Następnego ranka w ciszy
spożywaliśmy śniadanie, każde zajęte własnymi myślami. Byłem już w stroju
podróżnym, gdyż zamierzałem zaraz wyruszać, by jak najszybciej wrócić.
Odłożyłem serwetkę i wstałem. Sakura, podniosła się natychmiast, jakby tylko
czekała aż skończę. Podszedłem do niej i niby mimochodem objąłem ją w pasie.
Zauważyłem w jej oczach małe, jakby
nieśmiałe iskierki.
nieśmiałe iskierki.
-Nie martw się, moja droga.
Wkrótce wrócę – gdy iskierki zniknęły, a pojawiło się tłumione przerażenie, z
dobrze skrywaną niechęcią, rozluźniłem uścisk. Jeszcze za wcześnie. – Będzie mi
ciebie brak.
-Niech pan będzie ostrożny. Proszę
się o mnie nie martwić. Mam czym się zająć, zyskałam w końcu tylu nowych
przyjaciół, którzy chętnie o mnie zadbają.
Poczułem ukłucie zazdrości. Nie
wiedziałem, czy różowo włosa naprawdę nie rozumiała, jak bardzo mi na niej
zależało, bo w to, że powiedziała to specjalnie nigdy bym nie uwierzył. Przez
to, przez chwilę rozważałem, czy nie powiedzieć jej o wszystkim, zając jej tym
myśli, ale powstrzymałem się i zapanowałem z niemałym trudem nad tym impulsem.
Deklaracja i nagły wyjazd to nie było zbyt rozsądne połączenie. Nic by to nie
załatwiło, a tylko namnożyło problemów, których starałem się uniknąć.
-Przyjaciół? – zapytałem niby od
niechcenia, przy okazji gotując się w środku.
-Kilka młodych dam, które poznałam
– powiedziała, niby skromnie spuszczając oczy.
Co za szelma! Trzeba przyznać, że
umiała wyprowadzić mnie z równowagi. A była tak niewinna, że nawet nie zdawała
sobie z tego sprawy.
Wsiadłem do czekającej na mnie
karety. Mój lokaj zajął miejsce obok, wcześniej przymocowując walizkę z tyłu
powozu. Podróżowaliśmy bez dużego bagażu, gdyż zamierzałem jak najszybciej
wrócić, ale wziąłem lokaja, by go nie urazić odmową korzystania z jego usług.
Nakazałem stangretowi zatrzymać
się przed domem regenta, gdyż prosił mnie (co równało się oczywiście rozkazowi)
o krótką informację na temat planowanej podróży. Lubił wiedzieć, co się dzieje,
a Castlereagh rzadko zaznajamiał go ze szczegółami.
W Carleton House szybko dostałem
się przed oblicze regenta, mężczyzny bardzo otyłego, o czerwonej twarzy, nie
stroniącego od alkoholu. Trudno było rozpoznać w nim dawnego uroczego i
przystojnego księcia. Powitał mnie z pogodną miną, w końcu byłem jednym z jego
faworytów. Posłał mi łaskawy uśmiech, sam zajmując szerokie krzesło
naprzeciwko. Rozejrzałem się wokół i widząc wspaniałą kolekcję obrazów,
porcelany i innych objects d’art, stwierdziłem, że Prinny zrobił jednak cos dla
Anglii. Był oczywiście zadłużony, ale to go nie powstrzymywało przed nowymi
zakupami, jak długo miał takich przyjaciół jak ja, mówiąc wprost. Mógł w końcu
pożyczać.
Przedstawiłem mu pokrótce
założenia umowy, którą miałem dostarczyć ambasadorowi Anglii we Francji.
Przedyskutowaliśmy ją i regent zgodził się z jej warunkami. Doceniał zdolności
Castlereagha jako ministra spraw zagranicznych.
