Music

niedziela, 22 stycznia 2017

Małżeństwo po Szkocku 14.Podstęp

Następnego ranka w ciszy spożywaliśmy śniadanie, każde zajęte własnymi myślami. Byłem już w stroju podróżnym, gdyż zamierzałem zaraz wyruszać, by jak najszybciej wrócić. Odłożyłem serwetkę i wstałem. Sakura, podniosła się natychmiast, jakby tylko czekała aż skończę. Podszedłem do niej i niby mimochodem objąłem ją w pasie. Zauważyłem w jej oczach małe, jakby
nieśmiałe iskierki.
-Nie martw się, moja droga. Wkrótce wrócę – gdy iskierki zniknęły, a pojawiło się tłumione przerażenie, z dobrze skrywaną niechęcią, rozluźniłem uścisk. Jeszcze za wcześnie. – Będzie mi ciebie brak.
-Niech pan będzie ostrożny. Proszę się o mnie nie martwić. Mam czym się zająć, zyskałam w końcu tylu nowych przyjaciół, którzy chętnie o mnie zadbają.
Poczułem ukłucie zazdrości. Nie wiedziałem, czy różowo włosa naprawdę nie rozumiała, jak bardzo mi na niej zależało, bo w to, że powiedziała to specjalnie nigdy bym nie uwierzył. Przez to, przez chwilę rozważałem, czy nie powiedzieć jej o wszystkim, zając jej tym myśli, ale powstrzymałem się i zapanowałem z niemałym trudem nad tym impulsem. Deklaracja i nagły wyjazd to nie było zbyt rozsądne połączenie. Nic by to nie załatwiło, a tylko namnożyło problemów, których starałem się uniknąć.
-Przyjaciół? – zapytałem niby od niechcenia, przy okazji gotując się w środku.
-Kilka młodych dam, które poznałam – powiedziała, niby skromnie spuszczając oczy.
Co za szelma! Trzeba przyznać, że umiała wyprowadzić mnie z równowagi. A była tak niewinna, że nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.

Wsiadłem do czekającej na mnie karety. Mój lokaj zajął miejsce obok, wcześniej przymocowując walizkę z tyłu powozu. Podróżowaliśmy bez dużego bagażu, gdyż zamierzałem jak najszybciej wrócić, ale wziąłem lokaja, by go nie urazić odmową korzystania z jego usług.
Nakazałem stangretowi zatrzymać się przed domem regenta, gdyż prosił mnie (co równało się oczywiście rozkazowi) o krótką informację na temat planowanej podróży. Lubił wiedzieć, co się dzieje, a Castlereagh rzadko zaznajamiał go ze szczegółami.
W Carleton House szybko dostałem się przed oblicze regenta, mężczyzny bardzo otyłego, o czerwonej twarzy, nie stroniącego od alkoholu. Trudno było rozpoznać w nim dawnego uroczego i przystojnego księcia. Powitał mnie z pogodną miną, w końcu byłem jednym z jego faworytów. Posłał mi łaskawy uśmiech, sam zajmując szerokie krzesło naprzeciwko. Rozejrzałem się wokół i widząc wspaniałą kolekcję obrazów, porcelany i innych objects d’art, stwierdziłem, że Prinny zrobił jednak cos dla Anglii. Był oczywiście zadłużony, ale to go nie powstrzymywało przed nowymi zakupami, jak długo miał takich przyjaciół jak ja, mówiąc wprost. Mógł w końcu pożyczać.
Przedstawiłem mu pokrótce założenia umowy, którą miałem dostarczyć ambasadorowi Anglii we Francji. Przedyskutowaliśmy ją i regent zgodził się z jej warunkami. Doceniał zdolności Castlereagha jako ministra spraw zagranicznych.
Usiłowałem grzecznie oddalić się, wymawiając się czekającą mnie długą podróżą, ale regent machnięciem pulchnej dłoni odrzucił moją taktowną sugestię. Dopiero, co kupił nowy obraz i chciał usłyszeć moją opinię. Wzdychając z rezygnacją udałem się za nim, by obejrzeć ów nowy nabytek. Malowidło było poczerniałe ze starości, ale po bliższych oględzinach rzeczywiście widać było rękę flamandzkiego mistrza, Jana Brueghela. Obraz pochodził najprawdopodobniej gdzieś z 1600 roku. Pogratulowałem zakupu i ponownie chciałem się pożegnać, ale Prinny uznał, że czas na małą przekąskę. Znałem apetyt gospodarza i zrezygnowany pogodziłem się ze stratą kolejnych dwóch godzin.
Gdy wreszcie mogłem odejść, stwierdziłem, że przeszła już prawie połowa dnia. Obawiałem się, że nie zdążę na przypływ i że moja podróż może okazać się dłuższa niż obiecałem Sakurze. Postanowiłem więc wrócić do domu, by ją o tym zawiadomić. Kiedy podstawiono powóz, kazałem stangretowi zajechać pod Hatake House.

