Music

poniedziałek, 12 października 2015

Małżeństwo po szkocku Rozdział III: Jesteśmy małżeństwem



Obudziłam się w ciepłym, wygodnym łóżku i nagle przypomniałam sobie, gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Zobaczyłam, że łóżko jest już puste, a granica z poduszek zniknęła. Domyśliłam się, że
to Hatake wstał wcześniej i ułożył je na swoim miejscu, by nie wzbudzić podejrzeń służby. Jeszcze raz przeanalizowałam zdarzenia z poprzednia dnia. Nadal wydawały mi się zupełnie nieprawdopodobne. Jednak dzisiaj miałam otrzymać odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. Czy nasze małżeństwo jest ważne, czy jednak będę musiała poradzić sobie sama. Nie miałam pojęcia, co zrobię w takiej sytuacji. Wolałabym uniknąć skandalu i nie nadszarpnąć swojej reputacji. Na razie cieszyłam się, że moimi sprawami zajmuje się ten silny i opanowany mężczyzna. Na szczęście mogłam mu w pełni zaufać.
Moje rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. Do pokoju weszłam młoda, nieco przestraszona pokojówka.
-Madame, czy życzy sobie pani kąpiel, czy może najpierw śniadanie?
Zawsze wolałam brać kąpiel przed śniadaniem, ale nie chciałam, aby Hatake zaskoczył mnie w wannie. Nie mam pojęcia, gdzie się teraz znajduje.
-Lord Hatake i pozostali panowie są już po śniadaniu i wyruszyli na ryby. Lady Sarutobi powiedziała, że spotka się z panią w błękitnym salonie jeszcze przed południem.
Dziewczyna bardzo mnie uspokoiła tymi informacjami.
-Najpierw wezmę kąpiel, a potem zjem śniadanie – uśmiechnęłam się ciepło do dziewczyny.
Ta dygnęła i przeszła do łazienki przygotować kąpiel. Sądząc po jej niepewności nie była doświadczona, ale starała się.
Na luksus pokojówki stać było moją mamę, ale przed ślubem. Potem nie była już w stanie żyć na takim samym poziomie. Mój tato nie był najstarszym z synów, więc nie dziedziczył zbyt wiele, a jedynym źródłem dochodów była plebania. Jednak mama powiedziała mi kiedyś, że nigdy nie zamieniłaby tych lat spędzonych z tatą nawet na największe luksusy tego świata.
Na plebani mięliśmy jedną służącą, ogrodnika i stajennego. Siłą rzeczy musiałam lepiej niż moje rówieśniczki poznać tajniki prowadzenia gospodarstwa domowego.
Często marzyłam o mężu podobnym do mojego taty. Czułym, kochającym, dobrym i inteligentnym. Trudno się, więc dziwić, że nie znalazłam u w naszej wiosce żadnego godnego uwagi kandydata. Moja matka cały czas bardzo wierzyła, że uda jej się wprowadzić mnie w towarzystwo, gdzie poznam właśnie takiego mężczyznę.
Po odświeżeniu się i zjedzeniu śniadania udałam się do biblioteki, którą widziałam, gdy Lady Sarutobi prowadziła nas do apartamentu. Przeglądałam jeden z tomów, gdy do pomieszczenia weszła Kurenai.
-Interesują cię książki? – zobaczyłam niedowierzanie na jej twarzy, gdy podniosłam wzrok znad stronnic. – Pierwszy raz spotkałam kobietę z dobrego rodu, która czytałaby książkę. Tylko sawantki biorą je do rąk.
-To moi starzy przyjaciele. – uśmiechnęłam się do niej promiennie – Tato każdy dodatkowy grosz przeznaczał właśnie na nie. Tylko w ten sposób mogłam podróżować. Czytałam o różnych krajach i czułam się, jakbym tam byłam.
-To w takim razie, co chciałabyś dzisiaj robić? – zapytała entuzjastycznie.
-Zdaję się na ciebie. Chętnie obejrzę dom i ogród, o ile czujesz się na siłach, by mnie oprowadzić. – zauważyłam nieco zaokrąglone kształty u Kurenai.
-Zauważyłaś? – zaśmiała się radośnie – Na razie się z tym nie zdradzamy. Skończyłam już trzydzieści lat i obawiałam się, że dom Sarutobi zostanie bez dziedzica. Jednak wszystko jest na dobrej drodze.- widocznie chciała się dzielić tą nowiną. – Ty również nie wyglądasz już na pensjonariuszkę i pewnie obawiasz się, że nie uda ci się dać dziedzic Kakashiemu, ale ja widzisz to możliwe.


