowane na maksa. Na końcówkę, to miałaś pomysł. Już myślałam, że nic z tego nie będzie. Jak czytałam o tych pukaniach do drzwi, to sama poczułam złość. Bardzo podobało mi się, jak Kakashi złapał za poduszkę i ją wyrzucił. To, że Sakura poszła w jego ślady, nieco mnie zdziwiło, zwłaszcza, że tak się zasłaniała. Ona chyba przeżywała coś w rodzaju wojny wewnętrznej. Bo z jednej strony chciała jego bliskości, z drugiej są małżeństwem, a z trzeciej od to babiarz i takie tam. Kobiety takie jak Sakura nie lubią być traktowane jako coś tymczasowego. To też fakt, że prosto z mostu przyznał się do swojej miłości, ułatwił wszystko. Jej tekst o tym, że kochała go od pierwszego spotkania jest piękny i maraśny, ale gdzieś tam głęboko we mnie się kłóci z odczuciami, bo ta miłość budowała się kawałek po kawałku i to było piękne w tej historii. Mimo tego, uważam, że dobrze o zakończyłaś. Nie było opisu sceny łóżkowej, na co trochę liczyłam, ale to też było dobre. Nie pasowałoby w tego typu opowiadaniu, pisanego taką formą. Chociaż kto wie. Napisałaś całe opowiadanie jakąś dziwną, trudna formą przekazu, miało to ręce i nogi, teraz pojawiła się głowa i całość jej spójna, więc może i z całą resztą, jaka się nie pojawiła, też byś podołała. Skreśl to może. Dała być ku*** radę!!!
    Kawał dobrej roboty! i niech Cię... ja nie wiem czy chcę aby ta historia się tak skończyła ewidentnie. Będzie jakiś bonus? Jakaś wstawka z tego, jak mały chłopiec zjerzdza po poręczy, a opiekunka na niego krzyczy i goni go ze ścierką, a mała dziewczynka ciągnie za zasłony? daj chociaż nadzieję, że może kiedyś coś takie powstanie, bo jakoś mi smutno.

    Ech... To pisz coś innego, w ramach pocieszenia, że Małżeństwa po Szkocku już nie będzie.
    WENY, MOTYWACJI, POMYSŁÓW TYSIĄCE, CZASU I PASJI :))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Póki co muszę Cię zasmucić, bo mam na głowie tak dużo rożnych spraw, że mogę się jedynie skupić na pisaniu jednego rozdziału War i notki na tego bloga, na raz. Na resztę nie starcza mi póki co czasu, a już do ferii na pewno nie będzie lepiej. W piątek zdałam prawko, a teraz po weekendowym uchachaniu, że tak kulturalnie powiem, muszę wziąć się za nadrabianie. Dlatego o bonusie na razie cicho sza.
      Co nie znaczy oczywiście, że wykluczam tę opcję. Już wcześniej coś takiego chodziło mi po głowie, więc kto wie? Ewentualnie zostaną Ci zamówienia, kiedy je otworzę, a to myślę, że jeszcze do wakacji się stanie spokojnie, jeśli nie wcześniej ;D
      Dziękuję ślicznie za te słowa. Strasznego kopa dają. Aż przypomniały mi się plany na niektóre sceny z Are you Mine?, które teraz leży i umiera już powoli :/
      Mam jednak nadzieję, że do wakacji uda mi się ożywić tego bloga, bo historia jest mi niemal tak bliska jak Małżeństwo.
      Ta wena i czas to chyba się przydadzą w hektolitrach :D
      Dziękuję za komentarz i przede wszystkim wsparcie w pisaniu tej historii ;)

      Usuń

Layout by Netka Sidereum Graphics