###

Nie mogłam znaleźć sobie ani miejsca ani zajęcia po tym jak Hatake odjechał. Włóczyłam się bez celu z kąta w kąt, dopóki nie napotkałam gospodyni. Zapytałam ją o przysmaki lorda, a skoro wstąpiła do Hatake House na służbę jeszcze jako młoda dziewczyna, mogła mi wiele o nim opowiedzieć i tak też zrobiła. Dzięki niej spędziłam to przedpołudnie całkiem miło i udało mi się zapomnieć o tej wszechogarniającej mnie pustce.
Właśnie kończyłam lunch, gdy Smithers wszedł do jadalni z listem adresowanym do mnie. Spojrzałam na niego pytająco.
-Lokaj, służący sir Tenzou, przyniósł ten list. Mówi, że powóz czeka.
Podskoczyłam z miejsca, gdy tylko zapoznałam się z treścią tej wiadomości.
-Hatake miał wypadek, gdy wchodził na jacht w Dover. Prosi, bym natychmiast pojechała do niego.
Musiało to być coś naprawdę poważnego skoro po mnie posłał. Nie zdziwił mnie brak podpisu Yamato. Nawet nie zastanawiałam się, skąd znalazł się u boku mego męża. Uznałam, że skoro to jego bliski przyjaciel, mogli wyruszyć w tę podróż razem.
Zdenerwowany Smithers zasugerował, bym zabrała ze sobą pokojówkę. Obydwoje byliśmy tak przejęci, że nie przyszło nam na myśl, że nawet najszybsze konie nie pokonałyby drogi do Dover i z powrotem w tak krótkim czasie.
-Oczywiście – zgodziłam się, wiedząc, że Kakashi nie życzyłby sobie, bym samotnie podróżowała. – Powiedz temu człowiekowi, że zaraz będę gotowa. Muszę jedynie zabrać kilka drobiazgów.
Nie czekając na jego odpowiedz wbiegłam na górę wołając na pokojówkę. Byłam tak przerażona tym, co mogło się stać z Hatake, że choćby na chwilę nie przystawałam, biegnąc w stronę swoich komnat.
Dopiero, kiedy Mary odpowiedziała mi smętnym głosem, przystanęłam i przyjrzałam się jej badawczo.
-Co się stało? – zapytałam zaniepokojona. Po policzkach dziewczyny, z których jeden był niemożliwie spuchnięty, płynęły łzy.
-Boli mnie ząb – wymamrotała, krzywiąc się z bólu. – Nie wiem, co robić.
Podjęłam decyzję natychmiast. Kazałam dziewczynie udać się do gospodyni po krople, a następnie położyć się. Nie byłam bez serca. Nie chciałam ciągnąć jej w tę podróż.
-Powiedz pani Crowl, że to moje polecenie i niech zapakuje kilka drobiazgów dla Hatake. Pan miał wypadek wsiadając na statek.
Zostałam bez pokojówki, ale uznałam, że nie mogę marnować czasu aż którąś z podkuchennym domyje się i przygotuje do drogi. Wrzuciłam swe rzeczy do małej torby i zbiegłam po schodach. W pośpiechu poinformowałam Smithersa o chorobie Mary, złapałam lekarstwa przygotowane przez gospodynię i pobiegłam do powozu. Lokaj zatrzasnął drzwi i usiadł obok stangreta. Nie zwróciłam uwagi na to, że herb, który widniał na boku powozu był tak ubłocony, że nie dało się go rozpoznać.
Oparłam się o poduszki i usiłowałam się odprężyć, ale strach o Kakashiego nie pozwalał mi na to. Na samą myśl, że jest ranny, może nawet ciężko, ściskało mnie w gardle, a z oczu płynęły łzy.
Nie potrafiłam stwierdzić, w którym momencie pokochałam go, gdyż uczucie to wydawało mi się tak naturalne, jakby trwało od zawsze, Wiedziałam, że nie marzył o takiej żonie i że nasz ślub był mu niemiły, co naprawdę bolało. Jednak ostatnio jego spojrzenia, były bardziej czułe, ton głosu łagodny, a to dawało mi nadzieję, że coś się zmieniło i że może nawet miał dla mnie trochę uczucia. Chociaż odrobinę sympatii, a nie tylko dobre wychowanie, które nie pozwalało mu być dla mnie niedobrym. I przecież wzywał mnie, więc musiałam coś dla niego znaczyć. Ta jedna myśl pocieszała mnie, w tej beznadziejnej sytuacji.
