Music

niedziela, 2 kwietnia 2017

Małżeństwo po Szkocku 15.Ucieczka

Zajechałem pod dom, wyskoczyłem z powozu i pospieszyłem do środka. Drzwi otworzył mi Smithers, który na mój widok całkowicie oniemiał.
— Ależ, milordzie... — zaczął, lecz umilkł.
W jednej chwili domyśliłem się, że cos musiało się stać i naszły mnie złe przeczucia.
— O co chodzi? — zapytałem ostro, oczami wyobraźni widząc Sakurę w nowych tarapatach.
— Przecież miał pan wypadek — wyjąkał, a ja zamarłem na moment.
— Wypadek? Chyba oszalałeś! Kto naopowiadał ci takich bzdur? — rozdrażniony przeszedłem do holu.
— Lady Hatake otrzymała wiadomość od sir Tenzou o pańskim wypadku. Przysłał po nią powóz i ludzi, by niezwłocznie udała się do Dover — powiedział jednym tchem, a twarz pobladła mu z przerażenia, które było widoczne w jego oczach.
Poczułem przerażającą wściekłość. W trymiga zrozumiałem, że Sakura została porwana i miałem przez to ochotę cos uszkodzić. Chociaż bardziej kogoś. Nikt inny tylko Yuga musiał maczać w tym palce.
— Ty idioto — rzuciłem z rosnącą irytacją. — Czy przyjrzałeś się karecie? Jaki był na niej herb?
— Herb był cały ubłocony, ale nie ulegało wątpliwości, że to powóz dżentelmena.
— Czy jej lordowska mość zabrała ze sobą pokojówkę? — dopytywałem, ogarnięty coraz większym niepokojem.
Smithers załamał się kompletnie, ramiona mu opadły, a z twarzy nie schodził cień przerażenia.
— Nie, milordzie. Mary bolał ząb, a pani tak się śpieszyła do pana, że postanowiła jechać sama — powiedział zwieszając głowę.
— Kiedy wyjechała? — zapytałem ostro.
— Niecałą godzinę temu — odpowiedział Smithers drżącym głosem, kuląc się pod moim wzrokiem.
— Natychmiast zawiadom stajennego, by przyszykował moją wyścigową kariolkę i zaprzągł do niej najszybsze konie — rzuciłem Smithersowi, a ten wykorzystał okazję, by niezwłocznie uciec przed moim gniewem.
Otworzyłem frontowe drzwi.
— Hitchins, nie będziesz mi potrzebny — krzyknąłem do lokaja, który z dezaprobatą potrząsnął głową.
Wpadłem z powrotem do domu. Wbiegłem jak burza do biblioteki, gdzie trzymałem pistolety i już bez dalszej zwłoki skierowałem się do stajni. Yuga musiał zapłacić mi za to życiem. Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że Sakura mogła się znaleźć w rękach tego drania. Mogłem ją dogonić. Musiałam ją dogonić. W sztuce powożenia nikt nie był w stanie mi dorównać. Poza tym moja specjalnie zbudowana, lekka kariolka i doskonałe konie pozwalały mi dotrzeć do Dover jeszcze przed różowo włosą, nawet pomimo godzinnego wyprzedzenia. Zadawałem sobie sprawę, że Yuga zamierzał wywieźć dziewczynę do Francji. Ten drań był mi cos winien i miałem zamiar dopilnować, by zapłacił za wszystko. Wyobraźnia podsuwała mi obraz Sakury, miąłem przed oczami jej uroczą twarz, figlarny wyraz zielonych oczu, cudowny sposób, w jaki odparowywała moje ciosy i zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo ją kochałem. Ogarnęło mnie czyste przerażenie, że właśnie ona mogła znaleźć się w szponach Yugi.
