Cóż, po dwóch latach nieustannego pisania, moich nerwów i waszych cudownych komentarzy, Małżeństwo po Szkocku doczekało się swojego ostatniego rozdziału. Z jednej strony bardzo się cieszę, że to już koniec, z drugiej będę jednak za tym tęsknić.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się zakończenie tej długiej historii, napisane w typowy dla niej sposób.
Dziękuję wam za wsparcie, mentalne kopy i te motywujące komentarze. Bez was nie skończyłabym żadnego z opowiadań, a już na pewno nie tego.
Pozdrawiam kochani i miłej lektury <3
Czas minął
szybko i zanim się obejrzałam, Hatake wskazał mi wielką zdobioną bramę.
— Jesteśmy w
domu — oznajmił, a w jego głosie wyraźnie pobrzmiewała radość. Zastanawiałam
się, dlaczego opuszcza rodzinny dom na tak długo, skoro zajmuje on tak ważne
miejsce w jego życiu.
Przejechaliśmy
obok domku dozorcy, który wybiegł, by się nam pokłonić. Obserwowałam wielkie
połacie zieleni po obu stronach drogi. Z lewej odbijające się w wodzie światło
słoneczne pozwoliło mi się domyślić, że tam właśnie musiało być znane mi z
opowieści jezioro.
Nagle
zobaczyłam dwór i z zachwytu zabrakło mi tchu. Była to wspaniała kamienna
budowla położona na lekkim wzniesieniu. W oknach dzielonych kamiennymi słupkami
odbijało się słońce.
— Podoba ci
się? — zapytał Kakashi, przyglądając mi się.
— Aż trudno to
opisać słowami. Czemu mnie pan nie uprzedził? Ależ jest ogromny. Na pewno w nim
zabłądzę — powiedziałam z przestrachem. Moje słowa jednak rozbawiły go i
zaśmiał się serdecznie, tak jak to uwielbiałam.
— Mamy kilka
nowych dobudówek, które powstały w przeciągu wielu lat. Z reguły stare skrzydła
stoją nieużywane. Moja gospodyni, która pamięta mnie jeszcze jako chłopca, zna
dom jak własną kieszeń. Ona, i oczywiście ja, dopilnujemy, byś się nie zgubiła.
Z uśmiechem na
ustach poprowadził mnie do wielkich drzwi, które otworzyły się przed nami.
Dystyngowany
pan w średnim wieku, w liberii Hatake pokłonił się nam.
— Moja droga,
to Rawson, nasz kamerdyner i dobry duch Hatake Hall. Nie dałbym sobie bez niego
rady. Rawson, to lady Hatake.
Kamerdyner
pokłonił się, tym razem jakby z wyrazem zadowolenia na swej nieprzeniknionej
twarzy.
— Milady,
chciałbym panią powitać w imieniu służby i własnym.
— Dziękuję —
wyszeptałam wzruszona, gdy Hatake poprowadził mnie przez wielki, wyłożony
marmurami hall.
Po chwili
wyszła nam naprzeciw niska, pulchna kobieta, ubrana na czarno, z pękiem kluczy
u pasa, świadczącym o jej pozycji w domu.
— Panicz
Kakashi! — zawołała z poufałością starej służącej. — Cieszę się, że mogę
powitać pana w domu.
Obróciła się
ku mnie i bacznie się mi przyjrzała. Po jej uśmiechu zrozumiałam, że pomyślnie
przeszłam typową dla matek i opiekunek próbę.
— A to nowa
lady Hatake — powiedziała gospodyni tonem powitania i rzuciła memu mężowi
szybkie spojrzenie. — Przykro mi, że wcześniej nie zawiadomiono mnie o pańskim
przyjeździe. Wszystkie sypialnie przygotowane były do generalnych porządków i
gotów jest tylko pokój nowożeńców.
Zająknęła się
nieco przy ostatnich słowach, co zrzuciłam na karb strachu przed rozczarowaniem
Hatake. Ten jednak przytaknął ruchem głowy i uśmiechnął się do niej.
