Zajechałem pod
dom, wyskoczyłem z powozu i pospieszyłem do środka. Drzwi otworzył mi Smithers,
który na mój widok całkowicie oniemiał.
— Ależ,
milordzie... — zaczął, lecz umilkł.
— O co chodzi?
— zapytałem ostro, oczami wyobraźni widząc Sakurę w nowych tarapatach.
— Przecież
miał pan wypadek — wyjąkał, a ja zamarłem na moment.
— Wypadek?
Chyba oszalałeś! Kto naopowiadał ci takich bzdur? — rozdrażniony przeszedłem do
holu.
— Lady Hatake
otrzymała wiadomość od sir Tenzou o pańskim wypadku. Przysłał po nią powóz i
ludzi, by niezwłocznie udała się do Dover — powiedział jednym tchem, a twarz
pobladła mu z przerażenia, które było widoczne w jego oczach.
Poczułem
przerażającą wściekłość. W trymiga zrozumiałem, że Sakura została porwana i
miałem przez to ochotę cos uszkodzić. Chociaż bardziej kogoś. Nikt inny tylko
Yuga musiał maczać w tym palce.
— Ty idioto —
rzuciłem z rosnącą irytacją. — Czy przyjrzałeś się karecie? Jaki był na niej
herb?
— Herb był
cały ubłocony, ale nie ulegało wątpliwości, że to powóz dżentelmena.
— Czy jej
lordowska mość zabrała ze sobą pokojówkę? — dopytywałem, ogarnięty coraz
większym niepokojem.
Smithers
załamał się kompletnie, ramiona mu opadły, a z twarzy nie schodził cień
przerażenia.
— Nie,
milordzie. Mary bolał ząb, a pani tak się śpieszyła do pana, że postanowiła
jechać sama — powiedział zwieszając głowę.
— Kiedy
wyjechała? — zapytałem ostro.
— Niecałą
godzinę temu — odpowiedział Smithers drżącym głosem, kuląc się pod moim
wzrokiem.
— Natychmiast
zawiadom stajennego, by przyszykował moją wyścigową kariolkę i zaprzągł do niej
najszybsze konie — rzuciłem Smithersowi, a ten wykorzystał okazję, by
niezwłocznie uciec przed moim gniewem.
Otworzyłem
frontowe drzwi.
— Hitchins,
nie będziesz mi potrzebny — krzyknąłem do lokaja, który z dezaprobatą
potrząsnął głową.
Wpadłem z
powrotem do domu. Wbiegłem jak burza do biblioteki, gdzie trzymałem pistolety i
już bez dalszej zwłoki skierowałem się do stajni. Yuga musiał zapłacić mi za to życiem. Zrobiło mi
się niedobrze na samą myśl, że Sakura mogła się znaleźć w rękach tego drania.
Mogłem ją dogonić. Musiałam ją dogonić. W sztuce powożenia nikt nie był w
stanie mi dorównać. Poza tym moja specjalnie zbudowana, lekka kariolka i
doskonałe konie pozwalały mi dotrzeć do Dover jeszcze przed różowo włosą, nawet
pomimo godzinnego wyprzedzenia. Zadawałem sobie sprawę, że Yuga zamierzał
wywieźć dziewczynę do Francji. Ten drań był mi cos winien i miałem zamiar dopilnować,
by zapłacił za wszystko. Wyobraźnia podsuwała mi obraz Sakury, miąłem przed
oczami jej uroczą twarz, figlarny wyraz zielonych oczu, cudowny sposób, w jaki
odparowywała moje ciosy i zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo ją kochałem.
Ogarnęło mnie czyste przerażenie, że właśnie ona mogła znaleźć się w szponach
Yugi.
Chłopak
stajenny i stangret w rekordowym czasie zaprzęgli konie. Nie miałem
wątpliwości, że dojadę na czas. Wskoczyłem do kariolki, a stangret poszedł za
moim przykładem. Początkowo chciałem jechać sam, bez dodatkowego obciążenia,
jednak zabranie drugiej osoby miało swoje zalety. Przyzwoliłem więc ruchem
głowy, by stangret pojechał razem ze mną i w jednej chwili para siwków ruszyła
z kopyta.