Chłopak stajenny i stangret w rekordowym czasie zaprzęgli konie. Nie miałem wątpliwości, że dojadę na czas. Wskoczyłem do kariolki, a stangret poszedł za moim przykładem. Początkowo chciałem jechać sam, bez dodatkowego obciążenia, jednak zabranie drugiej osoby miało swoje zalety. Przyzwoliłem więc ruchem głowy, by stangret pojechał razem ze mną i w jednej chwili para siwków ruszyła z kopyta.
Na ulicy panował duży ruch. Co chwila mijały nas powozy, domokrążcy ciągnęli swe wózki, a przechodnie co rusz przechodzili z jednej strony na drugą, jakby nie mogli się zdecydować dokąd pójść. Wściekły przebijałem się przez tłum, a inne powozy wymijałem tak blisko, że zewsząd dochodziły mnie protesty, które nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Gdy tylko wyjechaliśmy z miasta, ponagliłem konie. Jechaliśmy co koń wyskoczy. W pewnej chwili zauważyłem wóz, który zajmował ponad połowę szerokości drogi. Ani na chwilę nie zwolniłem i bez namysłu objechałem przeszkodę, lekko zawadzając o koła.
Zanim jeszcze zatrzymałem powóz na dziedzińcu gospody w Tillbury, stangret wyskoczył z kariolki i zażądał natychmiastowej zmiany koni oraz wydał polecenia, by ostudzić, wytrzeć i nakarmić nasze własne.
W tym czasie ja wszedłem do gospody i od gospodarza dowiedziałem się, że Sakura była tam zaledwie dwadzieścia pięć minut przed nami. Udało mi się nadrobić trochę czasu. O ile szczęście miało nam dopisać, powinienem był dogonić ją na następnym postoju. Podziękowałem za posiłek, by jak najszybciej powrócić do przygotowanej kariolki. Chwyciłem wodze i poczekałem, aż wsiądzie stangret, i już nas tam nie było.
Pędziliśmy jak strzała, nadrabiając czas, gdy nagle wyjeżdżając zza zakrętu, zauważyłem blokujące drogę dwie kariolki, które najwidoczniej wpadły na siebie. Ledwo udało mi się wyhamować przed nimi konie. Oddając lejce stangretowi, podszedłem do dwóch poirytowanych, kłócących się ze sobą mężczyzn. Na mój widok przestali obrzucać się wyzwiskami.
— Bardzo się spieszę, to sprawa życia i śmierci — oznajmiłem głosem nie znoszącym sprzeciwu. — Uprzątnijmy drogę, a potem mogą panowie dyskutować dalej.
Dwóch zagadniętych dżentelmenów, którym aż kurzyło się z głów od nadmiaru alkoholu, popatrzyło na mnie tępo, ale bez sprzeciwu zabrało się do pomocy.
Kląłem w duchu z powodu tak wielkiej straty czasu. Gdy tylko droga była na tyle wolna, bym mógł przejechać, wskoczyłem do kariolki i ruszyłem z kopyta.
Na następnym postoju dowiedziałem się, że spóźniłem się o piętnaście minut. Głośno zgrzytałem zębami, wyruszając w ostatni etap podróży do Dover.
Wjechaliśmy na ulice miasta i z szaleńczą prędkością pomknęliśmy na przystań. Rzuciłem wodze stangretowi i pobiegłem na brzeg. Wpatrując się w toń z dala zauważyłem rufę jachtu Yugi, wypływającego na pełne morze.
— O Boże! — zawołałem łapiąc się na głowę. — Odpłynęła!
Ogarnęła mnie tak wielka wściekłość, że z trudem łapałem powietrze, ale jeszcze się nie poddałem. Rzuciłem rozkazy stangretowi, a sam pognałem na przystań. Zastanawiałem się ile czasu potrzeba na znalezienie łodzi, która zabrałaby mnie na mój jacht, którym byłbym w stanie dogonić Yuge.
Dobiegłem do niewielkiej łodzi rybackiej, którą zamierzałem zarekwirować, gdy cos przykuło moją uwagę. Zatrzymałem się i ponownie spojrzałem w to miejsce.