Byłam
przyzwyczajona do wiosennych porządków, toteż nie zauważyłam niczego
niecodziennego w tym stwierdzeniu. Nie zamierzałam rozpoczynać życia w Hatake
Hall od zmian w ustalonych zwyczajach. Następnie to Hatake zabrał głos.
— Moja droga —
powiedział. — Oto ochmistrzyni, pani Priestley, i możesz być pewna, że zna mnie
równie dobrze, jak samo Hatake Hall. Może zobaczymy zatem pokój nowożeńców? —
zaproponował od razu wesołym tonem.
— Oczywiście —
zgodziłam się. Spędziłam już niejedną noc w jednym łóżku z Hatake, a więc tych
kilka kolejnych nie miało znaczenia, Zawsze zachowywał się nienagannie, nigdy
nie wykorzystywał sytuacji, toteż niczego z jego strony się nie obawiałam. Ba,
ta sytuacja dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Lubiłam, gdy był tak blisko.
Hatake
podziękował pani Priestley. Wziął mnie pod rękę i poprowadził szerokimi
schodami w górę. Zwróciłam uwagę na rzeźbioną, wypolerowaną balustradę.
— Wiele razy
zjeżdżałem na niej i dostawało mi się za to — powiedział.
Oczami
wyobraźni widziałam małego chłopca, radośnie zjeżdżającego po gładkiej
powierzchni. Co za przyjemność dla malca! Ten dom był wymarzonym miejscem dla
dzieci. Jaka szkoda, westchnęłam w myślach.
Przeszliśmy
długim hallem. W końcu Kakashi otworzył jedne z drzwi i przepuścił mnie do
środka. Stanęłam w progu i rozejrzałam się. Pokój był tak wielki, że poczułam
się jak krasnoludek. Efekt po prostu zniewalał. Sufit przypominał niebo. Na
bladoniebieskim tle pływały delikatne, białe obłoki. Ściany podkreślały efekt
jaśniejszym odcieniem błękitu. Głównym meblem było wielkie łoże, którego cztery
mahoniowe podpory sięgały prosto do nieba. Zwieńczał je kremowo biały baldachim
z herbem Hatake, haftowanym w złocie. Na podłodze leżał perski dywan w
odcieniach czerwieni, złota i czerni. Francuskie okno prowadziło na balkon. Bez
słowa podeszłam do niego zachwycona widokiem, by wyjrzeć na zewnątrz.
###
Szedłem za nią
w milczeniu, domyślając się, co teraz przeżywa. Oboje wyszliśmy na balkon, z którego
roztaczał się widok na ogród. Wydawało się, że stare dęby chronią rozkwitające
krzewy. W oddali refleks słoneczny ukazywał się na powierzchni jeziora.
Sakura
odwróciła się do mnie z twarzą wymalowaną zachwytem.
— To
najpiękniejszy pokój, jaki widziałam w życiu.
— Cieszę się,
że ci się podoba — odpowiedziałem. — Może zechcesz też obejrzeć następne pokoje
— i z tymi słowami poprowadziłem ją do drzwi. — Jak widzisz ten połączony jest
z moją sypialnią, która chwilowo — tu otworzyłem przed nią drzwi — jest w
trakcie porządkowania.
Odetchnąłem z
ulgą ciesząc się, że zawsze mogłem polegać na pani Priestley. Nie zawiodłem się
i tym razem. Sakura rozejrzała się po tym równie zabytkowym pokoju, choć
mniejszym nieco od poprzedniego i przyznała mi, że bardzo do mnie pasuje.
Uśmiechnąłem się do niej i na powrót zamknąłem drzwi sypialni.
— Może masz
ochotę odpocząć? — Nie chciałem jej zbytnio męczyć.
— Och, nie.
Nie jestem taka słaba, by krótka podróż mnie wyczerpała — umilkła na chwilę,
ale czułem, że cos jej chodzi po głowie.
— Tak? —
zapytałem. Na jej twarzy pojawił się figlarny uśmiech.
— Czy jest tu
dobra biblioteka? — Te słowa wywołały szczery śmiech, tak u mnie rzadki, w
czasach sprzed jej wkroczenia w moje życie.