Na ulicy
panował duży ruch. Co chwila mijały nas powozy, domokrążcy ciągnęli swe wózki,
a przechodnie co rusz przechodzili z jednej strony na drugą, jakby nie mogli
się zdecydować dokąd pójść. Wściekły przebijałem się przez tłum, a inne powozy
wymijałem tak blisko, że zewsząd dochodziły mnie protesty, które nie robiły na
mnie żadnego wrażenia. Gdy tylko wyjechaliśmy z miasta, ponagliłem konie.
Jechaliśmy co koń wyskoczy. W pewnej chwili zauważyłem wóz, który zajmował
ponad połowę szerokości drogi. Ani na chwilę nie zwolniłem i bez namysłu
objechałem przeszkodę, lekko zawadzając o koła.
Zanim jeszcze
zatrzymałem powóz na dziedzińcu gospody w Tillbury, stangret wyskoczył z
kariolki i zażądał natychmiastowej zmiany koni oraz wydał polecenia, by
ostudzić, wytrzeć i nakarmić nasze własne.
W tym czasie
ja wszedłem do gospody i od gospodarza dowiedziałem się, że Sakura była tam
zaledwie dwadzieścia pięć minut przed nami. Udało mi się nadrobić trochę czasu.
O ile szczęście miało nam dopisać, powinienem był dogonić ją na następnym
postoju. Podziękowałem za posiłek, by jak najszybciej powrócić do przygotowanej
kariolki. Chwyciłem wodze i poczekałem, aż wsiądzie stangret, i już nas tam nie
było.
Pędziliśmy jak
strzała, nadrabiając czas, gdy nagle wyjeżdżając zza zakrętu, zauważyłem
blokujące drogę dwie kariolki, które najwidoczniej wpadły na siebie. Ledwo
udało mi się wyhamować przed nimi konie. Oddając lejce stangretowi, podszedłem
do dwóch poirytowanych, kłócących się ze sobą mężczyzn. Na mój widok przestali
obrzucać się wyzwiskami.
— Bardzo się
spieszę, to sprawa życia i śmierci — oznajmiłem głosem nie znoszącym sprzeciwu.
— Uprzątnijmy drogę, a potem mogą panowie dyskutować dalej.
Dwóch
zagadniętych dżentelmenów, którym aż kurzyło się z głów od nadmiaru alkoholu,
popatrzyło na mnie tępo, ale bez sprzeciwu zabrało się do pomocy.
Kląłem w duchu
z powodu tak wielkiej straty czasu. Gdy tylko droga była na tyle wolna, bym
mógł przejechać, wskoczyłem do kariolki i ruszyłem z kopyta.
Na następnym
postoju dowiedziałem się, że spóźniłem się o piętnaście minut. Głośno
zgrzytałem zębami, wyruszając w ostatni etap podróży do Dover.
Wjechaliśmy na
ulice miasta i z szaleńczą prędkością pomknęliśmy na przystań. Rzuciłem wodze
stangretowi i pobiegłem na brzeg. Wpatrując się w toń z dala zauważyłem rufę
jachtu Yugi, wypływającego na pełne morze.
— O Boże! —
zawołałem łapiąc się na głowę. — Odpłynęła!
Ogarnęła mnie
tak wielka wściekłość, że z trudem łapałem powietrze, ale jeszcze się nie
poddałem. Rzuciłem rozkazy stangretowi, a sam pognałem na przystań.
Zastanawiałem się ile czasu potrzeba na znalezienie łodzi, która zabrałaby mnie
na mój jacht, którym byłbym w stanie dogonić Yuge.
Dobiegłem do
niewielkiej łodzi rybackiej, którą zamierzałem zarekwirować, gdy cos przykuło
moją uwagę. Zatrzymałem się i ponownie spojrzałem w to miejsce.
###
Wskoczyłam w
lekko wzburzoną toń i wzdrygnęłam się na kontakt z lodowatą wodą. Z trudem
udało mi się trzymać nogi razem, a ręce przy sobie, by nie narobić hałasu.