Usiłowałem grzecznie oddalić się,
wymawiając się czekającą mnie długą podróżą, ale regent machnięciem pulchnej
dłoni odrzucił moją taktowną sugestię. Dopiero, co kupił nowy obraz i chciał
usłyszeć moją opinię. Wzdychając z rezygnacją udałem się za nim, by obejrzeć ów
nowy nabytek. Malowidło było poczerniałe ze starości, ale po bliższych
oględzinach rzeczywiście widać było rękę flamandzkiego mistrza, Jana Brueghela.
Obraz pochodził najprawdopodobniej gdzieś z 1600 roku. Pogratulowałem zakupu i
ponownie chciałem się pożegnać, ale Prinny uznał, że czas na małą przekąskę.
Znałem apetyt gospodarza i zrezygnowany pogodziłem się ze stratą kolejnych
dwóch godzin.
Gdy wreszcie mogłem odejść,
stwierdziłem, że przeszła już prawie połowa dnia. Obawiałem się, że nie zdążę
na przypływ i że moja podróż może okazać się dłuższa niż obiecałem Sakurze.
Postanowiłem więc wrócić do domu, by ją o tym zawiadomić. Kiedy podstawiono
powóz, kazałem stangretowi zajechać pod Hatake House.
###
Nie mogłam znaleźć sobie ani
miejsca ani zajęcia po tym jak Hatake odjechał. Włóczyłam się bez celu z kąta w
kąt, dopóki nie napotkałam gospodyni. Zapytałam ją o przysmaki lorda, a skoro
wstąpiła do Hatake House na służbę jeszcze jako młoda dziewczyna, mogła mi
wiele o nim opowiedzieć i tak też zrobiła. Dzięki niej spędziłam to
przedpołudnie całkiem miło i udało mi się zapomnieć o tej wszechogarniającej
mnie pustce.
Właśnie kończyłam lunch, gdy
Smithers wszedł do jadalni z listem adresowanym do mnie. Spojrzałam na niego
pytająco.
-Lokaj, służący sir Tenzou,
przyniósł ten list. Mówi, że powóz czeka.
Podskoczyłam z miejsca, gdy tylko
zapoznałam się z treścią tej wiadomości.
-Hatake miał wypadek, gdy wchodził
na jacht w Dover. Prosi, bym natychmiast pojechała do niego.
Musiało to być coś naprawdę
poważnego skoro po mnie posłał. Nie zdziwił mnie brak podpisu Yamato. Nawet nie
zastanawiałam się, skąd znalazł się u boku mego męża. Uznałam, że skoro to jego
bliski przyjaciel, mogli wyruszyć w tę podróż razem.
Zdenerwowany Smithers zasugerował,
bym zabrała ze sobą pokojówkę. Obydwoje byliśmy tak przejęci, że nie przyszło
nam na myśl, że nawet najszybsze konie nie pokonałyby drogi do Dover i z
powrotem w tak krótkim czasie.
-Oczywiście – zgodziłam się,
wiedząc, że Kakashi nie życzyłby sobie, bym samotnie podróżowała. – Powiedz
temu człowiekowi, że zaraz będę gotowa. Muszę jedynie zabrać kilka drobiazgów.
Nie czekając na jego odpowiedz
wbiegłam na górę wołając na pokojówkę. Byłam tak przerażona tym, co mogło się
stać z Hatake, że choćby na chwilę nie przystawałam, biegnąc w stronę swoich
komnat.
Dopiero, kiedy Mary odpowiedziała
mi smętnym głosem, przystanęłam i przyjrzałam się jej badawczo.
-Co się stało? – zapytałam zaniepokojona.
Po policzkach dziewczyny, z których jeden był niemożliwie spuchnięty, płynęły
łzy.
-Boli mnie ząb – wymamrotała,
krzywiąc się z bólu. – Nie wiem, co robić.
Podjęłam decyzję natychmiast.
Kazałam dziewczynie udać się do gospodyni po krople, a następnie położyć się.