— Tak, ty
okropna dziewczyno. Jest i to dużo lepsza niż w Hatake House. — Widząc, że aż
się pali by tam pójść, dodałem już nieco chłodniej: — Przypuszczam, że chcesz
ją zobaczyć.
— Czy
mogłabym? Zapewne zdążymy z tym zanim nadejdzie powóz i będę musiała zająć się
rozpakowywaniem. — Taki plan mi odpowiadał i to nawet bardzo.
— Zamówiłem
dla nas specjalną kolację i chciałbym, byś włożyła tę nową tiulową suknię
wyszywaną perłami. Czy możesz to dla mnie zrobić? — Zgodziła się chętnie,
ponownie wywołując uśmiech na mojej twarzy.
Zaprowadziłem
ją do biblioteki, a gdy otworzyłem drzwi, o mało nie krzyknęła z radości. Była
ponad dwa razy większa od biblioteki w Londynie. Wszystkie ściany, od podłogi
do sufitu, zajmowały półki z książkami. Duże okno, przy którym stał wygodny
fotel wychodziło na pieczołowicie zadbane trawniki. Kotary w kolorze złota
dodawały pokojowi ciepła i współgrały ze skórzanymi oprawami ksiąg. Marmurowy
kominek, na którym wesoło trzaskał ogień, wydawał się ogromny, a jedyną jego
ozdobą były bezcenne wazy z epoki Ming. Honorowe miejsce w pokoju zajmowało
masywne biurko, a wygodne krzesła dopełniały wystroju wnętrza.
— Jestem
szczęśliwa, że ten pokój jest tak wspaniały, bo przypuszczam, że z różnych
powodów spędzę w nim wiele czasu. — W jej głosie usłyszałem zuchwały ton.
Podszedłem do niej rozbawiony i
schwytałem za ramiona, potrząsając nią delikatnie.
— Okropna z
ciebie dziewczyna, ale zobaczymy co da się zrobić. — Niechętnie puściłem ją, a
ona zachichotała uroczo.
Odgłosy z dołu
uświadomiły nam, że nadjechał powóz.
— Muszę teraz
odejść, ale zaraz przyślę ci pokojówkę. Dasz sobie rade? Jeśli będziesz miała
ochotę na herbatę, zadzwoń na panią Priestley. Kolację zjemy o siódmej.
###
Niechętnie się
z nim rozstawałam, ale rozumiałam, że czekają go liczne obowiązki, toteż
grzecznie udałam się do swego pokoju. Dołączyła do mnie pokojówka i lokaj,
który wnosił na górę kufer podróżny i pudła.
Po skończonej
pracy i herbacie postanowiłam wykąpać się i odpocząć chwilę. Ku swemu
zdziwieniu zauważyłam, że obudziłam się w samą porę by zdążyć na kolację.
Pokojówka
przyniosła suknię, o którą prosił Hatake i pomogła mi się ubrać. Wyszczotkowała
moje włosy tak, że zdawały się płonąć. Kilka loków spadało na moją białą szyję,
podczas gdy większość włosów zaczesana była do góry.
— Och, milady,
wygląda pani, jak księżniczka z bajki — zawołała służąca, a ja nie tylko
wyglądałam, ale i czułam się jak księżniczka. Podziękowałam pokojówce i
zarzucając koronkowy szal na ramiona, zeszłam schodami do wielkiego salonu.
Pewnym krokiem
weszłam do wielkiego, złotobiałego pokoju, a Kakashi, który już tam czekał,
wyszedł mi na spotkanie.
— Jakaś ty
piękna — zawołał. Ten nieoczekiwany komplement wywołał rumieńce na moich
policzkach. Nie dziwiłam się, czemu tyle kobiet miał u swych stóp. Przy nim
każda czuła się jak bezcenny klejnot.
— Pan też jest
szalenie elegancki — odpowiedziałam, przyglądając się jego białym spodniom,
pięknie związanemu, nieskazitelnie białemu fularowi i błękitnemu surdutowi, tak
wspaniale opinającemu jego szerokie ramiona.
— Nie
przekomarzaj się, bądź grzeczna — odparował, ale zdawał się być czymś
uradowany. — Czy możemy zaczekać z kolacją? Przesunąłem ją o godzinę, gdyż
chciałem cos ci pokazać.