Ten komentarz mnie zawstydził, gdyż jeśli o mnie chodzi to Hatake nie zbyt wielkiej szansy na dziedzica. Postanowiłam o tym nie myśleć. Będę miała na to czas, gdy Hatake dowie się, jaki jest nasz status małżeństwa.

Kurenai zaczęła od pokazania mi domu. Należał do skromnych ze swymi ośmioma sypialniami, trzema niewielkimi salonami, pokojem śniadaniowym, dużą jadalnią, biblioteką, salą balową i obszernym pokojem dziecinnym, gotowym na przyjęcie maleńkich mieszkańców. Kurenai nie pokazała mi ani pokoi dla służby, które mieściły się na poddaszu, ani kuchni. Dla niej te pomieszczenia po prostu nie istniały.
Wiele dam wysłanie po kucharza dla omówienia menu traktowało jako wystarczający kontakt z kuchnią. Było przyjęte, że czasami przygotowywały lub zatwierdzały menu, nadzorowały nakrywanie do stołu i ustalały miejsca poszczególnych gości, dobierały dania, a nawet wymyślały potrawy. Dla większości jednak kuchnia była czymś, o czym nawet nie wypada wspominać.
Obejrzenie domu zajęła nam trochę czasu. Kurenai poczuła się słabiej i zaproponowała, abyśmy zjadły lunch, by poprawić samopoczucie. Gdy usiadłyśmy w jadalni, zaczęłam podziwiać przez okno cudowny krajobraz. Zielone trawniki, wielobarwne kępy kwiatów ukształtowane wedle projektu i piękne rzeźby. W oddali można było zobaczyć piętrzące się góry. Ten krajobraz był tak kojący, że zapomniałam na jakiś czas o dręczących mnie problemach.
Kiedy skończyłyśmy posiłek Kurenai zaproponowała przejażdżkę po należących do dworu gruntach i wizytę na farmie.
-Z przyjemnością – ucieszyłam się – O ile czujesz się na siłach. – zastanawiałam się czy Kurenai nadal jeździ konno. Chętnie sama dosiadłabym wierzchowca. Uwielbiałam to robić.
-Nawet nie domyślasz się, jaka jestem silna, ale Asuma nie zezwala mi jakikolwiek wysiłek poza spacerami i jazdą powozem zaprzężonym w kucyka. – zaśmiała się – Sam go dla mnie wybrał, więc korzystam z niego, gdy mam ochotę na przejażdżkę. Miło, gdy cię tak rozpieszczają.
Powóz z kucykiem. To wspaniała zabawa. – udzielił mi się nastrój i chwilę później chichotałam razem z panią domu.