Nie byłam bez serca. Nie chciałam ciągnąć jej w tę podróż.
-Powiedz pani Crowl, że to moje
polecenie i niech zapakuje kilka drobiazgów dla Hatake. Pan miał wypadek
wsiadając na statek.
Zostałam bez pokojówki, ale
uznałam, że nie mogę marnować czasu aż którąś z podkuchennym domyje się i
przygotuje do drogi. Wrzuciłam swe rzeczy do małej torby i zbiegłam po
schodach. W pośpiechu poinformowałam Smithersa o chorobie Mary, złapałam
lekarstwa przygotowane przez gospodynię i pobiegłam do powozu. Lokaj zatrzasnął
drzwi i usiadł obok stangreta. Nie zwróciłam uwagi na to, że herb, który
widniał na boku powozu był tak ubłocony, że nie dało się go rozpoznać.
Oparłam się o poduszki i
usiłowałam się odprężyć, ale strach o Kakashiego nie pozwalał mi na to. Na samą
myśl, że jest ranny, może nawet ciężko, ściskało mnie w gardle, a z oczu
płynęły łzy.
Nie potrafiłam stwierdzić, w
którym momencie pokochałam go, gdyż uczucie to wydawało mi się tak naturalne,
jakby trwało od zawsze, Wiedziałam, że nie marzył o takiej żonie i że nasz ślub
był mu niemiły, co naprawdę bolało. Jednak ostatnio jego spojrzenia, były
bardziej czułe, ton głosu łagodny, a to dawało mi nadzieję, że coś się zmieniło
i że może nawet miał dla mnie trochę uczucia. Chociaż odrobinę sympatii, a nie
tylko dobre wychowanie, które nie pozwalało mu być dla mnie niedobrym. I
przecież wzywał mnie, więc musiałam coś dla niego znaczyć. Ta jedna myśl
pocieszała mnie, w tej beznadziejnej sytuacji.
Konie biegły przeraźliwie szybko,
ale wydawało mi się, że i tak jadą o wiele za wolno. Nawet przy dobrych
wierzchowcach i dwóch zmianach po drodze trzeba było czterech godzin, by
dotrzeć do Dover. Nieobecnym wzrokiem przyglądałam się mijanym polom. Małe
wioski migały mi przed oczami, nie zauważone. Stangret zatrzymał się w
gospodzie w Tillbury i zażądał szybkiej zmiany koni. W tym czasie lokaj
zeskoczył z kozła i otworzył mi drzwi. Zawahałam się przez moment, gdyż na
widok zatłoczonego dziedzińca ogarnęły mnie ponure wspomnienia ze Szkocji.
Przekonywałam samą siebie, że tym razem nic mi nie grozi. Miałam do dyspozycji
nie tylko powóz Tenzou, ale i jego służących, którzy powinni dopilnować, by nie
stałą mi się krzywda.
-Może podczas przerwy napije się
pani herbaty – zasugerował lokaj.
Zgodziłam się. Ta perspektywa wydawała
się być najlepszą z możliwych w tamtej chwili. Herbata powinna mnie odświeżyć.
Nagle uderzyła we mnie jedna rzecz. Zdałam sobie sprawę, że bardzo niemiłe jest
mi towarzystwo tego człowieka. Wydawał się uprzejmy i pełen dobrej woli, ale
nie podobał mi się wyraz jego oczu. Patrzył tak jakoś spode łba. Odrzuciłam te
myśli, uważając, że moja podejrzliwość wywołana jest niepokojem o Hatake. Nagle
moją głowę zalała fala zupełnie innych myśli. Jak doszło do wypadku? Czy rana
zagrażała życiu? Kto się nim zaopiekował i czy w ogóle ktoś to zrobił? Nikt mi
tego nie wyjaśnił, nikt nie wyjaśnił mi niczego, przez co w mojej głowie
tworzyły się najczarniejsze scenariusze. Jednocześnie chciałam myśleć, że to
nic poważnego, że wszystko jest w porządku.