Wydało mi się
to nieco dziwne, ale ponieważ nie nawykłam kwestionować jego decyzji, zgodziłam
się. Hatake podał mi ramię i poprowadził długim korytarzem. Płonące w
kinkietach świece dawały delikatne, migotliwe światło. Wydawało mi się, że
nigdy nie dojdziemy na miejsce i przez to zaczynałam czuć wielkość tego domu. W
końcu Hatake skręcił i doszedł do potężnych drzwi.
Rzuciłam mu
pytające spojrzenie, a on jedynie uśmiechnął się tajemniczo i otworzył je.
Zabrakło mi tchu, gdy zobaczyłam wspaniałą kaplicę ze starymi dębowymi belkami
na sklepieniu. Oświetlały ją setki świec. Duże bukiety białych kwiatów zdobiły
ołtarz, przed którym stał pastor w białej komży, najwyraźniej czekając na nasze
przybycie.
Stanęłam
oniemiała. Cóż to miało znaczyć? Spojrzałam na młodego człowieka przy ołtarzu,
który zdawał się mnie przywoływać.
— Jesteśmy co
prawda legalnie zaślubieni w Szkocji, ale uznałem, że ceremonia w kościele
anglikańskim przypieczętuje nasz związek. Skoro twój papa nie może udzielić nam
ślubu, czy nie masz nic przeciwko temu, by uczynił to nasz pastor?
###
W oczach
Sakury ukazały się łzy. Potrafiłem ją zrozumieć. Byliśmy poślubieni legalnie,
ale jej potrzebna była kościelna ceremonia.
— Pragnę tego
ponad wszystko w świecie, o ile i pan tego pragnie — powiedziała. By rozproszyć
wszelkie wątpliwości, wziąłem ją pod rękę i poprowadziłem do ołtarza. Z
uczuciem prawdziwego szczęścia, które zdobiło również twarz Sakury, słuchałem
znajomych mi słów.
Gdy ogłoszono
nas mężem i żoną, pochyliłem się i w końcu ucałowałem ją w usta, na skutek
czego zadrżała. Uśmiechnąłem się pod nosem i spojrzałem na nią z czułością.
Była tak piękna. Promieniała szczęściem, co sprawiało, że i mnie robiło się na
sercu cieplej.
— Czy teraz
czujesz, że jesteś mi poślubiona? — zapytałem, czule gładząc jej delikatną,
bladą dłoń.
— Dziękuję.
Teraz czuje, że Bóg pobłogosławił nasz związek.
Bez słów
poprowadziłem ją z powrotem do wielkiego salonu. Rawson oznajmił, że podano do
stołu. Przeszliśmy do jadalni, gdzie długi stół nakryty był tylko dla nas
dwojga. Służba zadbała o to, by kolację podano w najlepszej porcelanie z
Limoges. Kryształowe kieliszki były weneckiej roboty, a sztućce srebrne,
zdobione herbem. Na środku stołu stał wspaniały trzypiętrowy tort weselny,
zwieńczony na szczycie srebrnymi dzwoneczkami i licznymi kwiatami.
— Pan to
wszystko zaplanował — powiedziała przyglądając się stołowi. Przyznam, iż byłem z
siebie bardzo zadowolony.
— Oczywiście,
moja droga. Znany jestem z mistrzowskiej strategii. — Sakura roześmiała się na
moje słowa.
— Czy pastor i
pański sekretarz nie jadają z panem kolacji?
— Zwykle tak,
ale dzisiejszego wieczoru chciałem, byśmy byli tylko we dwoje. — Uśmiechając
się słodko, spróbowała wymyślnych dań, pytając przy okazji, czy przywiozłem tu
także Alphonsa. — Nie, on pozostał w Hatake House. Tu mam Jean Paula, nieco
starszego kucharza. Mam nadzieję, że z twojego powodu nie dojdzie między nami
do niesnasek.
— Ależ muszę
zrobić inspekcję kuchni — zażartowała i zachichotała.