Pracując mocno nogami, wynurzyłam się na powierzchnię i cała drżąca z zimna, i
ze strachu, zaczęłam płynąć ku odległemu brzegowi. Wyrzucałam ręce przed
siebie, następnie przyciągałam do piersi, by ponownie wyrzucić je do przodu.
Moje nogi robiły podobne łamańce w stylu, który mój ojciec nazywał żabką.
Pracowałam rytmicznie, dzwoniąc przy tym z zimna zębami.
Okrążałam
właśnie rufę jachtu, kiedy przyszła nieoczekiwana fala, która zalała mi twarz.
Przełknęłam wodę i ciężko chwyciłam powietrze. Gdy udało mi się odzyskać
kontrolę na sobą i jasnością widzenia, zauważyłam, że minęłam kilwater. Zatliła
się we mnie iskierka nadziei, gdyż jacht miałby teraz duże trudności z
zawróceniem i zbliżeniem się do mnie. Nawet, jeśli Yudze udałoby się wyciągnąć
mnie z wody, mógł stracić przypływ i na ponowne wyjście w może zmuszony byłby
czekać do północy. Mnie nie pozostawało nic więcej, jak płynąć dalej w tej
lodowatej wodzie. Tylko, czy była szansa na dostanie się do brzegu?
W głębi serca
wzywałam Kakashiego, a przed oczami miałam jego twarz. Powoli, ruch za ruchem,
zmniejszałam dystans do brzegu. Jacht zdążył już znacznie się oddalić.
Najprawdopodobniej moje zniknięcie nie zostało do tej pory odkryte.
Zerwał się
wiatr i wzmogły fale. Byłam wycieńczona i wydawało mi się, że dalej nie
popłynę. Resztką sił utrzymywałam głowę nad powierzchnią wody. I wtedy go
zauważyłam. Nie miałam wątpliwości. Widziałam, jak zbliża się do brzegu i
patrzy w morze. Podniosłam ramię i zamachałam, mając nadzieję, że on też mnie
dostrzeże. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Nogi miałam całkiem
zdrętwiałe, a rękami z trudem już poruszałam.
Zapominałam
jednak o rosnącym bólu. Od czasu do czasu zalewała mnie wysoka fala, a wtedy
moja postać znikała, ale sama myśl, że on tam był, dodawała mi sił.
###
Spoglądając w
morze zauważyłem wyciągniętą rękę, kołyszącą się w rytm fal. Nagle mnie olśniło.
To była Sakura! Przekonywała mnie przecież, że potrafi pływać, a ja jej nie
wierzyłem. Teraz byłem więcej niż pewien, że to ona. Zrzuciłem surdut i buty, i
wszedłem do wody. Długi jedwabny szalik owinąłem kilkakrotnie wokół pasa i
mocno zawiązałem. Tym razem widziałem ją wyraźnie jakieś piętnaście jardów od
brzegu. Wydawała się kompletnie wyczerpana, ale nadal płynęła. Gdy wszedłem w
wodę po pas, odbiłem się silnie od piaszczystego dna i skierowałem ku mojej
żonie.
Domyślałem
się, że Sakura nigdy jeszcze nie przepłynęła tak długiego dystansu, a już na
pewno nie w tak paskudnych warunkach, więc podwoiłem wysiłki. Szybko zbliżałem
się do niej, starając się nie stracić jej z oczu. Pracowałem mocno nogami, nie
poddając się nadpływającym falom. Byłem tak blisko, że musiałem zdążyć na czas.
Zdawałem sobie sprawę, jak ta lodowata woda działała na jej mięśnie i ile
wysiłku kosztowało ją utrzymanie się na powierzchni. Wołałem do niej, dodawałem
jej otuchy, ale była zbyt wyczerpana, by mi odpowiedzieć.
W kilka minut
później, które wydawały mi się wiecznością, dotarłem do niej.
— Połóż się na
plecach, będę cię holował. Kiedyś tak bawiliśmy się z moim kuzynem.