Konie biegły przeraźliwie szybko, ale wydawało mi się, że i tak jadą o wiele za wolno. Nawet przy dobrych wierzchowcach i dwóch zmianach po drodze trzeba było czterech godzin, by dotrzeć do Dover. Nieobecnym wzrokiem przyglądałam się mijanym polom. Małe wioski migały mi przed oczami, nie zauważone. Stangret zatrzymał się w gospodzie w Tillbury i zażądał szybkiej zmiany koni. W tym czasie lokaj zeskoczył z kozła i otworzył mi drzwi. Zawahałam się przez moment, gdyż na widok zatłoczonego dziedzińca ogarnęły mnie ponure wspomnienia ze Szkocji. Przekonywałam samą siebie, że tym razem nic mi nie grozi. Miałam do dyspozycji nie tylko powóz Tenzou, ale i jego służących, którzy powinni dopilnować, by nie stałą mi się krzywda.
-Może podczas przerwy napije się pani herbaty – zasugerował lokaj.
Zgodziłam się. Ta perspektywa wydawała się być najlepszą z możliwych w tamtej chwili. Herbata powinna mnie odświeżyć. Nagle uderzyła we mnie jedna rzecz. Zdałam sobie sprawę, że bardzo niemiłe jest mi towarzystwo tego człowieka. Wydawał się uprzejmy i pełen dobrej woli, ale nie podobał mi się wyraz jego oczu. Patrzył tak jakoś spode łba. Odrzuciłam te myśli, uważając, że moja podejrzliwość wywołana jest niepokojem o Hatake. Nagle moją głowę zalała fala zupełnie innych myśli. Jak doszło do wypadku? Czy rana zagrażała życiu? Kto się nim zaopiekował i czy w ogóle ktoś to zrobił? Nikt mi tego nie wyjaśnił, nikt nie wyjaśnił mi niczego, przez co w mojej głowie tworzyły się najczarniejsze scenariusze. Jednocześnie chciałam myśleć, że to nic poważnego, że wszystko jest w porządku.
Właściciel gospody, rozpoznając mój status społeczny, zaprosił mnie do prywatnego salonu i obiecał natychmiast przysłać czajnik z herbatą. Usiadłam zmęczona na krześle przed kominkiem zła, że marnuję czas, choć z drugiej strony wiedziałam, że postój jest konieczny.
Skończyłam właśnie filiżankę bardzo mocnej herbaty, gdy pojawił się stangret, oznajmiając gotowość do dalszej podróży. Pospieszyłam do powozu. Usiłowałam przy okazji wypytać lokaja o szczegóły, ale ten albo nie usłyszał mojego pytania, zamykając za mną drzwi, albo też zignorował je.
Wydawało mi się, że minęły całe godziny zanim dojechaliśmy na kolejny postój. Tym razem wysiadłam jedynie z powozu i spacerowałam w tę i z powrotem, podczas gdy podstawiano nowe konie. Ponownie usiłowałam zagadnąć lokaja lub stangreta, ale oni unikali moich pytań w sposób, który wydawał się być co najmniej podejrzany.
Odetchnęłam z ulgą, gdy powóz wjechał na ulice Dover i skierował się ku przystani. Panował spory ruch. Właśnie rozładowywano towar z zakotwiczonego w zatoce frachtowca. Zauważyłam też małą łódź i dwóch wioślarzy czekających na brzegu.
Lokaj otworzył drzwi i powiedział, że ta właśnie łódź zabierze mnie na jacht, zacumowany na wodach Kanału. Bez wahania pozwoliłam, by jeden z wioślarzy pomógł mi wsiąść. Drugi odbijał już od brzegu. Marynarz silnymi pociągnięciami wioseł kierował łódź ku jachtowi, stojącemu na oko jakieś sto jardów od brzegu. Próbowałam zagadnąć tych ludzi, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Teraz już byłam poważnie zaniepokojona, ale myśl, że to sir Tenzou posłał po mnie, uspokajała mnie nieco.