###

Wskoczyłam w lekko wzburzoną toń i wzdrygnęłam się na kontakt z lodowatą wodą. Z trudem udało mi się trzymać nogi razem, a ręce przy sobie, by nie narobić hałasu. Pracując mocno nogami, wynurzyłam się na powierzchnię i cała drżąca z zimna, i ze strachu, zaczęłam płynąć ku odległemu brzegowi. Wyrzucałam ręce przed siebie, następnie przyciągałam do piersi, by ponownie wyrzucić je do przodu. Moje nogi robiły podobne łamańce w stylu, który mój ojciec nazywał żabką. Pracowałam rytmicznie, dzwoniąc przy tym z zimna zębami.
Okrążałam właśnie rufę jachtu, kiedy przyszła nieoczekiwana fala, która zalała mi twarz. Przełknęłam wodę i ciężko chwyciłam powietrze. Gdy udało mi się odzyskać kontrolę na sobą i jasnością widzenia, zauważyłam, że minęłam kilwater. Zatliła się we mnie iskierka nadziei, gdyż jacht miałby teraz duże trudności z zawróceniem i zbliżeniem się do mnie. Nawet, jeśli Yudze udałoby się wyciągnąć mnie z wody, mógł stracić przypływ i na ponowne wyjście w może zmuszony byłby czekać do północy. Mnie nie pozostawało nic więcej, jak płynąć dalej w tej lodowatej wodzie. Tylko, czy była szansa na dostanie się do brzegu?
W głębi serca wzywałam Kakashiego, a przed oczami miałam jego twarz. Powoli, ruch za ruchem, zmniejszałam dystans do brzegu. Jacht zdążył już znacznie się oddalić. Najprawdopodobniej moje zniknięcie nie zostało do tej pory odkryte.
Zerwał się wiatr i wzmogły fale. Byłam wycieńczona i wydawało mi się, że dalej nie popłynę. Resztką sił utrzymywałam głowę nad powierzchnią wody. I wtedy go zauważyłam. Nie miałam wątpliwości. Widziałam, jak zbliża się do brzegu i patrzy w morze. Podniosłam ramię i zamachałam, mając nadzieję, że on też mnie dostrzeże. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Nogi miałam całkiem zdrętwiałe, a rękami z trudem już poruszałam.
Zapominałam jednak o rosnącym bólu. Od czasu do czasu zalewała mnie wysoka fala, a wtedy moja postać znikała, ale sama myśl, że on tam był, dodawała mi sił.

###

Spoglądając w morze zauważyłem wyciągniętą rękę, kołyszącą się w rytm fal. Nagle mnie olśniło. To była Sakura! Przekonywała mnie przecież, że potrafi pływać, a ja jej nie wierzyłem. Teraz byłem więcej niż pewien, że to ona. Zrzuciłem surdut i buty, i wszedłem do wody. Długi jedwabny szalik owinąłem kilkakrotnie wokół pasa i mocno zawiązałem. Tym razem widziałem ją wyraźnie jakieś piętnaście jardów od brzegu. Wydawała się kompletnie wyczerpana, ale nadal płynęła. Gdy wszedłem w wodę po pas, odbiłem się silnie od piaszczystego dna i skierowałem ku mojej żonie.
Domyślałem się, że Sakura nigdy jeszcze nie przepłynęła tak długiego dystansu, a już na pewno nie w tak paskudnych warunkach, więc podwoiłem wysiłki. Szybko zbliżałem się do niej, starając się nie stracić jej z oczu. Pracowałem mocno nogami, nie poddając się nadpływającym falom. Byłem tak blisko, że musiałem zdążyć na czas. Zdawałem sobie sprawę, jak ta lodowata woda działała na jej mięśnie i ile wysiłku kosztowało ją utrzymanie się na powierzchni. Wołałem do niej, dodawałem jej otuchy, ale była zbyt wyczerpana, by mi odpowiedzieć.
W kilka minut później, które wydawały mi się wiecznością, dotarłem do niej.
— Połóż się na plecach, będę cię holował. Kiedyś tak bawiliśmy się z moim kuzynem.