Jakiś czas później siedziałyśmy w powozie kierując się w stronę farmy. Dzień był wręcz idealny na przejażdżkę. Wiał lekki wiatr, a w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Ptaki śpiewały wokoło miłosne trele.
Muszę przyznać, że czułam się bardzo elegancko w zielonym, welwetowym kapelusiku z daszkiem, przystrojonym dwoma strusimi piórami. Kurenai mi go pożyczyła, gdyż uważała, że czepek nie jest odpowiedni do takiej przejażdżki.
Po jakimś czasie zobaczyłam kamienny budynek o stromym dachu. Kurenai wyjaśniła mi, że to obora. Mieli pięć krów z Ayrshire, które zaspokajały potrzeby dworu, jeśli chodzi o mleko, masło czy ser. Wszelkie nadwyżki mleka sprzedawali we wsi
Gdy podjeżdżałyśmy pod oborę, zauważyłam wychodzącego z niej młodego mężczyznę. Miał na sobie coś do przywodziło mi na myśl skórzany fartuch sięgający od szyi po kostki.
-Zabezpieczenie przed zamoczeniem – wyszeptała Kurenai – Asuma stosuje nowoczesne metody. Wymiona krów są myte przed każdym dojeniem. Okazało się, że dzięki temu krowy stały się mleczniejsze i zdrowsze.
Słyszałam o zatruciach po wypiciu świeżego mleka, więc idea Asumy zrobiła na mnie spore wrażenie.
Młody człowiek spoglądał przed siebie zasępiony, nagle jednak uświadomił sobie naszą obecność i ruchem ręki odrzucił z czoła niesforny kosmyk włosów. Był wysoki i silnie zbudowany o przeciętnej urodzie. Jednak jego błękitne oczy świadczyły o uczciwości. Opuścił ręce i czekał na polecenia.
-Lady Hatake, to Gaara no Sabaku. Jest odpowiedzialny za udój i czystość. Świetnie się spisuje.
No Sabaku skłonił się niezdarnie, a jego oblicze rozjaśniło się, gdy usłyszał pochwałę.
-Czym mogę służyć? – zapytał
-Dziękujemy. Oprowadzam jedynie lady Hatake po naszych włościach
-Czy mogę odejść? – wyjąkał – Mamy jeszcze sporo roboty.
Na skinienie Kurenai obrócił się i wszedł do budynku.
Gospodyni pogoniła kuca i ruszyłyśmy powoli w kierunku kolejnego budynku. Była to mleczarnia, w której wrabiano masło i sery. Drzwi budynku były uchylone, przez co zauważyłam dwie dziewczyny zajęte ubijaniem masła. Młodsza z nich była bardzo atrakcyjna. Spod czepka wymykały się jej jasnobrązowe włosy. Pełne wyrazu oczy miały ciemnobrązowy kolor. Na jej twarzy nie było ani śladu uśmiechu. Wyglądała jakby cały ciężar świata złożono na jej ramionach. Poruszyła tym moje serce. Żałowałam, że nie mogę się zatrzymać, by z nią porozmawiać.
Pojechałyśmy dalej, ku pastwiskom, na których pało się anguskie bydło, hodowane dla smacznego mięsa. Objazd włości zakończyła wizyta w ogrodzie warzywnym i w sadzie.
-Panowie powinni już być. – powiedziała Kurenai, gdy podjeżdżałyśmy pod frontowe wejście. – Zobaczymy, co złapali na obiad. Zapewne nie możesz doczekać się spotkania z mężem.
Nie tyle nie mogłam się go doczekać, ile chciałam usłyszeć, co ma mi do powiedzenia. Wciągnęłam głęboko powietrze i powoli je wypuściłam. Co było gorsze? Dowiedzieć się, że jestem mężatką, czy też przekonać, że nią nie jestem? Musiałam uzbroić się w cierpliwość jeszcze przez chwilę.
Weszłyśmy do środka, a lokaj oznajmił nam, że panowie wrócili jakiś czas temu, jedynie lord Hatake prosi o wybaczenie. Udał się do wsi, ale niebawem wróci. Ta wiadomość, wyraźnie zdenerwowała Kurenai.
-Do licha z nim! – krzyknęła tak głośno, że aż podskoczyłam. – Co to za miodowy miesiąc dla ciebie?
-Och, to nic takiego – odpowiedziałam – W sprawach ważnych przecież się widujemy. – powiedziała zanim uświadomiłam sobie jak to zabrzmi.
-Za kilka dni znajdziesz się w jego miejskim domu i będziecie mieć dla siebie mnóstwo czasu. – wdawało mi się, że próbuje mnie tak pocieszyć.
Zaskoczyło mnie to, ale udało mi się z niczym nie zdradzić. Marzyłam, by ten mój niby mąż wreszcie wrócił, bym mogła dowiedzieć się najgorszego. Przywołałam jednak na twarz uśmiech i podziękowałam Kureni za przejażdżkę.
-Mamy dosyć czasu, by wypocząć i przebrać się do kolacji – oznajmiła mi gospodyni. Udałam się, więc do swojego pokoju. Nie czułam zmęczenia, ale chętnie zostałam sama, bowiem chciała przemyśleć pare spraw. W mojej głowie kłębiło się pełno myśli. Jak będzie wyglądał mój związek z Hatake? Czy mój mąż okaże się delikatny, czy też będzie tyranem? A jeśli nie jesteśmy małżeństwem? Co zrobię? Dokąd się udam?
W czasie eleganckiej, siedmiodaniowej kolacji nie znaleźliśmy czasu na dzielenie się wiadomościami, gdyż rozmowa przy stole toczyła się żywo. Poruszano wiele tematów, od ryb, które jedli, po nowinki z Londynu. Dopiero przed udaniem się na spoczynek mogliśmy ze sobą porozmawiać.