— Proszę
bardzo, ale ostrzegam, byś nie prowokowała takiej wdzięczności, jaką okazywał
ci Alphons.
— Tak jest mój
panie — odpowiedziała skromnie, ale z rozbawieniem w głosie. Po skończonej
kolacji podałem jej nóż, by pokroiła tort, Pierwszy kawałek nałożyła mi, drugi
sobie. — Czy służba mogłaby dostać po kawałku z okazji naszego ślubu? —
zapytała wyraźnie przerażona wielkością tortu.
— Bardzo się
ucieszą. Dopilnuję, by dostali również po kieliszku szampana. — Nigdy nie
zapominała o innych. To było naprawdę wzruszające. — Po tak obfitującym w
zdarzenia dniu, proponuję, byśmy udali się już na spoczynek. — Nie mogłem się
doczekać tej chwili, a że nadal było jeszcze wcześnie, dodałem — Czuję się
nieco zmęczony.
— Może jest
pan chory? — zaniepokoiła się, gdyż nigdy wcześniej nie narzekałem przy niej na
samopoczucie. Co prawda czułem się równie wspaniale jak zazwyczaj, ale do tego
nie chciałem się przyznać.
— Jedna dobrze
przespana noc pozwoli mi zapomnieć o zmęczeniu. — W kącikach moich ust pojawił
się cień uśmiechu.
###
Nie mogłam
pozwolić by się męczył, toteż przeszliśmy do pokoju nowożeńców. Ponownie
uderzyło mnie jego piękno. Płonące świece dawały ciepłe światło. Dopiero teraz
zauważyłam kominek, w którym wesoło płonęły bierwiona, nadając pokojowi wesoły
wygląd. Moja pokojówka wybrała i ułożyła na łóżku koszulę nocną i szlafrok.
Tego było za wiele. Posłałam Hatake ukradkowe spojrzenie, ale on wydawał się
całkiem nieświadom znaczenia tej przezroczystej części garderoby. Zasugerował,
bym przebrała się do snu, podczas gdy on przejdzie po swoje rzeczy do sypialni
obok. Zgodziłam się na to.
Odsunęłam
ciężką narzutę i wyciągnęłam dwie duże poduszki, które umieściłam na środku
łóżka. Cofnęłam się, by sprawdzić efekt i zadowolona z siebie zabrałam koszulę
i szlafrok, po czym przeszłam do gotowalni. Zdziwiło mnie, że nie czekała na
mnie pokojówka, ale pomyślałam, że to prawdopodobnie kolejny z pomysłów
Kakashiego.
Walczyłam z
małymi licznymi guziczkami sukni, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zadowolona
z pojawienia się służącej, przywołałam ją. Ku swemu zdziwieniu zauważyłam, że
to nie pokojówka, lecz Hatake stoi w drzwiach i z błyskiem w oku pyta, czy
niepotrzebna mi pomoc.
Zarumieniłam
się i wyjąknęłam nieudolnie, jak przystało na młodą mężatkę:
— Nie jestem
przyzwyczajona... to znaczy... dam sobie rade. Dla pana nie będzie to takie
proste... — Przerwałam zdając sobie sprawę, że najprawdopodobniej, o ile
wierzyć plotkom, akurat w tej dziedzinie miał duże doświadczenie.
Uśmiechnął się
do mnie i bez wdawania się w dyskusję, zręcznymi palcami odpiął wszystkie
guziki. Kiedy poczułam, że suknia zaczyna zsuwać się z moich ramion,
przytrzymałam ją gwałtownie.
— Dziękuję —
powiedziałam z godnością. — Dalej dam sobie sama radę.
— Dobrze
kochanie — odpowiedział spokojnie. Rzuciłam mu ostre spojrzenie, ale jego
twarz, gdy opuszczał garderobę, nie wyrażała niczego.
Szybko
zrzuciłam suknię i liczne halki, i przebrałam się do snu. Przejrzałam się w
lustrze i westchnęłam głęboko. W moim przekonaniu koszula i szlafroczek były
wręcz nieprzyzwoite. Pospiesznie przeszłam do sypialni, zdmuchnęłam świece i po
wejściu do wielkiego łoża, zakryłam się szczelnie po brodę.
