Powróciłem do
biblioteki po dokumenty i ukryłem je w kieszeni surduta. Upomniałem jeszcze
Smithersa, który pomagał mi się ubrać, by miał oczy szeroko otwarte i nie
dopuścił do kolejnych kłopotów, które zdawały się wprost kochać Sakure.
Kamerdyner skłonił się i zamknął za mną drzwi.
Jechałem
szybko, ale nie tak, jak w czasie poprzedniej podróży, wręcz pościgu. Chciałem
jak najprędzej sfinalizować sprawę, by powrócić do różowo
włosej. Miałem też swoje plany. Zdążyłem już przekazać wiadomość Castlereaghowi, że przez tydzień lub dwa będę nieosiągalny z uwagi na nie cierpiące zwłoki i bardzo ważne sprawy rodzinne. Ponadto wysłałem wiadomość do swej gospodyni w Hatake Hall. Wiedziałem, że zdziwią ją instrukcje, ale byłem pewien, że wypełni je skrupulatnie. Może tylko staną się przedmiotem plotek służby. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że niewiele da się przed ludźmi ukryć i z pewnością wszyscy już wiedzą, że moja żona nie dzieli ze mną łoża. To zapewne od początku stanowiło temat przeróżnych, niekiedy pewnie słusznych, spekulacji.
włosej. Miałem też swoje plany. Zdążyłem już przekazać wiadomość Castlereaghowi, że przez tydzień lub dwa będę nieosiągalny z uwagi na nie cierpiące zwłoki i bardzo ważne sprawy rodzinne. Ponadto wysłałem wiadomość do swej gospodyni w Hatake Hall. Wiedziałem, że zdziwią ją instrukcje, ale byłem pewien, że wypełni je skrupulatnie. Może tylko staną się przedmiotem plotek służby. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że niewiele da się przed ludźmi ukryć i z pewnością wszyscy już wiedzą, że moja żona nie dzieli ze mną łoża. To zapewne od początku stanowiło temat przeróżnych, niekiedy pewnie słusznych, spekulacji.
W porcie
przekonałem się, że mój jacht jest w pełnej gotowości do podróży. Kapitan nawet
słowem nie wspomniał, że czeka już od dwóch dni.
— Postaraj się
popłynąć tak szybko, jak to możliwe — powiedziałem do niego, wchodząc na pokład.
— W Londynie zostawiłem sprawę nie cierpiącą zwłoki i zależy mi na szybkim
powrocie.
Kapitan
skłonił się i poszedł wydać rozkazy, a ja odetchnąłem w końcu świeżym, morskim
powietrzem z niecierpliwością wyczekując powrotu.
###
Nadzorowałam
właśnie pakowanie swych licznych sukni, gdy usłyszałam jak w holu Smithers wita
Hatake. Rzuciłam wszystko i zbiegłam po schodach. Lekko zdyszana powitałam go,
a uśmiech sam wypłynął na moją twarz. Kakashi wcisnął kamerdynerowi kapelusz i
płaszcz, po czym pochwycił moje dłonie.
— Mam
nadzieję, że tym razem obeszło się bez przygód.
— Tak, mój
panie — odpowiedziałam skromnie i pozwoliłam mu zaprowadzić się do biblioteki.
Przekręciłam lekko głowę w niemym pytaniu, na co Hatake tylko potrząsnął swoją
i roześmiał się pod nosem. Nieco pewniejsza, widząc jego dobry humor,
kontynuowałam: — Interesuje mnie pańska podróż do Francji. Czy spotkał się pan
z ambasadorem? Czy wszystko poszło gładko? — Nawet nie zauważyłam, kiedy
zaczęłam zarzucać go coraz to nowymi pytaniami.
— Ambasador
żartował sobie z powodu mego spóźnienia. Podejrzewał, że przykro mi było
porzucać młodą żonę! — Początkowo zakłopotana jego słowami, roześmiałam się
jednak niepewnie.
— Co on tam
wie.
Zamyśliłam się. Jak bardzo Hatake zmienił się
od czasu naszego małżeństwa, które wydawało się być skazane na fiasko. Zniknęła
jego początkowa powaga, chłód i denerwujące maniery. Od niedawna śmiał się
coraz częściej, przynajmniej w mojej obecności i wszystko wokół go bawiło.