###


Udałem się z Sakurą na górę i wskazałem jej jeden z  foteli przy kominku. Usiadłem w foteli obok i przyjrzałem się jej badawczo.
Jeśli miałbym być szczery nie wyglądała zbyt ponętnie. Dużą winę w tym miała nieelegancka suknia i proste uczesanie. Zauważyłem, że była zatroskana, więc przeszedłem do sedna sprawy.
-Wiem, że z niecierpliwością oczekujesz wiadomości na temat szkockiego małżeństwa. Odwiedziłem Angusa Kirkby, radcę prawnego Sarutobi i przedstawiłem mu naszą sprawę.
Nie odrywałem wzroku od jej oczu, ale zauważyłem, że wstrzymała oddech.
-Zgodnie ze szkockim prawem jesteśmy małżeństwem – zakończyłem stawiając sprawę jasno.
-Czy nie ma sposobu, aby się z tego wyplątać? – spytała mnie
-Jest, ale nie dla mnie. – uśmiechnąłem się do niej – Wygląda na to, że łączy nas słowo. Gdyby świadkowie chcieli o tym fakcie zapomnieć, wtedy nie byłoby małżeństwa. Mam zresztą zamiar dobrać się temu oberżyście do skóry. Z Tenzou, który widział cię w moim łóżku, nie poszłoby tak łatwo. Rozpowiedziałby wszystkim pikantną historyjkę i zniszczył twoją reputację. Zresztą rozpatrzmy całą zaistniałą sytuację. Jak wyjaśnilibyśmy pozostałym, co się wydarzyło? Jeśli idzie o rozwód, to powodem może być jedynie cudzołóstwo, okrucieństwo i opuszczenie. Szczerze mówiąc jakoś żaden z tych powodów do mnie nie przemawia.
Zauważyłem w oczach różowowłosej nie wypowiedziane pytanie i nie mogłem powstrzymać śmiechu.
-Ni, moja droga! Chodzi o cudzołóstwo popełnione przez żonę. Prawo uznaje, że jest ono jedynie przywilejem męża.
Sakura głośno westchnęła. Wydaje mi się, że uważa, iż prawo było niesprawiedliwe. Cóż muszę przyznać, że traktowało kobietę jako dodatek do swego pana. Trudno się z tym nie zgodzić. Sakura musiała też zrozumieć, że nie mogę sobie pozwolić na uczestnictwo w skandalu. Cudzołóstwo, okrucieństwo, opuszczenie – to było niedopuszczalne.
-Jakie jest więc rozwiązanie? Co zrobimy? – jej głos drżał
-Po prostu zaakceptujemy sytuację. – wzruszyłem ramionami