Odwinąłem szalik i przewiązałem go pod jej ramionami. Na drugim końcu zrobiłem pętlę, którą założyłem sobie na ramię.
— Leż spokojnie i staraj się odpoczywać. Jeśli czujesz się na siłach, możesz ruszać nogami dla utrzymania się na powierzchni.
Powoli i bez większego wysiłku, dzięki ruchom fal, płynęliśmy ku brzegowi. Na płytkiej wodzie wziąłem ją na ręce. Sakura z zamkniętymi oczami wtuliła się w moje ramię.
Podniosłem z ziemi surdut i owinąłem ją dokładnie, a następnie zaniosłem do kariolki. Dziękowałem Bogu, że wziąłem stangreta, któremu kazałem teraz zawieźć się do Golden Hand, najlepszej gospody w Dover.
Trzymałem Sakure w ramionach i ogrzewałem ją własnym ciałem, nie zważając na to, co mogą powiedzieć przechodnie. Nawet nie zauważyłem, że sam jestem przemoczony i zmarznięty. Przed Golden Hand wysiadłem z kariolki i z dziewczyną w ramionach, szybko wkroczyłem do gospody. Gospodarz zaczął cmokać i zawodzić na nasz widok.
— Zachowaj dla siebie te uwagi! — warknąłem zbyt zdenerwowany, by pamiętać o dobrych manierach. — Żądam najlepszego pokoju i prywatnego salonu — dodałem tonem człowieka nie uznającego sprzeciwu. — Moja żona miała wypadek, potrzebna mi będzie pomoc twojej kobiety. — Podczas tej przemowy, nie zatrzymałem się ani na moment, toteż gospodarz musiał podbiec, by mnie dogonić. Usiłował przy tym wytłumaczyć, że nie ma wolnych pokoi z powodu zorganizowanej w dniu jutrzejszym walki na pięści.
— Szlachta przybędzie z odległych miejsc — wyjaśniał, idąc schodami w górę — i wszystkie pokoje są zajęte. Daję panu pokój zarezerwowany przez lorda Gilinghama. Nie ma go jeszcze, ale niech mnie Bóg ma w swojej opiece, jak się tu pojawi.
— Gilingham? Nie będzie problemów, gdyż dobrze się znamy. Na pewno z przyjemnością zrezygnuje z pokoju. — Wiedziałem, że z tym problemem sobie poradzę. Gdy gospodarz otworzył drzwi, moim oczom ukazał się całkiem spory pokój, na którego umeblowanie składało się wielkie łóżko, dwa krzesła i komoda z przyborami do mycia. Pytanie tylko, gdzie ja miałem spać tej nocy?
— Czy mógłby pan zadowolić się jednym pokojem? Służący może przespać się w stodole.
Wszedłem do środka, rozejrzałem się i przystałem na to. Sakure, nadal owiniętą w surdut, ułożyłem na łóżku. Otworzyła oczy i posłała mi spojrzenie, które wydało mi się pełne miłości.
— Zaraz przyślę ci pokojówkę, a potem zobaczę, gdzie mogę zdobyć odpowiedni strój podróżny. Nie martw się, wrócę niebawem.
Wyszedłem z pokoju za gospodarzem, zastanawiają się, jak wszystko najlepiej załatwić. Z Sakurą musiałem porozmawiać później, gdy tylko wypocznie i będzie miała, w co się ubrać. Zresztą zajęła się nią już pani Barnet, żona gospodarza.
Z rozmowy z gospodarzem dowiedziałem się wszystkiego o ogłoszonych na następny dzień zawodach, a przy okazji także o tym, jak doszło do zderzenia kariolek dwóch młodych paniczy.
Podążając za nim, poprosiłem go o wysłanie kogoś do miejscowej modystki, która natychmiast miała stawić się w gospodzie. Zażądałem też sprowadzenia kogoś, kto wyprasowałby mi spodnie i koszulę.