— Kiedy
będziesz gotowa do wyjazdu? — zapytał przypatrując mi się, z niecodziennym i
nieco dziwnym, jak na niego zapałem w oczach.
— Za godzinę —
rzekłam, mając świadomość, że moje oczy musiały błyszczeć z podniecenia. — Mam
tyle sukni, że nie bardzo wiem, które ze sobą zabrać.
— Mogę ci w
tym pomóc. Jednej jeszcze w ogóle nie nosiłaś, tej z białego tiulu wyszywanej
drobnymi perełkami. Chciałbym cię w niej zobaczyć.
— Jakim cudem
potrafi pan spamiętać wszystkie moje suknie? — Zaśmiałam się, od razu zapisując
w głowie, aby ją spakować.
— Zapominasz,
że mam w tej sprawie pewne doświadczenie, choć muszę przyznać, że od czasu
naszego małżeństwa udało ci się położyć kres mojej działalności w tych
aspektach — powiedział to tak, jakby wcale nie był niezadowolony z takiego
obrotu spraw.
Zarumieniłam
się, przypominając sobie, jak pozbyłam się mademoiselle Fanchot, ale co z
innymi? Wyglądało na to, że i one należały do przeszłości, co niezmiernie mnie
cieszyło. Co prawda nie byłam tego pewna, a bałam się zapytać, więc uchwyciłam
się tej nadziei, jak ostatniej deski ratunku. Jeśli nie miał teraz kochanki,
musiało to oznaczać tylko jedno. Nie śmiałam jednak w to wierzyć.
Dzięki
wspaniałym zdolnościom organizatorskim mego męża, z Hatake House wyjechaliśmy z
niewielkim opóźnieniem. Nigdy jeszcze nie podróżowałam z taką pompą i w tak
pięknej sukni. Ciemnozielony strój był nienagannie skrojony i musiałam
przyznać, że bardzo twarzowy. Zauważyłam z jaką aprobatą spojrzał na mnie
Kakashi, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Dzień był piękny,
nadzwyczaj ciepły i słoneczny, dystans niewielki, toteż Hatake zdecydował się
na podróż kariolką. Z przyjemnością obserwowałam, z jaką wprawą prowadzi konie
przez zatłoczone ulice Londynu. Za nami jechał powóz, wiozący bagaże, moją
pokojówkę, oraz lokaja Hatake. Orszak zmykał jadący z tyłu chłopak stajenny.
Gdy tak
mijaliśmy inne powozy i kupców, pomyślałam o zmianach, które zaszły w moim
życiu w ciągu tych ostatnich kilku tygodni. Jak szczęśliwi byliby moi rodzice,
widząc mnie w tak korzystnej sytuacji. Gdyby tylko żyli. Zagryzłam wargę, by
się nie rozpłakać.
— Czy coś się
stało? — zapytał Hatake nagle, co uświadomiło mi, ze musiał mi się przyglądać.
— Och, nie.
Nie mogę się jedynie doczekać końca podróży. Zastanawiam się, jakie jest Hatake
Hall.
— To mój dom
rodzinny — odpowiedział. — Tam dorastałem i chociaż nie miałem rodzeństwa,
nigdy się nie nudziłem. Mięliśmy dużo koni i pokaźną sforę psów. Są tam idealne
tereny łowieckie i polowanie stało się moim ulubionym sportem. Mój guwerner
nauczył mnie nawet sztuki pływania. — Dodał to po krótkiej przerwie, jakby
prowokacyjnie, ale szybko stwierdziłam, że to tylko moja wyobraźnia.
— Jakie to
miłe — szepnęłam w odpowiedzi.
Usiłowałam to
sobie wyobrazić, gdy nagle mały chłopiec wypadł na ulicę tuż przed konie. Nie
zdążyłam krzyknąć, Hatake już ściągał wodze, jednak chłopiec znalazł się pod
kopytami.
###
Nim kariolka
się zatrzymała, Sakura wyskoczyła z niej i uklękła przy dziecku. Było
nieprzytomne, lecz nie widać było ani śladu krwi. Bardzo chudy chłopczyk, sama
skóra i kości, zauważyłem to od razu. Sakura zresztą również. Był bardzo
brudny, a jego ubranie było w strzępach, ale to nie przeszkodziło mojej żonie,
położyć jego głowy na swych kolanach. Podszedłem do niej. Posłała mi błagalne
spojrzenie, które zinterpretowałem jako prośbę o pomoc. Pochyliłem się i
wziąłem w swe palce chudą dłoń dziecka.