Dużo o tym myślałem i z pewnym zdziwieniem uświadomiłem sobie, że nie mam nic przeciwko posiadaniu żony. Żadna z ambitnych matek nie będzie już usiłowała wydać za mnie swej nudnej córeczki. Jeśli chodzi o moje „przyjaciółki”, to tym lepiej, że nie będą sobie za dużo wyobrażać.Życie stanie się o wiele prostsze, a wcale nie muszę rezygnować z przyjemności.
Strój i uczesanie Sakury ukrywały jej urodę, chociaż daleko jej do piękności. Jednak światu można ją pokazać. Zresztą jak dotąd nie sprawiała mi żadnych kłopotów, więc miałem nadzieję, że tak zostanie. Zamówię dla niej odpowiednie stroje, przedstawię, komu trzeba, a potem pozwolę, by zaszyła się w jednym z moich domów, prowadząc spokojne życie, od czasu do czasu przyjmując inne matrony. Ten plan całkowicie mi odpowiadał.
-W mieście otrzymasz oddzielny pokój. Każde z nas będzie żyło własnym życiem. Bardzo możliwe, że będzie nam całkiem wygodnie. – wyjaśniłem, gdy zauważyłem pytanie w jej wielkich, zielonych, pięknych oczach.
Odwzajemniła mój uśmiech i na chwilę odleciała gdzieś myślami.
-Dziękuję – usłyszałem po chwili wpatrywania się w ogień – Uczynię wszystko, by nie ucierpiało na tym pana życie i postaram się jak najmniej wchodzić w drogę.
Jej odpowiedź zaskoczyła mnie. Oczekiwałem, że zażąda klejnotów, futer oraz kompletnej garderoby. Uderzyło mnie to, iż rozważała jedynie moje dobro. Każda z dotychczas znanych mi pań kazałaby sobie słono płacić za to popełnione przeze mnie faux pax (fo pa).
-Wysłałem do Londyńskiej Gazety zawiadomienie o naszym cichym ślubie w Szkocji – podniosłem na nią wzrok i zdążyłem zauważyć szelmowski błysk w oku – Zanim wrócimy do Londynu sprawa nieco przycichnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy pomyślałem, co się tam teraz wyprawia. Choć z uwagi na moją pozycję nikt nie odważy się niczego głośno krytykować. Niepokoiło mnie tylko jedno. Czy Sakura podoła zadaniu. Jako moja żona będzie musiała zabawiać dyplomatów z różnych krajów. To wiadome, że nad wszystkim będzie panować mój sekretarz, ale musi zawsze być obecna i udawać zainteresowanie. Przede wszystkim trzeba by ją odpowiednio ubrać. NA szczęcie jej pochodzenie okazało się całkiem do przyjęcia. Potrząsnąłem lekko głową, by odpędzić te wszystkie myśli. Zauważyłem, że zielono oka wpatruje się we mnie pytającym wzrokiem. Przekrzywiła przy tym głowę, przez co wyglądała trochę jak ciekawski ptak. Musiałem przyznać, że żadna kobieta nie bawiła mnie tak bardzo jak moja żona.
-Pozostaniemy tu przez kilka dni, a następnie wrócimy do Londynu – kontynuowałem – Dobrze się bawisz? – zapytałem i aż przestraszyłem się swej ciekawości. Nigdy dotąd nie przyszło mi do głowy troszczyć się o czyjaś przyjemność.
-To wspaniałe wakacje, a Kurenai jest bardzo miła. Proszę sobie mną nie zaprzątać głowy.
Posłała mi uroczy uśmiech, co bardzo mi się spodobało. Nie wiedziałem, co tak kobieta ze mną robi, ale było to dla mnie dość dziwne uczucie.
-Idź się teraz przebrać. Powtórzymy scenariusz z dnia wczorajszego. – starałem się mówić lekkim tonem. Sakura jednak nie skomentowała mojego lekkiego zdezorientowania. Możliwe, że nawet go nie zauważyła. Posłała mi za to szelmowski uśmiech i przeszła do łazienki. 







Yo!
Tak jak pisałam jest kolejny rozdział Małżeństwa po szkocku. Póki co narazie oddaje tylko ten, ale niedługo wtawię też kolejny rozdział Smoczej księżniczki. Do następnego i sorka za przerwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Netka Sidereum Graphics