W końcu nadszedł dzień wizyty w Almacku. Ku swemu zdziwieniu
z niecierpliwością oczekiwałam tego wieczoru. Przejrzałam garderobę i
zdecydowałam się na suknię w kolorze złota, której złudna prostota świadczyła o
klasie modystyki, co widać było po sposobie zebrania materiału pod staniczkiem
oraz swobodnego puszczenia tkaniny z tyłu, aż po zakończenie brzegów.
Odpowiednie pantofelki i niewielka złota siatka na włosy, uzupełniały toaletę. Pokojówka z wymalowanym w oczach zachwytem pomogła mi się ubrać i zaczesała wysoko moje różowe włosy, pozwalając opadać lokom luźno na szyję. Gdy przejrzałam się w lustrze, musiałam przyznać sama przed sobą, że naprawdę dobrze wyglądam. Wzięłam jeszcze futro i skierowałam swe kroki do hallu, gdzie czekał na mnie Hatake. Gdy schodziłam po schodach usłyszałam ciche westchnienia, które wydobyło się z ust mego męża, co nawiasem mówiąc trochę mnie speszyło, ale i bardzo podbudowało pewność siebie.
Odpowiednie pantofelki i niewielka złota siatka na włosy, uzupełniały toaletę. Pokojówka z wymalowanym w oczach zachwytem pomogła mi się ubrać i zaczesała wysoko moje różowe włosy, pozwalając opadać lokom luźno na szyję. Gdy przejrzałam się w lustrze, musiałam przyznać sama przed sobą, że naprawdę dobrze wyglądam. Wzięłam jeszcze futro i skierowałam swe kroki do hallu, gdzie czekał na mnie Hatake. Gdy schodziłam po schodach usłyszałam ciche westchnienia, które wydobyło się z ust mego męża, co nawiasem mówiąc trochę mnie speszyło, ale i bardzo podbudowało pewność siebie.
Kakashi podszedł do mnie, by podać
mi rękę i przez chwilę przyglądał się mojej twarzy i szyi z enigmatyczną miną.
-Wyglądasz zachwycająco! –
powiedział, przywracając na usta uśmiech.
Jego ciepłe spojrzenie sprawiło,
że poczułam się jak przysłowiowe 100% cukru w cukrze. Przyszło mi na myśl, że właśnie
po raz pierwszy zobaczył we mnie kobietę, którą chciałam być w jego oczach.
-Wejdź na chwilę do biblioteki –
poprosił, a mój dobry humor diametralnie zmienił się w obawy, bo jakiej biedy
tym razem sobie napytałam? Mimo wszystko ruszyłam za nim, a gdy odwrócił się
twarzą do mnie, głośno się zaśmiał. Pewnie była to reakcja na moje niepewne
spojrzenie.
-Tym razem nie chodzi o
reprymendę.
Podszedł do obrazu i odsłonił
ukryty za nim sejf. Otworzył go i wyjął duże, obite skórą pudełko, które
położył na biurku. Podeszłam bliżej, a gdy Hatake odsłonił jego zawartość, z
moich ust wydarło się mimowolne westchnienie. W środku znajdowała się najpiękniejsza
biżuteria, jaką do tej poru widziałam. Kakashi niespiesznymi ruchami wyszukał
wspaniały naszyjnik z topazów, do tego bransoletę i spinki do włosów
-Pozwól – powiedział i zapiął
naszyjnik na mojej szyi. Następnie cofnął się, najpewniej oceniając efekt. Z
wprawą umieścił w moich włosach również spinki.
-Dziękuję, że pozwolił mi pan to
włożyć – wyszeptałam, po prostu czując tego potrzebę. Byłam oszołomiona pięknem
tych klejnotów, które dodatkowo podkreślał kolor sukni.
-Są twoje, jak zresztą pozostałe
klejnoty Hatake, z rodowymi szmaragdami na specjalne okazje. Tylko ty potrafisz
dodać im blasku. Jedna z moich antenatek otrzymała je od króla Jakuba VI w 1601
roku za przysługę oddaną tronowi. Chodziły słuchy, że miał słabość do mojej
prapraprababki, która notabene również chlubiła się włosami w kolorze kwitnącej
wiśni.
Wyjął migoczące klejnoty z
wyłożonego welwetem etui, by mi je pokazać. Te przepiękne zielone kamienie lśniły
jak oczy mojej matki. Nie uczyniłam żadnego gestu, aby je przyjąć, jedynie
przypatrywałam się im zafascynowana. Nie mogłam jednak odpowiadać za taki
skarb.