Odgłosy z prywatnego salonu pozwoliły domyśleć mi się, że przejęli go we władanie młodzi dandysi. Nie miałem ochoty pokazywać się im w obecnym stanie, zadowoliłem się więc kwaterką piwa w ogólnej sali.
W zadziwiająco krótkim czasie pojawiła się przede mną, sprowadzona przez gospodarza, modystka. Była to kobieta w średnim wieku, wysoka, koścista, o czarnych włosach zaczesanych gładko do tyłu. Oliwkowa skóra i wystający nos upodabniały ją do jastrzębia.
— Moja żona miała wypadek i potrzebuje nowego stroju podróżnego i ciepłej pelisy. Czy znalazłaby pani cos odpowiedniego?
Modystka wytrzymała mój wzrok, całkiem nie speszona ostrym tonem. Spojrzałem na nią ponownie i stwierdziłem, że musi być Włoszką, a Italia była krajem wspaniałych krawcowych.
— Jeśli poda mi pan wymiary, wrócę do sklepu, by sprawdzić, co się da zrobić – powiedziała z szacunkiem, ale i godnością.
Opisałem Sakure, jej wzrost i wagę, i madame Carmello opuściła gospodę. Jej sklep musiał być położony bardzo blisko, gdyż zanim zdążyłem dopić piwo, powróciła w towarzystwie młodej służącej. Miały ze sobą duże pudło na ubranie i drugie na kapelusze.
Zaprowadziłem je do pokoju i lekko zapukałem w drzwi.
    To ja — zawołałem.
— Proszę wejść — odpowiedziała,
Gdy otworzyłem drzwi, zauważyłem, że Sakura siedzi na łóżku, zakryta prześcieradłem aż po brodę.
— Madame Carmello przyszła pokazać ci kostium — wyjaśniłem. — Jak tylko się przebierzesz wrócę, by z tobą porozmawiać. Proszę cię byś nie opuszczała pokoju.
Zauważyłem, jak uniosła brwi i przechyliła głowę, gotowa żądać wyjaśnień.
— W mieście mają odbyć się walki bokserskie i w gospodzie pełno jest młodych mężczyzn. Nie chciałbym cię niepotrzebnie narażać.
Widocznie odetchnęła z ulgą na to wyjaśnienie. Nie mogłem nadziwić się tej dziewczynie, że pomimo tak wyczerpującego wysiłku i sytuacji, która niejedną zwaliłaby z nóg, była nadal pogodna.
Gdy dokonywała przymiarki, ja sam w ustronnym miejscu zdjąłem spodnie i koszulę, by mi je odprasowano. W czasie tej chwili wytchnienia zastanawiałem się jak najlepiej rozwiązać wszystkie problemy. Po pierwsze musiałem zawieźć Sakurę do domu i jak najszybciej dostarczyć dokumenty ambasadorowi we Francji. W tej sprawie nic na razie nie mogłem zrobić, gdyż ruszając w pościg za moją żoną, papiery zostawiłem w domu. Nie pozostało mi nic innego, jak wrócić do Londynu i ponownie wybrać się w drogę.
Służący zjawił się z moimi rzeczami, więc szybko się ubrałem. Tak jak się spodziewałem, prasowanie pozostawiało wiele do życzenia. Żałowałem, że nie zabrałem ze sobą swojego lokaja. Gdyby ten zobaczył, w jakim stanie było moje ubranie, nie przyznałby się do mnie. Westchnąłem ciężko. Nie pozostawało mi nic innego, jak wrócić do pokoju.
Gdy wszedłem do środka, Sakura miała na sobie czekoladowo-brązowy strój podróżny, lamowany złotem. Modystka upinała właśnie spódnicę. Na mój widok uniosła głowę. Usta miała pełne szpilek.