Leżałam tak,
obserwując płonący w kominku ogień, gdy cos nie dawało mi zamknąć powiek. Ogień
za to dawał łagodne światło i powodował taniec cieni na ścianach, odciągając
moja uwagę, od tego nieznanego mi uczucia.
###
W kilka minut
później, odziany w błękitny, satynowy szlafrok, spod którego wystawała przy
szyi falbana koszuli nocnej, wszedłem do pokoju. Podszedłem cicho do łóżka i położyłem
się po swojej stronie. Wciągnąłem głęboko powietrze i powiedziałem:
— Moja
droga... — Dalsze słowa przerwało mi pukanie do drzwi. — Co jest? — krzyknąłem
poirytowany, ale wstałem i przez gotowalnię poszedłem otworzyć drzwi do holu. Stał
tam Rawson ze srebrną racą w ręku, na której stał szampan i dwa kryształowe
kieliszki.
— Bardzo
przepraszam, milordzie, ale zapomniał pan poprosić o szampana dla siebie i
pani.
Najmniej w tym
momencie chodziło mi o szampana, ale wiedząc, że stary sługa ma na względzie
moje szczęście, podziękowałem jedynie i życzyłem mu dobrej nocy. Zaniosłem tacę
do sypialni i postawiłem na stoliku. Przemyślałem sprawę i doszedłem do
wniosku, że może nie był to wcale taki zły pomysł. Sakura usiadła na łóżku, zasłaniając
się po brodę i obserwowała mnie.
— Wygląda na
to, że zapomnieliśmy wypić szampana z okazji naszego ślubu — wyjaśniłem,
wprawnie otwierając butelkę. Podszedłem do Sakury i podałem jej kieliszek. — Za
nasze szczęście. — Wzniosłem toast. Różowo włosa wzięła ode mnie kieliszek i
spróbowała złocistego płynu.
— Nigdy nie
piłam szampana — wyznała. — Papa uważał, że damie wystarczy ratafia. — Piła
ostrożnie łyk za łykiem. — Łaskocze mnie w nos i trudno powiedzieć, czy ma
dobry smak. — Nalegałem by wypiła do dna, co też uczyniła. Odstawiłem kieliszki
na stół i z powrotem wślizgnąłem się na swoją połowę łóżka. — Zrobiło mi się
gorąco i trochę kręci mi się w głowie — zauważyła, wtulając się w pościel.
— Nic ci nie
będzie — wyszeptałem, a następnie uniosłem się na ramieniu, ale gdy tyko powiedziałem:
— Sakuro, kochanie... — ponownie rozbrzmiało pukanie do drzwi. Tym razem było bardziej
natarczywe. — Co u diabła? — zagrzmiałem i jak poprzednio podszedłem do drzwi,
przy których znowu stał Rawson. Poczułem ogarniającą mnie wściekłość. Zażądałem
wyjaśnień. — O co chodzi tym razem?
—Przepraszam,
milordzie, ale pastor mówi, że musi się z panem widzieć w bardzo ważnej sprawie
— wyjąkał.
— Do diabła z
panem Salisbury! Powiedz mu, że możemy porozmawiać rano. Nie życzę sobie, by mi
przeszkadzano tej nocy. Czy to jasne? — Rawson zakłopotany skłonił się i
odszedł z wyraźnym dylematem malującym się na twarzy.
Powróciłem do
łóżka, ignorując tę sprawę, już o wiele bardziej rozdrażniony. Położyłem się i
przez moment układałem sobie w myśli słowa. Po raz trzeci zacząłem od:
— Sakuro,
kochanie, ja... — Tym razem pukanie do drzwi przypominało kanonadę, a wysoki
głos nawoływał:
— Wstrzymajcie
się!
— Kto to taki?
— Sakura usiadła przerażona. — Co to znaczy?
Wiedziałem co,
ale nie miałem pojęcia, kto ośmielał się mi to zrobić. Odrzuciłem kołdrę i
zaciskając zęby zdecydowanym krokiem ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je jednym szarpnięciem.
Przede mną stał pastor. Na jego młodej twarzy malowała się determinacja.