Odwinąłem
szalik i przewiązałem go pod jej ramionami. Na drugim końcu zrobiłem pętlę,
którą założyłem sobie na ramię.
— Leż
spokojnie i staraj się odpoczywać. Jeśli czujesz się na siłach, możesz ruszać
nogami dla utrzymania się na powierzchni.
Powoli i bez
większego wysiłku, dzięki ruchom fal, płynęliśmy ku brzegowi. Na płytkiej
wodzie wziąłem ją na ręce. Sakura z zamkniętymi oczami wtuliła się w moje
ramię.
Podniosłem z
ziemi surdut i owinąłem ją dokładnie, a następnie zaniosłem do kariolki.
Dziękowałem Bogu, że wziąłem stangreta, któremu kazałem teraz zawieźć się do
Golden Hand, najlepszej gospody w Dover.
Trzymałem
Sakure w ramionach i ogrzewałem ją własnym ciałem, nie zważając na to, co mogą
powiedzieć przechodnie. Nawet nie zauważyłem, że sam jestem przemoczony i
zmarznięty. Przed Golden Hand wysiadłem z kariolki i z dziewczyną w ramionach,
szybko wkroczyłem do gospody. Gospodarz zaczął cmokać i zawodzić na nasz widok.
— Zachowaj dla
siebie te uwagi! — warknąłem zbyt zdenerwowany, by pamiętać o dobrych
manierach. — Żądam najlepszego pokoju i prywatnego salonu — dodałem tonem
człowieka nie uznającego sprzeciwu. — Moja żona miała wypadek, potrzebna mi
będzie pomoc twojej kobiety. — Podczas tej przemowy, nie zatrzymałem się ani na
moment, toteż gospodarz musiał podbiec, by mnie dogonić. Usiłował przy tym
wytłumaczyć, że nie ma wolnych pokoi z powodu zorganizowanej w dniu jutrzejszym
walki na pięści.
— Szlachta
przybędzie z odległych miejsc — wyjaśniał, idąc schodami w górę — i wszystkie
pokoje są zajęte. Daję panu pokój zarezerwowany przez lorda Gilinghama. Nie ma
go jeszcze, ale niech mnie Bóg ma w swojej opiece, jak się tu pojawi.
— Gilingham?
Nie będzie problemów, gdyż dobrze się znamy. Na pewno z przyjemnością
zrezygnuje z pokoju. — Wiedziałem, że z tym problemem sobie poradzę. Gdy
gospodarz otworzył drzwi, moim oczom ukazał się całkiem spory pokój, na którego
umeblowanie składało się wielkie łóżko, dwa krzesła i komoda z przyborami do
mycia. Pytanie tylko, gdzie ja miałem spać tej nocy?
— Czy mógłby
pan zadowolić się jednym pokojem? Służący może przespać się w stodole.
Wszedłem do
środka, rozejrzałem się i przystałem na to. Sakure, nadal owiniętą w surdut,
ułożyłem na łóżku. Otworzyła oczy i posłała mi spojrzenie, które wydało mi się
pełne miłości.
— Zaraz
przyślę ci pokojówkę, a potem zobaczę, gdzie mogę zdobyć odpowiedni strój
podróżny. Nie martw się, wrócę niebawem.
Wyszedłem z
pokoju za gospodarzem, zastanawiają się, jak wszystko najlepiej załatwić. Z
Sakurą musiałem porozmawiać później, gdy tylko wypocznie i będzie miała, w co
się ubrać. Zresztą zajęła się nią już pani Barnet, żona gospodarza.
Z rozmowy z
gospodarzem dowiedziałem się wszystkiego o ogłoszonych na następny dzień
zawodach, a przy okazji także o tym, jak doszło do zderzenia kariolek dwóch
młodych paniczy.
Podążając za
nim, poprosiłem go o wysłanie kogoś do miejscowej modystki, która natychmiast
miała stawić się w gospodzie. Zażądałem też sprowadzenia kogoś, kto
wyprasowałby mi spodnie i koszulę.