-Proszę je odłożyć. Nie sądzę, bym
kiedykolwiek ośmieliła się je nosić – wytłumaczyłam. Czułam, że taki klejnot
zarezerwowany jest jedynie dla kochającej i kochanej żony, która dałaby swemu
mężowi oczekiwanego dziedzica, a nie dla żony jedynie z nazwy i co ważniejsze z
przypadku.
-Nonsens! Nie mogę doczekać się
okazji, by ciebie nimi ozdobić – wypowiadając te słowa, uniósł moją dłoń do ust
i ucałował ją. Dotyk jego gorących warg sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Nie
sądziłam, by dla niego ten pocałunek miał większe znaczenie, za to spojrzenie
jego czarnych oczu dziwnie podziałało na moje serce. Brakowało mi tchu, gdy wysunęłam
dłoń z jego dłoni. Przeszliśmy do hallu, gdzie Hatake pomógł mi założyć futro i
ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, pogładził mnie po ramieniu.
Gdy zjawiliśmy się w Almacku i przedstawiliśmy
lokajowi karty wstępu, miałam okazję, by przyjrzeć się obszernym salonom klubu.
Wiele słyszałam o słynnych środowych wieczorach, na które zapraszano tylko
elitę londyńskiego towarzystwa, samą jego śmietankę. Nie bardzo jednak
wiedziałam, czym ten klub różni się od, na przykład, Panteonu. Pokoje były
ładnie udekorowane, ale nie z najwyższą elegancją, poczęstunek całkiem
zwyczajny: ciasteczka i kanapki, a do tego serwowano lemoniadę i herbatę. Na
spotkanie wyszły nam księżniczka Esterhazy i pani Drummond-Burrell, patronki
tego klubu. Księżniczka powitała Hatake ciepłym spojrzeniem, a następnie
zwróciła zainteresowany wzrok na mnie.
-Czy mogę przedstawić lady Hatake?
– zapytał siwowłosy oficjalnym tonem.
Postanowiłam nie stać jak gęś i
ukłoniłam się z wdziękiem, a księżniczka zaraz poszła w moje ślady. Wymieniliśmy
również kilka zdań na tematy ogólne. Zdawałam sobie jednak sprawę, że przez
cały czas jestem oceniana, toteż starałam się kontrolować mój niewyparzony
język.
Po dłuższej chwili, kiedy dały się
słyszeć dźwięki walca, księżniczka zaprosiła Kakashiego, aby poprowadził mnie
na parkiet, tym samym zezwalając na ten taniec.
Słyszałam, że żadna z dam nie ma
prawa zatańczyć walca, póki któraś z patronek nie wyda pozwolenia na to i nie
wyznaczy odpowiedniego partnera. Dopiero wtedy można ruszyć w tany. Byłam więc
zachwycona, że osiągnęłam to w tak krótkim czasie. Niektóre z panien czekały na
ten moment nawet kilka tygodni.
Hatake okazał się wspaniałym
tancerzem i prawie bez tchu wirowałam w jego ramionach. Było to dla mnie
całkiem nowym doznaniem, gdyż mimo pobieranych nauk tańca u lokalnego mistrza,
nie pamiętałam bym kiedykolwiek była tak szczęśliwa. Żałowałam tylko tego, że
muzyka tak szybko umilkła.
Kilku młodzieńców podeszło do nas
z prośbą o prezentację i nagle stałam się centrum zainteresowania. Było to
kolejne nowe doświadczenie. Na balach w Little Sheffield nigdy nie podpierałam ścian,
ale też nikt aż tak mnie nie komplementował. Zapytałam spojrzeniem widocznie
rozbawionego moim zakłopotaniem Hatake, czy mogę przyjąć zaproszenie jednego z
nich, na co skinął głową.
-Pochlebia mi, że wybrała pani właśnie mnie – powiedział młody Thomas
Wolverton, jeśli dobrze zapamiętałam. Musiałam mu przyznać, że pomimo młodego
wieku świetnie dawał sobie radę na parkiecie. Rozglądając się w tańcu po sali,
zauważyłam swego męża zajętego rozmową z wysmukłą brunetką. Zazdrość ścisnęła
moje serce, ale szybko odpędziłam to uczucie, wiedząc, że nie mam prawa do
lorda, i że powinnam być wdzięczna za jego hojność i okazywaną mi przyjaźń.