Siedziałam cicho z rękami na kolanach, póki łódź nie dobiła do jachtu. Zauważyłam postać wychylającą się przez reling, a potem drabinę sznurową zrzuconą z pokładu. Zgodnie z poleceniem pochwyciłam ją i wspięłam się do góry. Marynarze mieli mnie asekurować. I rzeczywiście jakiś majtek pomógł mi wejść na pokład. Gdy już się tam znalazłam, poprawiłam suknię i sprawdziłam, czy nie przekrzywił mi się kapelusz, wtedy dopiero poprosiłam o zaprowadzenie do Hatake.
Dwóch marynarzy z łodzi powróciło już na brzeg, a majtek skłonił się jedynie i poprowadził mnie do kabiny kapitana. Lekko zastukał w drzwi, które natychmiast się otworzyły.
-Witaj na „Falconie” – powiedział lord Yuga z drwiącym uśmiechem na twarzy.
Bezwiednie cofnęłam się o krok i zakryłam usta ręką, by powstrzymać okrzyk. Wzięłam głęboki wdech i zachowując spokój zapytałam:
-Gdzie jest lord Hatake? Chcę widzieć się z nim natychmiast – popatrzyłam na mężczyznę stanowczo. Nie odpowiedział mi od razy, a błysk w jego oczach przyprawił mnie o dreszcze.
-Hatake najprawdopodobniej jest teraz w Calais – powiedział w końcu, czym mnie szczerze zdumiał.
-I nie jest ranny? – z ulgą przyjęłam, że nic mu się nie stało.
-O ile mi wiadomo, cieszy się dobrym zdrowiem, jak zwykle – odpowiedział chłodno.
-Gdzie jest sir Tenzou? I co pan tu robi? – nie mogłam powstrzymać potoku pytań. Ta sytuacja robiła się niebezpieczna.
-Zapraszam do kabiny, a wszystkiego zaraz się pani dowie – powiedział złowieszczym tonem.
-Wolę pozostać tutaj – cofnęłam się aż do relingu. Przejął mnie lęk, kiedy zaczynałam rozumieć, co się święci.
-Dowiedziałem się o podróży Hatake do Calais i uznałem, że to świetna okazja, by poznać panią bliżej – patrzył na mnie lubieżnym wzrokiem, przez co przełknęłam ślinę w przerażeniu. – Posłużyłem się nazwiskiem człowieka, któremu mogła pani zaufać. Oczywiście wiedziałem, że wynajęty powóz wzbudziłby podejrzenie. – Widać było, że bawi się świetnie, udzielając mi tych wyjaśnień. – Szukałem sposobu, by zemścić się na Hatake i przyszło mi do głowy jak za jednym zamachem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Jemu udało się nie dopuścić do mego małżeństwa z Hinatą Hyugą, a następnie upokorzyć mnie w klubie, zmuszając do wyjazdu z kraju. Teraz on stanie się przedmiotem pośmiewiska, gdyż wszyscy pomyślą, że uciekła pani ze mną. Zostanie nie tylko upokorzony, ale na dodatek straci młodą żonę. Jego strata będzie moim zyskiem. Jak sama pani widzi zabieram ze sobą do Francji uroczą chere amie.
Patrzyłam na niego w milczeniu. Bałam się tak, że drżały mi kolana. Nie potrafiłam się jednak powstrzymać od odpowiedzi.
-Nie ujdzie to panu na sucho. Hatake znajdzie sposób, by pana powstrzymać – sama chciałam w to wierzyć. W popłochu szukałam wyjścia z sytuacji. Wydawało mi się, że przedłużając z nim rozmowę wpadnę w końcu na jakiś pomysł.
-Pobożne życzenie, moja droga.
Twarz wykrzywił mu diabelski wręcz uśmiech. Podszedł do mnie i przez moment czułam, że zemdleję, ale on tylko chciał dać sygnał sternikowi.
Kotwica poszła w górę. Co mogłam teraz zrobić? Wtedy sam Yuga podsunął mi rozwiązanie.
-Rozgość się, moja droga, a ja wydam polecenia kapitanowi. Za chwilę wracam, by zaprowadzić cię do twej kabiny – rzucił mi pożądliwe spojrzenie.