Odgłosy z
prywatnego salonu pozwoliły domyśleć mi się, że przejęli go we władanie młodzi
dandysi. Nie miałem ochoty pokazywać się im w obecnym stanie, zadowoliłem się
więc kwaterką piwa w ogólnej sali.
W zadziwiająco
krótkim czasie pojawiła się przede mną, sprowadzona przez gospodarza, modystka.
Była to kobieta w średnim wieku, wysoka, koścista, o czarnych włosach
zaczesanych gładko do tyłu. Oliwkowa skóra i wystający nos upodabniały ją do
jastrzębia.
— Moja żona
miała wypadek i potrzebuje nowego stroju podróżnego i ciepłej pelisy. Czy
znalazłaby pani cos odpowiedniego?
Modystka
wytrzymała mój wzrok, całkiem nie speszona ostrym tonem. Spojrzałem na nią
ponownie i stwierdziłem, że musi być Włoszką, a Italia była krajem wspaniałych
krawcowych.
— Jeśli poda
mi pan wymiary, wrócę do sklepu, by sprawdzić, co się da zrobić – powiedziała z
szacunkiem, ale i godnością.
Opisałem
Sakure, jej wzrost i wagę, i madame Carmello opuściła gospodę. Jej sklep musiał
być położony bardzo blisko, gdyż zanim zdążyłem dopić piwo, powróciła w
towarzystwie młodej służącej. Miały ze sobą duże pudło na ubranie i drugie na
kapelusze.
Zaprowadziłem
je do pokoju i lekko zapukałem w drzwi.
— To ja
— zawołałem.
— Proszę wejść
— odpowiedziała,
Gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem, że Sakura siedzi
na łóżku, zakryta prześcieradłem aż po brodę.
— Madame
Carmello przyszła pokazać ci kostium — wyjaśniłem. — Jak tylko się przebierzesz
wrócę, by z tobą porozmawiać. Proszę cię byś nie opuszczała pokoju.
Zauważyłem,
jak uniosła brwi i przechyliła głowę, gotowa żądać wyjaśnień.
— W mieście
mają odbyć się walki bokserskie i w gospodzie pełno jest młodych mężczyzn. Nie
chciałbym cię niepotrzebnie narażać.
Widocznie
odetchnęła z ulgą na to wyjaśnienie. Nie mogłem nadziwić się tej dziewczynie,
że pomimo tak wyczerpującego wysiłku i sytuacji, która niejedną zwaliłaby z
nóg, była nadal pogodna.
Gdy dokonywała
przymiarki, ja sam w ustronnym miejscu zdjąłem spodnie i koszulę, by mi je
odprasowano. W czasie tej chwili wytchnienia zastanawiałem się jak najlepiej
rozwiązać wszystkie problemy. Po pierwsze musiałem zawieźć Sakurę do domu i jak
najszybciej dostarczyć dokumenty ambasadorowi we Francji. W tej sprawie nic na razie
nie mogłem zrobić, gdyż ruszając w pościg za moją żoną, papiery zostawiłem w
domu. Nie pozostało mi nic innego, jak wrócić do Londynu i ponownie wybrać się
w drogę.
Służący zjawił
się z moimi rzeczami, więc szybko się ubrałem. Tak jak się spodziewałem,
prasowanie pozostawiało wiele do życzenia. Żałowałem, że nie zabrałem ze sobą
swojego lokaja. Gdyby ten zobaczył, w jakim stanie było moje ubranie, nie
przyznałby się do mnie. Westchnąłem ciężko. Nie pozostawało mi nic innego, jak
wrócić do pokoju.
Gdy wszedłem
do środka, Sakura miała na sobie czekoladowo-brązowy strój podróżny, lamowany
złotem. Modystka upinała właśnie spódnicę. Na mój widok uniosła głowę. Usta
miała pełne szpilek.
Przyjrzałem
się różowo włosej krytycznie i zaaprobowałem strój, zdumiony, że w brązie tak
jej do twarzy. Wyglądała uroczo. Marzyłem o tym, by zostać z nią sam na sam i
usłyszeć, co się wydarzyło. Wyraz jej oczu rozproszył moje najgorsze
podejrzenia. Cieszyłem się, że nie stała jej się krzywda, ale jednocześnie
chciałem znać całą prawdę. Przeprosiłem modystkę i jej pomocnicę, każąc im
wrócić za chwilę.