— Bardzo
przepraszam, wasza lordowska mość, — zaczął, przerażony moją wściekłością, —
ale z braku doświadczenia... pan sam przecież w tym miesiącu przeniósł na
emeryturę mego ojca... to mój pierwszy ślub i zapomniałem, by pan i jej
lordowska mość podpisali się w rejestrze. Do tego czasu w oczach kościoła
anglikańskiego jest to związek nielegalny. — Pastor najwyraźniej bał się, ale
widać też było jego zdecydowanie, by wszystko zostało wykonane należycie.
Wiedziałem też jakie to ma znaczenie dla Sakury, więc poddałem się.
— Daj mi tę
przeklętą księgę — rozkazałem. — I zaczekaj tu.
###
Hatake
podszedł do mnie z rejestrem, kiedy nadal siedziałam sztywno, mocno zaniepokojona.
— To nic takiego.
Po prostu zapomnieliśmy podpisać się w księdze i pastor nie chciał tego
przeoczyć.
— Ma racje. To
ja powinnam była o tym pamiętać, ale wszystko stało się tak nagle i zapomniałam.
Ale czemu uważa, że winniśmy to zrobić teraz? Czy nie można zaczekać do ranna?
— Uważa, że
teraz musi naprawić swój błąd — powiedział, podpisując się i podając mi księgę.
Z westchnieniem ulgi odniósł ją do drzwi, gdy i ja złożyłam w niej swój podpis.
— A teraz już
dobranoc — powiedział zdecydowanie i usłyszałam jak zamyka drzwi.
Wrócił do
sypialni i ponownie ułożył się w łóżku, ale tym razem nic nie mówił. Pochwycił
jedną z poduszek i cisnął ją na podłogę. Moje serce zaczęło bić jak szalone,
ale zapominając o rozwadze, sama zrzuciłam drugą. To chyba efekt szampana.
— Moja,
kochana. — Przyciągnął mnie do siebie i zamknął w ramionach. Gdy tak słuchałam
jego kolejnych słów, łzy szczęścia napłynęły mi do oczu. — Musisz wiedzieć, że
bardzo cię kocham. Byłem tak zazdrosny, że nie wiedziałem co czynię. Powiedz,
że i ty mnie kochasz — szeptał mi do ucha.
— Kocham cię
od chwili, gdy włamałeś się do pokoju na poddaszu, ale nie chciałam twojej litości
— wyznałam, wzdychając z zadowolenia i jeszcze bardziej wtulając się w jego
klatkę piersiową. Uznałam ten przypływ odwagi za kolejny skutek działania
szampana.
— Masz cos, co
mi się szalenie podoba. — Uniosłam głowę, z niemym pytaniem w oczach. — Twoja
koszula — wyszeptał.
— Przyznaję,
że jest nieprzyzwoita. Przypuszczam też, że wołałbyś żebym się jej pozbyła,
nieprawdaż? — odpowiedziałam, rozbawiona.
— Że też nie pomyślałem
o tak prostym rozwiązaniu. — Zaśmiał się, przyciągając mnie na powrót do
siebie. Udałam oburzenie, ale on nie zważając na to zaczął mnie całować. Całe
moje ciało, od czubka głowy po koniuszki palców drżało w oczekiwaniu. Spojrzał
na mnie i zatrzymując oczy na moich, powiedział: — Czy pamiętasz, jak kupowałaś
ubranka dla dziecka Jeny? — Dlaczego pytał o to właśnie teraz?
— Owszem —
odparłam, niespokojnie czekając na dalszy ciąg.
— Czy pamiętasz
do jakich wniosków doszła lady Radcliffe, doprowadzając mnie do szaleństwa z zazdrości?
— Przytaknęłam z wahaniem. — Czy to nie przykre, że ta biedna kobieta zawsze
się myli? Czy nie sądzisz, że oddalibyśmy jej przysługę, zmieniając plotkę w
prawdę?
Delikatnie
ugryzł mnie w ucho i nagle przyszło olśnienie. Zarumieniłam się, ale już bez
wahania, odpowiedziałam szybko, czując jak ogromny uśmiech pojawia się na mojej
twarzy.