Nie ruszyłam się z miejsca, gdy schodził na dół w poszukiwaniu kapitana. Sprawdziłam za to wzrokiem pokład przy mostku kapitańskim. Pełno tam stało pak i bogato zdobionych skrzyń. Pomyślałam, że za nimi mogłabym się ukryć, choć przez krótki czas. Przeciskając się miedzy nimi patrzyłam na oddalający się brzeg. Prawie bez wahania rozwiązałam wstążkę od kapelusza i wyrzuciłam go do morza. Następnie to samo zrobiłam ze swoją spódnicą podróżną i halkami. Rozejrzałam się ostrożnie wokół, a widząc, że nie zostawiłam nic po sobie i że nie ma nikogo w zasięgu wzroku, wdrapałam się na reling. Wzięłam głęboki wdech, by odzyskać spokój i zachować równowagę. Wiedziałam, że muszę się spieszyć, gdyż lada chwila mógł nadjeść kapitan.

Ohayo!
Oddaję dzisiaj w wasze łapki kolejny rozdział Małżeństwa. Mam nadzieję, że się spodobał i jest lepszy od ostatniego (tak wiem, porażka -,-).
Tym razem postarałam się bardziej zwracać uwagę na to jak piszę, więc ilość tekstu jest troszkę mniejsza niż zazwyczaj.
Powoli zbliżamy się do końca tej historii, co trochę mnie przeraża, bo Małżeństwo było tu od samego początku i w przeciągu kolejnych miesięcy zniknie. Dziwnie będzie mi tego już nie wstawiać. :3
Ale patrząc na to z drugiej strony, będę mieć więcej czasu na pozostałe opowiadanka, które zamierzam przyszlifować.
Już za tydzień zaczynam ferie, więc zamierzam wziąć się również za zawieszone opowiadanka, a dokładnie Smoczą. Opowiadanie jest już w większości dokładniej zaplanowane, więc wystarczy wprowadzić małe poprawki i poprawić rozdziały.
W mojej głowie narodziły się również kolejne dwa opowiadanka, ale o tym, kiedy będzie czas ;) Jeszcze rozważam status - miniaturki czy główne.
Cóż to chyba wszystko z mojej strony jeśli idzie o plany na kolejne tygodnie.

Mam do was jeszcze prośbę, o której wspominałam już pod poprzednim postem. A mianowicie pytania, które zadalibyście twórcy ff o Naruto. Byłabym wdzięczna, gdybyście mogli coś podrzucić w komentarzach, jeśli oczywiście macie jakiś pomysł. Chcemy razem z Yumi na War of Change zrobić zakładkę "Autorki" na bazie pytanie - odpowiedź. Jeśli chcielibyście poznać odpowiedzi na nie to zrobię to również na tym blogu lub wstawię link do zakładki pod kolejny postem.

To już wszystko na dzisiaj. Życzę miłego wieczorku i pozdrawiam cieplutko ;D
PS. Wy też marzniecie we własnym domu z kaloryferem na piątce???

7 komentarzy:

  1. Cooo już mówisz o zakończeniu a oni nawet się jeszcze nie spykneli ze sobą , chyba nie skończysz tego bloga na ich pierwszym pocałunku :D ?? Co do rozdziału no to ten już był dużo lepszy niż poprzedni , był bardziej czytelny i nie skakałaś z jednej sceny do następnej i tak cały czas :P Wracając do samej opowieści to ten Yuga mnie tak wkurza ze masakra ale coś wiedziałam ze jest nie tak :D Jak tylko Hatake się dowie to go rozwali na małe kawałeczki . Pisz szybko następny rozdział i nawet nie myśl o kończeniu bloga :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no niestety, opowiadanie zbliża się do końca :(. Ale spokojnie. Do tego jeszcze trochę amorków <3. Czy na pierwszym pocałunku? Hmm kto wie, jak to będzie ;) (Jestem dzisiaj wredna i milczę :D)
      Cieszę się że rozdział jest bardziej czytelny. Wiem, że poprzedni to wielka klapa, więc ten trzeba było dobrze napisać ;3
      Ano Hatake będzie miał niezła niespodziankę ;)
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Nie tylko Kakashi się zdziwi. Hidan raczej nie zakładał, że Sakura nie będzie posłuszną damą. Ona chce skoczyć, prawda? To mi się podoba. Może być grzeczna i delikatna, ale gdyby nie spróbowała chociaż wbić temu palantowi igły w tyłek, to czułabym rozczarowanie. Tymczasem jest jeszcze lepiej ;-) No Kakashi, łap okazję i ratuj swoją damę, to dostaniesz to czego pragniesz.
    Zastanawia mnie dlaczego on dostrzegł w jej oczach tłumione przerażenie ze skrywaną niechęcią podczas pożegnania. W końcu jej też zależy, więc twarz bardziej powinna zdradzać troskę. Może jednak ona o czymś innym pomyślała.
    Rozdział ciekawy i dobrze napisany. Aż chce się więcej i więcej. Cześć mnie chce już przeczytać zakończenie, by wiedzieć jak para sobie poukładała życie. Z drugiej strony będzie mi ich brakowało. To chyba o to w tych wszystkich historiach chodzi. By pozostał niedosyt, dzięki czemu długo się o nich pamięta.
    Życzę Ci bardzo dużo chęci i weny do pisania. Bo choć rzadko zaglądam na wszystkie blogi, to cieszę się gdy mam co przeczytać, jak już się tu zjawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, jeszcze pytanie o pytanie. To może napiszecie dlaczego same zabrałyście się za pisanie opowiadań. Skąd pomysł na spędzanie czasu w ten a nie inny sposób. Dlaczego akurat Naruto i skąd czerpiecie inspiracje na nowa opowiadania.