Właściciel gospody, rozpoznając
mój status społeczny, zaprosił mnie do prywatnego salonu i obiecał natychmiast
przysłać czajnik z herbatą. Usiadłam zmęczona na krześle przed kominkiem zła,
że marnuję czas, choć z drugiej strony wiedziałam, że postój jest konieczny.
Skończyłam właśnie filiżankę
bardzo mocnej herbaty, gdy pojawił się stangret, oznajmiając gotowość do
dalszej podróży. Pospieszyłam do powozu. Usiłowałam przy okazji wypytać lokaja
o szczegóły, ale ten albo nie usłyszał mojego pytania, zamykając za mną drzwi, albo
też zignorował je.
Wydawało mi się, że minęły całe
godziny zanim dojechaliśmy na kolejny postój. Tym razem wysiadłam jedynie z
powozu i spacerowałam w tę i z powrotem, podczas gdy podstawiano nowe konie.
Ponownie usiłowałam zagadnąć lokaja lub stangreta, ale oni unikali moich pytań
w sposób, który wydawał się być co najmniej podejrzany.
Odetchnęłam z ulgą, gdy powóz
wjechał na ulice Dover i skierował się ku przystani. Panował spory ruch.
Właśnie rozładowywano towar z zakotwiczonego w zatoce frachtowca. Zauważyłam
też małą łódź i dwóch wioślarzy czekających na brzegu.
Lokaj otworzył drzwi i powiedział,
że ta właśnie łódź zabierze mnie na jacht, zacumowany na wodach Kanału. Bez
wahania pozwoliłam, by jeden z wioślarzy pomógł mi wsiąść. Drugi odbijał już od
brzegu. Marynarz silnymi pociągnięciami wioseł kierował łódź ku jachtowi,
stojącemu na oko jakieś sto jardów od brzegu. Próbowałam zagadnąć tych ludzi,
ale odpowiedziała mi głucha cisza. Teraz już byłam poważnie zaniepokojona, ale
myśl, że to sir Tenzou posłał po mnie, uspokajała mnie nieco.
Siedziałam cicho z rękami na
kolanach, póki łódź nie dobiła do jachtu. Zauważyłam postać wychylającą się
przez reling, a potem drabinę sznurową zrzuconą z pokładu. Zgodnie z poleceniem
pochwyciłam ją i wspięłam się do góry. Marynarze mieli mnie asekurować. I
rzeczywiście jakiś majtek pomógł mi wejść na pokład. Gdy już się tam znalazłam,
poprawiłam suknię i sprawdziłam, czy nie przekrzywił mi się kapelusz, wtedy
dopiero poprosiłam o zaprowadzenie do Hatake.
Dwóch marynarzy z łodzi powróciło
już na brzeg, a majtek skłonił się jedynie i poprowadził mnie do kabiny
kapitana. Lekko zastukał w drzwi, które natychmiast się otworzyły.
-Witaj na „Falconie” – powiedział
lord Yuga z drwiącym uśmiechem na twarzy.
Bezwiednie cofnęłam się o krok i
zakryłam usta ręką, by powstrzymać okrzyk. Wzięłam głęboki wdech i zachowując
spokój zapytałam:
-Gdzie jest lord Hatake? Chcę
widzieć się z nim natychmiast – popatrzyłam na mężczyznę stanowczo. Nie
odpowiedział mi od razy, a błysk w jego oczach przyprawił mnie o dreszcze.
-Hatake najprawdopodobniej jest
teraz w Calais – powiedział w końcu, czym mnie szczerze zdumiał.
-I nie jest ranny? – z ulgą
przyjęłam, że nic mu się nie stało.
-O ile mi wiadomo, cieszy się
dobrym zdrowiem, jak zwykle – odpowiedział chłodno.