###
Wykorzystałem wolną chwilę i
podszedłem do lady Sybil Rutherford, która siedziała w jednej z loż. Dama
królewskim gestem odprawiła adoratorów i pochwyciła moją dłoń.
-Kakashi kochany, tak za tobą
tęskniłam.
Jej pałające brązowe oczy patrzyły
na mnie z czułością, gdy wymawiała moje imię. Była klasyczną pięknością o
doskonałym owalu twarzy, prostym nosie i ponętnych ustach. Wzrostem
przewyższała inne kobiety, ale była szczupła i gdy szła, odnosiło się wrażenie,
że płynie. Przy bliższym kontakcie dało się zauważyć, że nie była już pierwszej
młodości, a w chwilach niezadowolenia jej oczy stawały się lodowate.
-To dobrze – powiedziałem
odwzajemniając uścisk dłoni. – Wiesz, że i ja tęskniłem, ale niestety moja
bliska współpraca w twoim mężem nie pozwala mi na ryzyko. Nie możemy stać się
przedmiotem plotek.
Pochyliła się ku mnie, by musnąć
mój policzek, jednocześnie ukazując w dekolcie ładne zaokrąglone piersi.
-Dlatego uważam, że małżeństwo z
tą nie najmłodszą gąską było bardzo roztropnym posunięciem. Nie mogę być
zazdrosna o kogoś takiego, a i mój mąż, zwiedziony tym posunięciem, nie będzie
nic podejrzewał. Dzisiejszej nocy nie ma go w Londynie, zostawię ci otwarte
drzwi. Przyjdź jak tylko odwieziesz żonę do domu. Będę czekać z
niecierpliwością
-Dobrze przyjdę, ale teraz lepiej
będzie, jeśli się rozstaniemy.
Byłem z siebie zadowolony, gdyż
powróciłem do dawnego trybu życia.
Po skończonych tańcach zauważyłem,
że kolejny mężczyzna porywa Sakurę na parkiet. Gdy czekali na muzykę podeszła
do nich Sybil, a ja instynktownie zbliżyłem się tak, by móc słyszeć ich
rozmowę. Trafiłem akurat na moment, w którym sir Sydney Weatherby, człowiek
starszy i zatwardziały kawaler oraz partner zielono okiej, przedstawiał je
sobie.
-A więc to pani jest lady Hatake!
Proszę mi powiedzieć, jak udało się pani zmusić go do małżeństwa?
O mało co nie zakrztusiłem się
drinkiem, jednak to, co potem usłyszałem z ust mej małżonki kompletnie mnie zszokowało.
-Cóż, zapewne nie wiekiem i
doświadczeniem.
Chwilę po odejściu już pewnie rozzłoszczonej Sybil
usłyszałem pocieszający głos sir Sidneya:
-Nieźle pani jej powiedziała,
należało jej się to już od dłuższego czasu.
Mimo iż miał w tym trochę racji, chciałem rozprawić się z Sakurą. Jednak nim zdążyłem podejść, rozbrzmiała muzyka, przez co musiałem czekać na zakończenie kadryla.
Na chwilę przed kolejnym walcem
podszedłem do Sakury, przyciągnąłem ją do siebie delikatnie, ale pewnie i
poprowadziłem na parkiet.
-Dlaczego uznałaś za stosowne
obrazić lady Rutherford?
-To nie była tylko moja wina –
stwierdziła stanowczo patrząc mi w oczy.
-Porozmawiamy o tym w domu –
rzekłem okręcając ją w tańcu.
-O Boże, w bibliotece! –
odparowała z udanym przerażeniem. Zatrzepotała do tego oczami, ale widać w nich
było figlarne iskierki.
Właśnie tym mnie rozbroiła.
Zaśmiałem się na cały głos, budząc pewnie niemałe zainteresowanie i zdziwienie
obecnych na sali. Nigdy się nie śmiałem. Właściwie nigdy nie pozwoliłem sobie
na więcej niż uśmiech, więc musiałem dać zebranym wiele do myślenia.
Ta różowo włosa szelma z każdym
dniem zaskakiwała mnie czymś innym, w tym wpływem na moje własne zachowanie.
Podobnie było dziś w bibliotece, gdy ucałowałem jej dłoń. To miał być zwykły
miły gest, jednak poczułem w tym momencie cos nowego, czego dotąd nie czułem -
potrzebę uchronienia tej kruchej istoty od całego zła i smutków tego świata.