— Oczywiście.
Teraz
wiedziałam już, co papa miał na myśli, kiedy mówił, że można mieć raj na ziemi.
Koniec
A to spryciarz! Wiosenne porządki? :) Ma dobrą służbę, bo aktorami są nie ma to tamto. Pomyślałam na początku, że Kakashi kazał zacząć wiosenne porządki, z przykazem, że jeden pokój ma być od razu gotowy. No ale ślub pełną gębą i akurat pokój dla nowożeńców. Zaplanowane na maksa. Na końcówkę, to miałaś pomysł. Już myślałam, że nic z tego nie będzie. Jak czytałam o tych pukaniach do drzwi, to sama poczułam złość. Bardzo podobało mi się, jak Kakashi złapał za poduszkę i ją wyrzucił. To, że Sakura poszła w jego ślady, nieco mnie zdziwiło, zwłaszcza, że tak się zasłaniała. Ona chyba przeżywała coś w rodzaju wojny wewnętrznej. Bo z jednej strony chciała jego bliskości, z drugiej są małżeństwem, a z trzeciej od to babiarz i takie tam. Kobiety takie jak Sakura nie lubią być traktowane jako coś tymczasowego. To też fakt, że prosto z mostu przyznał się do swojej miłości, ułatwił wszystko. Jej tekst o tym, że kochała go od pierwszego spotkania jest piękny i maraśny, ale gdzieś tam głęboko we mnie się kłóci z odczuciami, bo ta miłość budowała się kawałek po kawałku i to było piękne w tej historii. Mimo tego, uważam, że dobrze o zakończyłaś. Nie było opisu sceny łóżkowej, na co trochę liczyłam, ale to też było dobre. Nie pasowałoby w tego typu opowiadaniu, pisanego taką formą. Chociaż kto wie. Napisałaś całe opowiadanie jakąś dziwną, trudna formą przekazu, miało to ręce i nogi, teraz pojawiła się głowa i całość jej spójna, więc może i z całą resztą, jaka się nie pojawiła, też byś podołała. Skreśl to może. Dała być ku*** radę!!!
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty! i niech Cię... ja nie wiem czy chcę aby ta historia się tak skończyła ewidentnie. Będzie jakiś bonus? Jakaś wstawka z tego, jak mały chłopiec zjerzdza po poręczy, a opiekunka na niego krzyczy i goni go ze ścierką, a mała dziewczynka ciągnie za zasłony? daj chociaż nadzieję, że może kiedyś coś takie powstanie, bo jakoś mi smutno.
Ech... To pisz coś innego, w ramach pocieszenia, że Małżeństwa po Szkocku już nie będzie.
WENY, MOTYWACJI, POMYSŁÓW TYSIĄCE, CZASU I PASJI :))))))
Póki co muszę Cię zasmucić, bo mam na głowie tak dużo rożnych spraw, że mogę się jedynie skupić na pisaniu jednego rozdziału War i notki na tego bloga, na raz. Na resztę nie starcza mi póki co czasu, a już do ferii na pewno nie będzie lepiej. W piątek zdałam prawko, a teraz po weekendowym uchachaniu, że tak kulturalnie powiem, muszę wziąć się za nadrabianie. Dlatego o bonusie na razie cicho sza.
UsuńCo nie znaczy oczywiście, że wykluczam tę opcję. Już wcześniej coś takiego chodziło mi po głowie, więc kto wie? Ewentualnie zostaną Ci zamówienia, kiedy je otworzę, a to myślę, że jeszcze do wakacji się stanie spokojnie, jeśli nie wcześniej ;D
Dziękuję ślicznie za te słowa. Strasznego kopa dają. Aż przypomniały mi się plany na niektóre sceny z Are you Mine?, które teraz leży i umiera już powoli :/
Mam jednak nadzieję, że do wakacji uda mi się ożywić tego bloga, bo historia jest mi niemal tak bliska jak Małżeństwo.
Ta wena i czas to chyba się przydadzą w hektolitrach :D
Dziękuję za komentarz i przede wszystkim wsparcie w pisaniu tej historii ;)