— Nic mu nie
jest. To tylko chwilowe omdlenie — zapewniłem. Zdawałem sobie sprawę, że
zbierał się wokół nas tłum. Słyszałem wściekły ryk sprzedawcy, który oskarżał
chłopca o kradzież jabłka i żądał przykładnego ukarania. Rzeczywiście, chłopak
ściskał nadal owoc mocno w dłoni. Rzuciłem sklepikarzowi złotą monetę, a ten
wycofał się zadowolony, nisko się kłaniając.
W tym czasie
dzieciak doszedł do siebie i na nasz widok, zaczął trząść się ze strachu.
— Rany,
przepraszam — powiedział, usiłując się podnieść.
— Gdzie
mieszkasz? — spytałem pomagając mu wstać.
Chłopak
rozglądał się nerwowo, szukając prawdopodobnie drogi ucieczki, ale nie
rozluźniłem uścisku.
— Nigdzie nie
mieszkam. Śpię tam, gdzie mi się uda — wymamrotał.
— I kradniesz
to, co ci się uda, co? — zaatakowałem, może nieco zbyt agresywnie. Bezdomni
byli palącym problemem Anglii i miąłem nadzieję, że uda mi się zainteresować
nim Castlereagha.
— Czy nic nie
da się zrobić? — spytała błagalnie Sakura.
— Z pewnością
jest jakaś parafia, która by cię przyjęła — powiedziałem, przeszywając urwisa
ostrym spojrzeniem.
— Tam mnie nie
chcą, bo brak im jedzenia dla tych, co już są — poinformował mnie dość trzeźwo
jak na dzieciaka.
— Kto ją
prowadzi? — Sakura nie odpuszczała.
Chłopiec
potrząsnął głową. Nie miał pojęcia. Za to ja wiedziałem, że nietrudno było
znaleźć odpowiedź na to pytanie.
Powóz, który
właśnie nadjechał, zatrzymał się na widok blokującej drogi kariolki. Stangret
oddał lejce chłopcu stajennemu i podszedł do mnie. Z ulgą przyjąłem jego
pojawienie się.
— Sprawdź, kto
zarządza tą parafią i gdzie mieści się kościół — poleciłem.
— Parafią?
Nie raczyłem
odpowiedzieć, wskazując jedynie na sklepy. Nie chciałem puścić chłopca, dopóki
nie otrzymam odpowiedzi. Robiłem to wszystko ze względu na Sakurę. Zauważyłem
jej niepokój i wzruszyła mnie jej troska o innych.
Po minucie
stangret wrócił z informacją, że pastorem niewielkiego kościółka mieszczącego
się nieopodal był wielebny Blake.
— Świetnie,
odwiedźmy go — stwierdziłem, a Sakura przystała na to. Stangret stał
niezdecydowany, póki mu nie podziękowałem i nie kazałem ruszyć w dalszą podróż.
— Tak jest,
milordzie — odpowiedział i powrócił do powozu.
— No to
wskakuj — zwróciłem się do chłopca. — Pojedziemy zobaczyć się z wielebnym
Blake’em.
Chłopak
popatrzył na mnie z przerażeniem, jakby nie był pewien, czy dobrze usłyszał.
Sakura wsiadła do kariolki, pozostawiając miejsce dla chłopaka. Ledwo się mieściła
ale nie narzekała. Przyglądając się jej spokojnej twarzy, zastanawiałem się,
ile kobiet z towarzyskiej śmietanki zareagowałoby tak jak ona. Nie było drugiej
takiej.
Chłopak kręcił
się, przestraszony sytuacją, w jakiej się znalazł. Nie wiedział przecież, co go
czeka.
Skręciłem w
następną przecznicę, rozglądając się uważnie. Nie miałem pojęcia, gdzie
znajduje się kościół, jednak wkrótce zauważyłem nieco zaniedbany budynek. Zatrzymałem
konie przed frontem i przyjrzałem się zniszczonej, proszącej się o remont
fasadzie. Mała drewniana tablica informowała, że to kościół anglikański i że
jego pastorem jest wielebny Blake. Do kościoła przylegały budynki, które
sprawiały wrażenie, jakby mogły się rozpaść przy byle silniejszym podmuchu
wiatru.
Nie puszczając
chłopca, wysiadłem z kariolki.