Po ich wyjściu
podszedłem do Sakury i położyłem jej ręce na ramionach. Niechętnie je jednak
popuściłem i biorąc ją pod ramię, poprowadziłem do krzesła.
— Powiedz mi,
co właściwie się wydarzyło — zażądałem, zajmując miejsce naprzeciw niej.
###
Usiadłam
sztywno i w krótkich słowach wyjaśniłam, co zaszło.
— Wiadomość
wydawała się pochodzić od Tenzou, a przecież wiedziałam, że istotnie jedzie pan
do Dover. Lokaj utrzymywał, że jest jego służącym i choć nie widziałam herbu,
ekwipaż był tak elegancki, że nie wzbudził moich podejrzeń. — Wzięłam głęboki
oddech i kontynuowałam. — Chciałam zabrać ze sobą pokojówkę, wiedząc, że takie
byłoby pańskie życzenie a i sama czułabym się bezpieczniej, ale bolał ją ząb.
Nie mogłam tracić czasu na szukanie kogoś innego Skoro byłam panu potrzebna,
liczyła się każda minuta.
Hatake
przytaknął mi z ponurą miną, więc mówiłam dalej.
— Zostałam
dowieziona na jacht, a gdy zapytałam o pana lub sir Tenzou, z kabiny wyszedł
lord Yuga.
Na samo
wspomnienie pobladłam i ledwie zarejestrowałam, że Hatake zerwał się na równe
nogi, by po chwili uklęknąć u moich stóp i począć głaskać moje dłonie.
— I co dalej?
— zapytał.
— Powiedział,
że zabiera mnie do Francji, gdzie zrobi ze mnie kochankę, a pan stanie się
pośmiewiskiem, gdy wszyscy dowiedzą się, że z nim uciekłam.
Swe
wyjaśnienia zakończyłam szlochem, a dwie wielkie łzy spłynęły po moich
policzkach.
— Skończony
drań! Jeśli jego noga postanie kiedyś w Anglii, zabiję go! — powiedział to
tonem tak chłodnym, że przez to prawdziwie przerażającym. — Ale nie skrzywdził
cię. — Stwierdził raczej niż zapytał. Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Nie, nie
miał okazji. Gdy już powiedział mi, że nie jest pan ranny i że jedynie chciał
się na panu zemścić, pozostawił mnie samą na pokładzie. Uznał, że podniesienie
kotwicy zamknęło mi wszelką drogę odwrotu. Mylił się bardzo, bo gdy odszedł,
ukryłam się za nie zniesionym bagażem, wyrzuciłam ubranie za burtę i
wyskoczyłam.
Tym razem
powiedziałam to z wyrazem tryumfu na twarzy, wspominając, jak przechytrzyłam
lorda Yuge.
— Mówiłam
panu, że umiem pływać. — Hatake delikatnie ujął moją dłoń i podniósł ją do ust.
— Już nigdy w
ciebie nie zwątpię — zapewnił i zmienił temat. — Mamy kolejny problem. Gospoda
jest pełna i nie ma dla mnie wolnego pokoju. Co proponujesz? — W jego oczach
wyraźnie widziałam figlarny błysk.
Zacisnęłam
usta i udawałam głębokie zastanowienie. Posyłając mu łobuzerskie spojrzenie,
powiedziałam:
— Cóż,
zaczęliśmy naszą znajomość od wspólnego łoża, a więc możemy to powtórzyć.
Jestem pewna, że miejsca i poduszek jest dość.
— Wspaniały
pomysł – powiedział spokojnym tonem, ale widziałam, jak bardzo drżały mu kąciki
ust, gdy próbował powstrzymać się od śmiechu. — Uważam, że powinniśmy zjeść kolację
w pokoju i położyć się wcześniej spać. Obydwojgu nam przyda się odpoczynek.