Przyjrzałem się różowo włosej krytycznie i zaaprobowałem strój, zdumiony, że w brązie tak jej do twarzy. Wyglądała uroczo. Marzyłem o tym, by zostać z nią sam na sam i usłyszeć, co się wydarzyło. Wyraz jej oczu rozproszył moje najgorsze podejrzenia. Cieszyłem się, że nie stała jej się krzywda, ale jednocześnie chciałem znać całą prawdę. Przeprosiłem modystkę i jej pomocnicę, każąc im wrócić za chwilę.
Po ich wyjściu podszedłem do Sakury i położyłem jej ręce na ramionach. Niechętnie je jednak popuściłem i biorąc ją pod ramię, poprowadziłem do krzesła.
— Powiedz mi, co właściwie się wydarzyło — zażądałem, zajmując miejsce naprzeciw niej.

###

Usiadłam sztywno i w krótkich słowach wyjaśniłam, co zaszło.
— Wiadomość wydawała się pochodzić od Tenzou, a przecież wiedziałam, że istotnie jedzie pan do Dover. Lokaj utrzymywał, że jest jego służącym i choć nie widziałam herbu, ekwipaż był tak elegancki, że nie wzbudził moich podejrzeń. — Wzięłam głęboki oddech i kontynuowałam. — Chciałam zabrać ze sobą pokojówkę, wiedząc, że takie byłoby pańskie życzenie a i sama czułabym się bezpieczniej, ale bolał ją ząb. Nie mogłam tracić czasu na szukanie kogoś innego Skoro byłam panu potrzebna, liczyła się każda minuta.
Hatake przytaknął mi z ponurą miną, więc mówiłam dalej.
— Zostałam dowieziona na jacht, a gdy zapytałam o pana lub sir Tenzou, z kabiny wyszedł lord Yuga.
Na samo wspomnienie pobladłam i ledwie zarejestrowałam, że Hatake zerwał się na równe nogi, by po chwili uklęknąć u moich stóp i począć głaskać moje dłonie.
— I co dalej? — zapytał.
— Powiedział, że zabiera mnie do Francji, gdzie zrobi ze mnie kochankę, a pan stanie się pośmiewiskiem, gdy wszyscy dowiedzą się, że z nim uciekłam.
Swe wyjaśnienia zakończyłam szlochem, a dwie wielkie łzy spłynęły po moich policzkach.
— Skończony drań! Jeśli jego noga postanie kiedyś w Anglii, zabiję go! — powiedział to tonem tak chłodnym, że przez to prawdziwie przerażającym. — Ale nie skrzywdził cię. — Stwierdził raczej niż zapytał. Uśmiechnęłam się przez łzy.
— Nie, nie miał okazji. Gdy już powiedział mi, że nie jest pan ranny i że jedynie chciał się na panu zemścić, pozostawił mnie samą na pokładzie. Uznał, że podniesienie kotwicy zamknęło mi wszelką drogę odwrotu. Mylił się bardzo, bo gdy odszedł, ukryłam się za nie zniesionym bagażem, wyrzuciłam ubranie za burtę i wyskoczyłam.
Tym razem powiedziałam to z wyrazem tryumfu na twarzy, wspominając, jak przechytrzyłam lorda Yuge.
— Mówiłam panu, że umiem pływać. — Hatake delikatnie ujął moją dłoń i podniósł ją do ust.
— Już nigdy w ciebie nie zwątpię — zapewnił i zmienił temat. — Mamy kolejny problem. Gospoda jest pełna i nie ma dla mnie wolnego pokoju. Co proponujesz? — W jego oczach wyraźnie widziałam figlarny błysk.
Zacisnęłam usta i udawałam głębokie zastanowienie. Posyłając mu łobuzerskie spojrzenie, powiedziałam:
— Cóż, zaczęliśmy naszą znajomość od wspólnego łoża, a więc możemy to powtórzyć. Jestem pewna, że miejsca i poduszek jest dość.
— Wspaniały pomysł – powiedział spokojnym tonem, ale widziałam, jak bardzo drżały mu kąciki ust, gdy próbował powstrzymać się od śmiechu. — Uważam, że powinniśmy zjeść kolację w pokoju i położyć się wcześniej spać. Obydwojgu nam przyda się odpoczynek.