— Czy dasz
sobie radę? — zapytałem zielono okiej.
Przytaknęła
skinieniem głowy i z wdziękiem wysiadła, poprawiając nieco pogniecioną suknię. Obrzuciła
ją ponurym spojrzeniem, ale widocznie postanowiła zignorować swój wygląd dla
dobra sprawy.
Weszliśmy do kościoła
i odnaleźliśmy pastora w zakrystii. Jego pomarszczoną twarz rozjaśnił uśmiech.
Podszedł do nas wolno. Cały jego wizerunek świadczył o zaawansowanym wieku.
— Czym mogę
służyć? — zapytał, spoglądając z zaciekawieniem na obdartusa.
— Powiedziano
mi, że pan kieruje tą parafią.
— Tak, służę
tu od wielu lat. Niestety mamy sporo ludzi, a niewiele pieniędzy. Robię, co
mogę dla tych nieszczęśliwych dzieci — powiedział, nie odrywając wzroku od wyrywającego
się chłopca.
— Czy
znalazłoby się miejsce jeszcze dla tego jednego? — zapytałem.
— Nie
wystarcza jedzenia dla tych którzy już tu są. Jesteśmy w beznadziejnej
sytuacji. Nie stać nas na wyżywienie jeszcze jednej osoby — powiedział rozkładając
bezradnie ręce, za to ja zauważyłem bruzdę na czole Sakury i łzy w jej oczach.
— Jeśli
wyposażymy przytułek tak, by starczyło dla wszystkich, czy przyjmie pan tego
chłopca? — zapytałem. Z zadowoleniem zauważyłem, jak rozpogadza się twarz różowo
włosej.
— Milordzie,
jeśli uczyni pan to, uratuje pan wiele istnień ludzkich. — Spojrzenie pastora
również się zmieniło. Można było dostrzec łzy w jego oczach. — Oczywiście, że
wtedy chętnie przyjmę chłopaka. — Zwrócił się teraz do niego. — Jak masz na
imię?
Ten nie
spieszył się z odpowiedzią, ale czując uścisk mojej dłoni, wymamrotał:
— Jem. Jem i
już — dodał widząc nasze pytające spojrzenia.
— Tak,
rozumiem — odpowiedział ciepło pastor. — Co powiesz na miejsce do spania i tyle
jedzenia ile zdoła pomieścić twój brzuch?
Chłopka
skierował na mnie pytający wzrok, więc przytaknąłem ruchem głowy. Jem oblizał
wargi.
— Naprawdę?
Nie żartuje pan? — Najwyraźniej nie wiedział, czy może wierzyć, czy też było to
tylko takie pańskie gadanie. Sakura wyraźnie się wzruszyła i wzięła go za rękę.
— Kiedy lord
Hatake obiecuje coś, zawsze dotrzymuje słowa. Możesz śmiało liczyć na to, że
starczy ci jedzenia.
Twarz chłopca rozjaśniło
coś, co można by uznać za uśmiech.
— Dobra —
zgodził się, ale po krótkim namyśle dodał, wietrząc jakiś podstęp: — A co mam
za to zrobić?
— Po pierwsze,
przestaniesz kraść — odpowiedział mu roześmiany pastor. Chłopak rozbawił nas wszystkich.
— Po drugie, dostosujesz się do niektórych zasad obowiązujących w tym domu. Nie
będziesz się bić i pomożesz nam w pracach domowych. To chyba niewiele w zamian
za pełny brzuch i miejsce do spania? — Celowo mówił prostymi słowami, by
dzieciaka nie wystraszyć.
— No dobra,
spróbuję – Jem powiedział po namyśle.
Rozluźniłem uścisk
i sięgnąłem do kieszeni. Wyjąłem kilka banknotów, które podałem pastorowi.
Następnie wręczyłem mu swą wizytówkę.
— Proszę
wypisać potrzeby parafii, a mój zarządca zajmie się wszystkim.
— Gdyby tylko wiedział
pan, ile to znaczy dla tych dzieci i dla mnie. — Uścisnął mocno moją dłoń,
wyraźnie wzruszony.
Chciałem już wyjść,
gdy Sakura pociągnęła mnie za rękaw. Spojrzałem na nią, a widząc jej błagalne
spojrzenie, zastanowiłem się, o czym zapomniałem. Uniosłem brew, a ona raczyła
mnie oświecić.