      Usuń
    2. Hehe, niegrzeczna Sakura zawsze w cenie ;)
      Cóż może źle to napisałam, bo trochę trudno opisać co myśli osoba, jeśli pisze się inną perspektywę. Chodziło bardziej o to, że różowa była zdziwiona jego nagłym ruchem - Kakashi jeszcze nigdy jej nie objął. I kolejny dowód, że źle skonstruowałam to zdanie - to Kakashi rozluźnił uścisk ze skrywaną niechęcią. Chyba muszę trochę popracować nad odbiorem :)
      Myślę, że masz rację, bo co to za czytanie, skoro bardzo szybko zapomina się co się właściwie przeczytało. Wiem z autopsji że to na prawdę irytujące uczucie i pewnie nie tylko ja.
      Ciesze się, że jakoś zajęłam ci trochę czasu ;)
      I straaaasznie dziękuję za pytanko, a w sumie można by to podzielić na trzy ;3
      Na pewno skorzystamy z Yumi :D
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  3. Dobra. W końcu mam czas by przeczytać i skomentować. Od razu przepraszam, że tak późno, no ale niestety nie ode mnie to zależy. :'(
    Tak więc... Porwanie... O boziu... Sakura została porwana...
    To bardzo duże zaskoczenie. Nie sądziłam, że ten... Ekhem... Nie będę się niegrzecznie wyrażać... Będzie zdolny do zrobienia tak koszmarnego czynu. Nie sądziłam, że będę w stanie kogoś tak znielubić, ale dzięki tobie pałam do niego ogromną, niespodziewaną nienawiścią. Całkowity brak szacunku i jakiegokolwiek pomyślunku... No się nie spodziewałam. No po prosty nie spodziewałam.
    Ale rozdział jak zwykle cudowny, wspaniały, zakochałam się... No zakochałam się. XD
    A teraz dla mnie nienajlepsza część. Padam na kolana i błagam o wybaczenie. że tak późno skomentowałam (to już mówiłam), no i, że nie wstawiłam do tej pory rozdziału na moim blogu. Ale teraz, to blogger sobie ze mnie kpi. Staram się dostać na moje konto i... I nie mogę. Za każdym razem jak próbuję, to mnie wywala i... No kurcze, to nie sprawiedliwe. I nie mam pojęcia co zrobić. dopóki nie wykombinuję, to blog jest niestety zawieszony. :( Więc... Padam na kolana i błagam o wybaczenie. Wybaczysz? :')
    Tak więc...
    Pozdrawiam serdecznie i całuski wysyłam. ;* XD
    Szczęśliwych Walentynek życzę.
    TessaAn

    Niedługo pewnie Rosanna, ale na razie jeszcze TessaAn. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mamo O.o, Tessa!
      Kurcze, rzeczywiście dawno Cię nie było, ale cały czas utwierdzałam się w przekonaniu, że serio nie masz jak. Na szczęście się nie pomyliłam. Brakowało mi Cię tu ^^
      Kurcze, nie wiedziałam, że blogger może być aż takim padalcem -.- Chyba bym komputer rozkopała, gdyby mi tak zaczęło świrować.
      Nie masz, za co przepraszać. W końcu to nie Twoja wina. Również pozdrawiam i mam nadzieję, że dobrze spędziłaś Walentynki ^^
      Dzięki za komentarz ^^

      Usuń

Layout by Netka Sidereum Graphics