Odpowiadała mi jego propozycja. Wezwaliśmy ponownie modystkę, która wykańczała już spódnicę, a Hatake siedział na krześle i obserwował jej pracę. Gdy skończyła, zaaprobował efekt jej starań, suto wynagradzając. Następnie wezwał służącego, by przyniósł nam na górę kolację.

###

Po posiłku Sakura ułożyła poduszki na środku łóżka. Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wiedziałem już, co powinienem zrobić, by upomnieć się o swe prawa małżeńskie. Nie mogłem się doczekać powrotu do Hatake House. Gdy różowo włosa wśliznęła się na swoją połowę łóżka, zgasiłem świece i położyłem się na swojej.
Wyciągnęła ku mnie rękę i podnosząc moją dłoń do swojego policzka, wyszeptała podziękowanie. Następnie obróciła się i z westchnieniem zamknęła oczy.
Wiele wysiłku kosztowała mnie ta noc, jednak uspokajałem się na wspomnienie swojego planu i w końcu udało mi się zasnąć.
Następnego ranka już w normalnym tempie wracaliśmy do domu. Sakura zaczęła rozmawiać o swej przygodzie, ale powstrzymałem ją.
— Nie myślmy już o tym, bo nic dobrego to nie przyniesie. Najważniejsze, że jesteś bezpieczna. I jeszcze jedno, chciałbym ci pogratulować odwagi i pomysłowości. Nie znam drugiej kobiety, którą byłoby stać na cos podobnego.
W kilka godzin później zatrzymaliśmy się przed domem. Wprowadziłem Sakurę do środka, gdzie powitała nas uspokojona służba.
— Wszystko w porządku — zapewniłem Smithersa w odpowiedzi na jego nieme pytanie.
Wprowadziłem zielono oką do małego salonu i poprosiłem, by usiadła.
— Muszę cię ponownie opuścić — zacząłem — gdyż wciąż spoczywa na mnie obowiązek dostarczenia przesyłki do Calais. Nasz ambasador zapewne zachodzi w głowę, co się stało. Postaram się obrócić jak najszybciej, by być tu jutro. Przez ten czas będziesz mogła wypocząć i przygotować się na wyjazd do naszej rodowej siedziby, Hatake Hall. Wydaje mi się, że po tych wydarzeniach dobrze nam zrobi krótki pobyt na wsi. Co ty na to?
Zauważyłem, jak radość wypełnia jej oczy, przez co i mnie lżej zrobiło się na sercu.
— Pragnę tego ponad wszystko — powiedziała wyraźnie rozmarzona.
— Nie będzie to dla ciebie zbyt męczące? — zapytałem nieco zaniepokojony.
— Też cos! Po przepłynięciu tak krótkiego dystansu! — wypaliła.
— Na terenie posiadłości znajduje się jezioro i latem będziesz mogła mi udowodnić, że potrafisz pływać. Będę ci towarzyszył – dodałem z uśmiechem.
— A co z końmi? Znajdę tam cos dla siebie, czy też wyślemy Gwiazdę wraz z chłopcem stajennym?
— Zapewniam cię, że jest tam wiele koni, ale jeśli wolisz Gwiazdę, wyślę ją jeszcze dzisiaj wraz z posłańcem wiozącym wiadomość dla gospodyni. Chcę mieć pewność, że wszystko będzie gotowe na nasz przyjazd.
Gdy to mówiłem, w moich oczach musiały błyszczeć diabelskie ogniki. Wszystko jak ulał pasowało do planu, który obmyśliłem w Dover, a Sakura nawet niczego nie podejrzewała. Bo i skąd miała wiedzieć, że moje posiadłości zawsze były gotowe na przyjęcie właściciela?


      Ohayo!
     Kolejny rozdział Małżeństwa za nami, jak i kolejny miesiąc. Wiem, że posty pokazują się rzadko, ale ostatnio mam blokadę na te opowiadania. Przepraszam Was za to, ale nic nie mogę z tym zrobić.