-Gdzie jest sir Tenzou? I co pan
tu robi? – nie mogłam powstrzymać potoku pytań. Ta sytuacja robiła się
niebezpieczna.
-Zapraszam do kabiny, a
wszystkiego zaraz się pani dowie – powiedział złowieszczym tonem.
-Wolę pozostać tutaj – cofnęłam
się aż do relingu. Przejął mnie lęk, kiedy zaczynałam rozumieć, co się święci.
-Dowiedziałem się o podróży Hatake
do Calais i uznałem, że to świetna okazja, by poznać panią bliżej – patrzył na
mnie lubieżnym wzrokiem, przez co przełknęłam ślinę w przerażeniu. – Posłużyłem
się nazwiskiem człowieka, któremu mogła pani zaufać. Oczywiście wiedziałem, że
wynajęty powóz wzbudziłby podejrzenie. – Widać było, że bawi się świetnie,
udzielając mi tych wyjaśnień. – Szukałem sposobu, by zemścić się na Hatake i
przyszło mi do głowy jak za jednym zamachem upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu. Jemu udało się nie dopuścić do mego małżeństwa z Hinatą Hyugą, a
następnie upokorzyć mnie w klubie, zmuszając do wyjazdu z kraju. Teraz on
stanie się przedmiotem pośmiewiska, gdyż wszyscy pomyślą, że uciekła pani ze
mną. Zostanie nie tylko upokorzony, ale na dodatek straci młodą żonę. Jego
strata będzie moim zyskiem. Jak sama pani widzi zabieram ze sobą do Francji
uroczą chere amie.
Patrzyłam na niego w milczeniu.
Bałam się tak, że drżały mi kolana. Nie potrafiłam się jednak powstrzymać od
odpowiedzi.
-Nie ujdzie to panu na sucho.
Hatake znajdzie sposób, by pana powstrzymać – sama chciałam w to wierzyć. W
popłochu szukałam wyjścia z sytuacji. Wydawało mi się, że przedłużając z nim
rozmowę wpadnę w końcu na jakiś pomysł.
-Pobożne życzenie, moja droga.
Twarz wykrzywił mu diabelski wręcz
uśmiech. Podszedł do mnie i przez moment czułam, że zemdleję, ale on tylko
chciał dać sygnał sternikowi.
Kotwica poszła w górę. Co mogłam
teraz zrobić? Wtedy sam Yuga podsunął mi rozwiązanie.
-Rozgość się, moja droga, a ja
wydam polecenia kapitanowi. Za chwilę wracam, by zaprowadzić cię do twej kabiny
– rzucił mi pożądliwe spojrzenie.
Nie ruszyłam się z miejsca, gdy
schodził na dół w poszukiwaniu kapitana. Sprawdziłam za to wzrokiem pokład przy
mostku kapitańskim. Pełno tam stało pak i bogato zdobionych skrzyń. Pomyślałam,
że za nimi mogłabym się ukryć, choć przez krótki czas. Przeciskając się miedzy
nimi patrzyłam na oddalający się brzeg. Prawie bez wahania rozwiązałam wstążkę
od kapelusza i wyrzuciłam go do morza. Następnie to samo zrobiłam ze swoją
spódnicą podróżną i halkami. Rozejrzałam się ostrożnie wokół, a widząc, że nie
zostawiłam nic po sobie i że nie ma nikogo w zasięgu wzroku, wdrapałam się na reling.
Wzięłam głęboki wdech, by odzyskać spokój i zachować równowagę. Wiedziałam, że
muszę się spieszyć, gdyż lada chwila mógł nadjeść kapitan.
Ohayo!
Oddaję dzisiaj w wasze łapki kolejny rozdział Małżeństwa. Mam nadzieję, że się spodobał i jest lepszy od ostatniego (tak wiem, porażka -,-).
Tym razem postarałam się bardziej zwracać uwagę na to jak piszę, więc ilość tekstu jest troszkę mniejsza niż zazwyczaj.