Sam nie wiedziałem skąd się to bierze, jednak odpowiedzialność za jej
bezpieczeństwo sprawiała mi radość, jawiąc się jako wyjątkowo przyjemny ciężar.
Pierwszy raz od wielu lat nie wiedziałem, co czuję i czego mam się spodziewać
po sobie samym.
Po skończonym walcu przeszliśmy do
sąsiedniego pomieszczenia, by cos zjeść. Udałem się po napoje, zostawiając
zielono oką samą sobie. Gdy wracałem zauważyłem, ze rozmawia z panną Hyuga.
Usłyszałem jedynie końcówkę rozmowy zanim podszedł do nich lord Hidan Yuga. Nie
chciałem jednak im przeszkadzać, więc postanowiłem poczekać, aż lord odejdzie.
-Lady Hatake, czy może mi pani
pomóc? – spytała ją młoda dziewczyna, o pięknych fioletowych włosach i białych
oczach. – Lord Yuga prześladuje mnie i nie chce zostawić w spokoju. Teraz też
nadchodzi – udało mi się nawet wychwycić oburzenie w jej nieśmiałym głosie.
-A, tu jesteś Hinata, chodź ze mną
– powiedział to tonem nie znoszącym sprzeciwu i wyciągnął ku dziewczynie rękę.
Nie spodobał mi się sposób, w jaki ją traktował, więc postanowiłem
interweniować. Jednak moja żona zdążyła zareagować, zanim zrobiłem pierwszy
krok w ich stronę.
-Bardzo przepraszam – wtrąciła się
– ale zabieram Hinatę, aby pomogła mi poprawić suknię.
I tyle ją widziałem. W duchu pogratulowałem jej błyskotliwości, a sam
wróciłem na miejsce patrząc, jak lord Yuga odchodzi z nie tęgą miną., a panie
znikają w innym pomieszczeniu.
Ohayo!
Tak jak obiecałam dostajecie dzisiaj kolejną notkę.
Niestety jest to tylko połowa rozdziału, gdyż nie zdążę przepisać całosci, a nie chcę znowu zawiesć waszego zaufania. Co prawda mogłabym przepisać jeszcze kawałek, ale koniec notki najlepiej wygląda w tym miejscu. Mam nadzieję, że ten dosć krótki tekst jak na standardy tego opowiadania, przypadnie wam do gustu. Wydaje mi się, że wyeliminowałam wszystkie błędy, ale gdyby ktos cos zauważył, piszcie. Postaram się w ciągu najbliższego tygodnia przepisać resztę. Wezmę się też za Smoczą Księżniczkę, ponieważ wpadł mi dzisiaj do głowy pewien pomysł, który może pomóc ruszyć się martwego punktu. To do następnego ;D
Bardzo mi się podobał opis uczuć Kakashiego i Sakury względem siebie. Rozdział fajny. Mam jednak małe ale. Bardziej podobała mi się Sakura z wcześniejszych rozdziałów. To było fajne, że miałaś swoją wizję jej osoby. Teraz zmierzasz do kanonu, przez co Haruno traci swoją oryginalność.
OdpowiedzUsuńWiem jak to z nią wygląda, ale dalej do kanonu już nie zamierzam się przybliżać. Jeśli już to może znòw się od niego trochę oddalę, jednak zachowując odpowiednią nutkę temperamentu oryginłu, gdyż bez tego w niektòrych momentach ani rusz. Mam nadzieję, że jednak ta Sakura z pòźniejszych rozdziałòw wròci do twoich łask ;)
UsuńWszystko jest możliwe :)
UsuńEhh kocham "Małżeństwo po Szkocku" , szkoda że nie udało Ci się wrzucić całej notki ale za to będzie wiecej czytania i szybsza notka już się nie mogę doczekać części 2 :D Sakura musiała wyglądać olśniewająco w tej sukni a Kakashi hmm ma taką piękną kobietę obok siebie a idzie inna bzykać , ale myślę że to kwestia czasu tylko :D Pisz szybko ,czekamy :)
OdpowiedzUsuńNo musze ci przyznać, że twoj tok myślenia jest bardzo podobny do mojego jeśli mòwić o Kakashim ;) Za to jeśli o drugą część chodzi to mam ją już na wykończeniu i pojawi się do końca tygodnia :D
Usuń