— Odzież. —
Zapomniałem, że sama wychowywała się na plebani, więc znała aż nadto problemy
biedoty. Stwierdziłem, że każdego dnia dowiaduję się o niej czegoś nowego.
Wiedziałem, że miała gorące serce i była hojna. Teraz przekonałem się, że myśli
bardzo praktycznie.
— Odzież! Tak,
oczywiście, musimy zadbać i o to — zgodziłem się i zwracając się do pastora, poprosiłem:
— Niech pan poda przybliżone koszty. Na razie tych kilka banknotów powinno
zaspokoić bieżące potrzeby.
— Jest pan
bardzo hojny. Niech pana Bóg błogosławi — powiedział pastor drżącym głosem.
###
Nie odezwałam
się ani słowem, dopóki nie wsiedliśmy do kariolki i nie ruszyliśmy.
— Nie wiem, co
też pan sobie o mnie myśli — zaczęłam przepraszać. — Zawsze udaje mi się wydać
pańskie pieniądze. Mam nadzieję, że stać pana na pomoc dla tej parafii? —
dodałam przerażona. — Czy nie przesadziłam z tymi wydatkami?
Hatake zaśmiał
się głośno, rozwiewając moje obawy.
— Moja droga,
nie jestem bogaty jak nabab, ale zapewniam cię, że niewiele mi brakuje. Nawet
gdyby dane nam było żyć kilka razy, nie uszczuplilibyśmy mego majątku i jestem
pewien, że i moi synowie odziedziczą tyle, że starczy im na wygodne życie.
Oczy otworzyły
mi się szerzej na dźwięk czułego słówka, chociaż przypisałam je raczej
nawykowi. Zastanowiła mnie jednak sprawa synów. Czy naprawdę sądził, że pewnego
dnia...? Przeszedł mnie dreszcz podniecenia, jednak zdrowy rozsądek kazał zaczekać
i upewnić się. Przeszłam, więc na tematy ogólne, rozkoszując się tą podróżą. Kakashi
przytomnie odpowiadał na moje pytania. Wkrótce również dogoniliśmy powóz, by po
chwili go wyprzedzić.
Wiał lekki wiatr, a ja nie mogłam nacieszyć się zapachem wiosny i
ciepłego słońca. Byłam zadowolona, że udało nam się pomóc Jemowi i wielu innym
dzieciom.
Ohayo!
Gome, że spóźniona, ale troche się działo.
Rozdział króki, ale mimo to wstawiam tak, ponieważ kolejny będzie ostatnim. I na ten ostatni zostawmy wszytkie wydarzenia w Hatake Hal ;)
Teraz biorę sie za Are you Mine? i razem z Yumi za War of Change, ale nie mam zamiaru zostawiać rozdziałów na tego bloga bez opieki. Chcę w końcu ruszyć swój leniwy zadek i dokończyć dwie miniaturki. A to oznacza, że na ostatni rozdział Małżeństwa poczekacie conajmniej do wrzesnia -> Wiem, jestem wredna.
To by było na tyle, pozdrawiam wsyztskci hcieplutko i do nastepnego ;D
PS.Zapraszam na mojego Facebook'a. Trochę więcej informacji niż tutaj :)
Nie wiem czy się cieszyć czy rozpaczać. Kolejny rozdział będzie ostatnim? Jakoś na samą myśl o tym mi smutno. Tak to na mnie wpłynęło, że nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńNo ładnie się Kakashi zachował. Sakura faktycznie lekką ręką wydaje jego pieniądze, choć cele ma głównie szczytne. Za dużo nie mogę się też rozpisać, bo wiele się nie wydarzyło. To chyba jest głównie wprowadzenie do ostatniego rozdziału i dopiero przy kolejnym poście można liczyć na konkretne wydarzenia. Ciekawa jestem jak do tego podejdziesz. Szkoda, że aż tyle będzie trzeba czekać, ale znając życie, szybko zleci.
Weny i natchnienia przy dalszym pisaniu.
Zleci szybko, już ja się o to postaram. Samej trudno mi się z tym pogodzić, ale historia jest praktycznie na wykończeniu. Dwa lata pisania to całkiem sporo.
UsuńTak jak Kakashi nie zwraca uwagi na pieniądze znikające z jego konta, tak i Ty nie zauważysz kiedy skończy się historia ;)
Dziękuje za ten komentarz. Zawsze podnosisz mnie na duchu.