Powoli zbliżamy się do końca tej historii, co trochę mnie przeraża, bo Małżeństwo było tu od samego początku i w przeciągu kolejnych miesięcy zniknie. Dziwnie będzie mi tego już nie wstawiać. :3
Ale patrząc na to z drugiej strony, będę mieć więcej czasu na pozostałe opowiadanka, które zamierzam przyszlifować.
Już za tydzień zaczynam ferie, więc zamierzam wziąć się również za zawieszone opowiadanka, a dokładnie Smoczą. Opowiadanie jest już w większości dokładniej zaplanowane, więc wystarczy wprowadzić małe poprawki i poprawić rozdziały.
W mojej głowie narodziły się również kolejne dwa opowiadanka, ale o tym, kiedy będzie czas ;) Jeszcze rozważam status - miniaturki czy główne.
Cóż to chyba wszystko z mojej strony jeśli idzie o plany na kolejne tygodnie.
Mam do was jeszcze prośbę, o której wspominałam już pod poprzednim postem. A mianowicie pytania, które zadalibyście twórcy ff o Naruto. Byłabym wdzięczna, gdybyście mogli coś podrzucić w komentarzach, jeśli oczywiście macie jakiś pomysł. Chcemy razem z Yumi na War of Change zrobić zakładkę "Autorki" na bazie pytanie - odpowiedź. Jeśli chcielibyście poznać odpowiedzi na nie to zrobię to również na tym blogu lub wstawię link do zakładki pod kolejny postem.
To już wszystko na dzisiaj. Życzę miłego wieczorku i pozdrawiam cieplutko ;D
PS. Wy też marzniecie we własnym domu z kaloryferem na piątce???
Cooo już mówisz o zakończeniu a oni nawet się jeszcze nie spykneli ze sobą , chyba nie skończysz tego bloga na ich pierwszym pocałunku :D ?? Co do rozdziału no to ten już był dużo lepszy niż poprzedni , był bardziej czytelny i nie skakałaś z jednej sceny do następnej i tak cały czas :P Wracając do samej opowieści to ten Yuga mnie tak wkurza ze masakra ale coś wiedziałam ze jest nie tak :D Jak tylko Hatake się dowie to go rozwali na małe kawałeczki . Pisz szybko następny rozdział i nawet nie myśl o kończeniu bloga :D
OdpowiedzUsuńA no niestety, opowiadanie zbliża się do końca :(. Ale spokojnie. Do tego jeszcze trochę amorków <3. Czy na pierwszym pocałunku? Hmm kto wie, jak to będzie ;) (Jestem dzisiaj wredna i milczę :D)
UsuńCieszę się że rozdział jest bardziej czytelny. Wiem, że poprzedni to wielka klapa, więc ten trzeba było dobrze napisać ;3
Ano Hatake będzie miał niezła niespodziankę ;)
Pozdrawiam :D
Nie tylko Kakashi się zdziwi. Hidan raczej nie zakładał, że Sakura nie będzie posłuszną damą. Ona chce skoczyć, prawda? To mi się podoba. Może być grzeczna i delikatna, ale gdyby nie spróbowała chociaż wbić temu palantowi igły w tyłek, to czułabym rozczarowanie. Tymczasem jest jeszcze lepiej ;-) No Kakashi, łap okazję i ratuj swoją damę, to dostaniesz to czego pragniesz.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie dlaczego on dostrzegł w jej oczach tłumione przerażenie ze skrywaną niechęcią podczas pożegnania. W końcu jej też zależy, więc twarz bardziej powinna zdradzać troskę. Może jednak ona o czymś innym pomyślała.
Rozdział ciekawy i dobrze napisany. Aż chce się więcej i więcej. Cześć mnie chce już przeczytać zakończenie, by wiedzieć jak para sobie poukładała życie. Z drugiej strony będzie mi ich brakowało. To chyba o to w tych wszystkich historiach chodzi. By pozostał niedosyt, dzięki czemu długo się o nich pamięta.