Odpowiadała mi
jego propozycja. Wezwaliśmy ponownie modystkę, która wykańczała już spódnicę, a
Hatake siedział na krześle i obserwował jej pracę. Gdy skończyła, zaaprobował
efekt jej starań, suto wynagradzając. Następnie wezwał służącego, by przyniósł
nam na górę kolację.
###
Po posiłku
Sakura ułożyła poduszki na środku łóżka. Nagle przyszedł mi do głowy pewien
pomysł. Wiedziałem już, co powinienem zrobić, by upomnieć się o swe prawa
małżeńskie. Nie mogłem się doczekać powrotu do Hatake House. Gdy różowo włosa
wśliznęła się na swoją połowę łóżka, zgasiłem świece i położyłem się na swojej.
Wyciągnęła ku
mnie rękę i podnosząc moją dłoń do swojego policzka, wyszeptała podziękowanie.
Następnie obróciła się i z westchnieniem zamknęła oczy.
Wiele wysiłku
kosztowała mnie ta noc, jednak uspokajałem się na wspomnienie swojego planu i w
końcu udało mi się zasnąć.
Następnego
ranka już w normalnym tempie wracaliśmy do domu. Sakura zaczęła rozmawiać o swej
przygodzie, ale powstrzymałem ją.
— Nie myślmy
już o tym, bo nic dobrego to nie przyniesie. Najważniejsze, że jesteś
bezpieczna. I jeszcze jedno, chciałbym ci pogratulować odwagi i pomysłowości.
Nie znam drugiej kobiety, którą byłoby stać na cos podobnego.
W kilka godzin
później zatrzymaliśmy się przed domem. Wprowadziłem Sakurę do środka, gdzie
powitała nas uspokojona służba.
— Wszystko w
porządku — zapewniłem Smithersa w odpowiedzi na jego nieme pytanie.
Wprowadziłem
zielono oką do małego salonu i poprosiłem, by usiadła.
— Muszę cię
ponownie opuścić — zacząłem — gdyż wciąż spoczywa na mnie obowiązek
dostarczenia przesyłki do Calais. Nasz ambasador zapewne zachodzi w głowę, co
się stało. Postaram się obrócić jak najszybciej, by być tu jutro. Przez ten
czas będziesz mogła wypocząć i przygotować się na wyjazd do naszej rodowej
siedziby, Hatake Hall. Wydaje mi się, że po tych wydarzeniach dobrze nam zrobi
krótki pobyt na wsi. Co ty na to?
Zauważyłem,
jak radość wypełnia jej oczy, przez co i mnie lżej zrobiło się na sercu.
— Pragnę tego
ponad wszystko — powiedziała wyraźnie rozmarzona.
— Nie będzie
to dla ciebie zbyt męczące? — zapytałem nieco zaniepokojony.
— Też cos! Po
przepłynięciu tak krótkiego dystansu! — wypaliła.
— Na terenie
posiadłości znajduje się jezioro i latem będziesz mogła mi udowodnić, że
potrafisz pływać. Będę ci towarzyszył – dodałem z uśmiechem.
— A co z
końmi? Znajdę tam cos dla siebie, czy też wyślemy Gwiazdę wraz z chłopcem
stajennym?
— Zapewniam
cię, że jest tam wiele koni, ale jeśli wolisz Gwiazdę, wyślę ją jeszcze dzisiaj
wraz z posłańcem wiozącym wiadomość dla gospodyni. Chcę mieć pewność, że
wszystko będzie gotowe na nasz przyjazd.
Gdy to mówiłem, w moich oczach musiały błyszczeć diabelskie ogniki.
Wszystko jak ulał pasowało do planu, który obmyśliłem w Dover, a Sakura nawet
niczego nie podejrzewała. Bo i skąd miała wiedzieć, że moje posiadłości zawsze
były gotowe na przyjęcie właściciela?
Ohayo!
Kolejny rozdział Małżeństwa za nami, jak i kolejny miesiąc. Wiem, że posty pokazują się rzadko, ale ostatnio mam blokadę na te opowiadania. Przepraszam Was za to, ale nic nie mogę z tym zrobić.
Mam nadzieję, że przyjmiecie za to łapówkę w postaci nieco dłuższego rozdziału ^^
Teraz biorę się za kończenie rozdziału na WOC, który prowadzę z Yumi. Po tym zabieram się za gruntowne porządki w Smoczej i mam zamiar na nowo ułożyć plan wydarzeń w Miłości, bo cos nam nie po drodze razem ostatnio.
Następną notką będzie prawdopodobnie któraś z miniaturek. Która? Nie mam pojęcia, bo mimo że Przeszłość czeka na swoją ostatnią część, trudno mi się za to wziąć, ale dlaczego, tego już dowiecie się pod tymże rozdziałem. Nie wcześniej ;P
Lepiej idzie mi w Pozorach, ale tego również dawno nie było, za co przepraszam wszystkich sympatyków tejże miniaturki, a w szczególności TesseAn, a właściwie już Rossane, bo to w końcu jej zamówienie.
Postaram się napisać miniaturkę w przeciągu miesiąca, a z początkiem wakacji, jakoś usprawnić system, albo chociaż napisać kilka rozdziałów naprzód, tak, byście dostawali notki co trzy, a nie co pięć tygodni.
W tym miejscu chciałabym Was również powiadomić o bardzo ważnej kwestii. Otóż dowiedziałam się, którego zdaję kwalifikację, co oznacza, że mogę planować naukę. Niestety wiąże się to z całkowitym zawieszeniem twórczości na okres pi razy drzwi trzech tygodni, gdyż materiału jest naprawdę sporo, a nie chciałabym pisać poprawki za rok.
Tak więc w związku z tym, wszystkie blogi które prowadzę, zostaną zawieszone w czerwcu, prawdopodobnie na cały miesiąc. Pisać zacznę dopiero w lipcu, zaraz po napisaniu egzaminów.
Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział, pozdrawiam serdecznie wytrwałych, którzy zostali i tych, którzy nadal pytają o to opowiadanko. Cieszę się, że tak bardzo je polubiliście.
Do następnego ;D
PS.Wybaczcie brak opowiadania w tytule. Nie zauważyłam -.- Już poprawione ^^
PS.Wybaczcie brak opowiadania w tytule. Nie zauważyłam -.- Już poprawione ^^
o jeje... jak to się stało, że mojej wypowiedzi tu zabrakło?
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, ale zapowiedz kolejnego.... Usz dziewczyno, tu się szykuje gruba akcja, a ty piszesz coś innego, zamiast tego? No nie godzi się, trzymać czytelników głodnych dalszego toczenia się losów bohaterów. Uprasza się więc, o posadzenie dupska na krześle, pochwycenie w dłoń klawiatury i walenie w klawisze tak długo, aż ostania kropka uwieńczy koniec rozdziału. Nasyć nas swoim kunsztem literacki, abyśmy mogli śmiało rzec, że miesiące czekania na rozpalenie ognia między Kakashim i Sakurą, nie poszły na marne.
Czekamy ;)
Ach ann, dopadłaś mnie XD Kurcze, ja wiem, ja wiem, przepraszaaaaaaaammm!!! Ale tyle ostatnio na głowie i wgl przez cały lipiec, że musiałam wstawiać coś, co było pod ręką. Chciałam wstawić rozdział w piątek, ale siostra przyjechała, a w sobotę robiłam taką pseudo 18-tke, bo urodziny mam w grudniu, ale wolałam robić grila, więc wyszły imieniny. No i oczywiście wiadomo jak to się raczej skończyło. Przespałam chyba pół niedzieli i poniedziałek. (Nie nie byłam na kacu, tylko zmęczona.) Ale, ale. Dzisiaj, znaczy w nocy XD, i wieczorem też w sumie, kończę Are you Mine? (mam przynajmniej nadzieję). Dopiero w sobotę do jakiejś 15 mam czas i wtedy to dokończę. Wstawię najpóźniej w poniedziałek. Obiecuję. Tym razem na serio. Naprawdę Gomene!
Usuń