Życzę Ci bardzo dużo chęci i weny do pisania. Bo choć rzadko zaglądam na wszystkie blogi, to cieszę się gdy mam co przeczytać, jak już się tu zjawiam.
Aaaa, jeszcze pytanie o pytanie. To może napiszecie dlaczego same zabrałyście się za pisanie opowiadań. Skąd pomysł na spędzanie czasu w ten a nie inny sposób. Dlaczego akurat Naruto i skąd czerpiecie inspiracje na nowa opowiadania.
UsuńHehe, niegrzeczna Sakura zawsze w cenie ;)
UsuńCóż może źle to napisałam, bo trochę trudno opisać co myśli osoba, jeśli pisze się inną perspektywę. Chodziło bardziej o to, że różowa była zdziwiona jego nagłym ruchem - Kakashi jeszcze nigdy jej nie objął. I kolejny dowód, że źle skonstruowałam to zdanie - to Kakashi rozluźnił uścisk ze skrywaną niechęcią. Chyba muszę trochę popracować nad odbiorem :)
Myślę, że masz rację, bo co to za czytanie, skoro bardzo szybko zapomina się co się właściwie przeczytało. Wiem z autopsji że to na prawdę irytujące uczucie i pewnie nie tylko ja.
Ciesze się, że jakoś zajęłam ci trochę czasu ;)
I straaaasznie dziękuję za pytanko, a w sumie można by to podzielić na trzy ;3
Na pewno skorzystamy z Yumi :D
Dzięki za komentarz :)
Dobra. W końcu mam czas by przeczytać i skomentować. Od razu przepraszam, że tak późno, no ale niestety nie ode mnie to zależy. :'(
OdpowiedzUsuńTak więc... Porwanie... O boziu... Sakura została porwana...
To bardzo duże zaskoczenie. Nie sądziłam, że ten... Ekhem... Nie będę się niegrzecznie wyrażać... Będzie zdolny do zrobienia tak koszmarnego czynu. Nie sądziłam, że będę w stanie kogoś tak znielubić, ale dzięki tobie pałam do niego ogromną, niespodziewaną nienawiścią. Całkowity brak szacunku i jakiegokolwiek pomyślunku... No się nie spodziewałam. No po prosty nie spodziewałam.
Ale rozdział jak zwykle cudowny, wspaniały, zakochałam się... No zakochałam się. XD
A teraz dla mnie nienajlepsza część. Padam na kolana i błagam o wybaczenie. że tak późno skomentowałam (to już mówiłam), no i, że nie wstawiłam do tej pory rozdziału na moim blogu. Ale teraz, to blogger sobie ze mnie kpi. Staram się dostać na moje konto i... I nie mogę. Za każdym razem jak próbuję, to mnie wywala i... No kurcze, to nie sprawiedliwe. I nie mam pojęcia co zrobić. dopóki nie wykombinuję, to blog jest niestety zawieszony. :( Więc... Padam na kolana i błagam o wybaczenie. Wybaczysz? :')
Tak więc...
Pozdrawiam serdecznie i całuski wysyłam. ;* XD
Szczęśliwych Walentynek życzę.
TessaAn
Niedługo pewnie Rosanna, ale na razie jeszcze TessaAn. ;)
O mamo O.o, Tessa!
UsuńKurcze, rzeczywiście dawno Cię nie było, ale cały czas utwierdzałam się w przekonaniu, że serio nie masz jak. Na szczęście się nie pomyliłam. Brakowało mi Cię tu ^^
Kurcze, nie wiedziałam, że blogger może być aż takim padalcem -.- Chyba bym komputer rozkopała, gdyby mi tak zaczęło świrować.
Nie masz, za co przepraszać. W końcu to nie Twoja wina. Również pozdrawiam i mam nadzieję, że dobrze spędziłaś Walentynki ^^
Dzięki za komentarz ^^