   Mam nadzieję, że przyjmiecie za to łapówkę w postaci nieco dłuższego rozdziału ^^
     Teraz biorę się za kończenie rozdziału na WOC, który prowadzę z Yumi. Po tym zabieram się za gruntowne porządki w Smoczej i mam zamiar na nowo ułożyć plan wydarzeń w Miłości, bo cos nam nie po drodze razem ostatnio.
      Następną notką będzie prawdopodobnie któraś z miniaturek. Która? Nie mam pojęcia, bo mimo że Przeszłość czeka na swoją ostatnią część, trudno mi się za to wziąć, ale dlaczego, tego już dowiecie się pod tymże rozdziałem. Nie wcześniej ;P
    Lepiej idzie mi w Pozorach, ale tego również dawno nie było, za co przepraszam wszystkich sympatyków tejże miniaturki, a w szczególności TesseAn, a właściwie już Rossane, bo to w końcu jej zamówienie.
    Postaram się napisać miniaturkę w przeciągu miesiąca, a z początkiem wakacji, jakoś usprawnić system, albo chociaż napisać kilka rozdziałów naprzód, tak, byście dostawali notki co trzy, a nie co pięć tygodni.
  W tym miejscu chciałabym Was również powiadomić o bardzo ważnej kwestii. Otóż dowiedziałam się, którego zdaję kwalifikację, co oznacza, że mogę planować naukę. Niestety wiąże się to z całkowitym zawieszeniem twórczości na okres pi razy drzwi trzech tygodni, gdyż materiału jest naprawdę sporo, a nie chciałabym pisać poprawki za rok. 
   Tak więc w związku z tym, wszystkie blogi które prowadzę, zostaną zawieszone w czerwcu, prawdopodobnie na cały miesiąc. Pisać zacznę dopiero w lipcu, zaraz po napisaniu egzaminów.
      Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że podobał Wam się rozdział, pozdrawiam serdecznie wytrwałych, którzy zostali i tych, którzy nadal pytają o to opowiadanko. Cieszę się, że tak bardzo je polubiliście. 
      Do następnego ;D
      PS.Wybaczcie brak opowiadania w tytule. Nie zauważyłam -.- Już poprawione ^^

2 komentarze:

  1. o jeje... jak to się stało, że mojej wypowiedzi tu zabrakło?
    Rozdział fajny, ale zapowiedz kolejnego.... Usz dziewczyno, tu się szykuje gruba akcja, a ty piszesz coś innego, zamiast tego? No nie godzi się, trzymać czytelników głodnych dalszego toczenia się losów bohaterów. Uprasza się więc, o posadzenie dupska na krześle, pochwycenie w dłoń klawiatury i walenie w klawisze tak długo, aż ostania kropka uwieńczy koniec rozdziału. Nasyć nas swoim kunsztem literacki, abyśmy mogli śmiało rzec, że miesiące czekania na rozpalenie ognia między Kakashim i Sakurą, nie poszły na marne.
    Czekamy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ann, dopadłaś mnie XD Kurcze, ja wiem, ja wiem, przepraszaaaaaaaammm!!! Ale tyle ostatnio na głowie i wgl przez cały lipiec, że musiałam wstawiać coś, co było pod ręką. Chciałam wstawić rozdział w piątek, ale siostra przyjechała, a w sobotę robiłam taką pseudo 18-tke, bo urodziny mam w grudniu, ale wolałam robić grila, więc wyszły imieniny. No i oczywiście wiadomo jak to się raczej skończyło. Przespałam chyba pół niedzieli i poniedziałek. (Nie nie byłam na kacu, tylko zmęczona.) Ale, ale. Dzisiaj, znaczy w nocy XD, i wieczorem też w sumie, kończę Are you Mine? (mam przynajmniej nadzieję). Dopiero w sobotę do jakiejś 15 mam czas i wtedy to dokończę. Wstawię najpóźniej w poniedziałek. Obiecuję. Tym razem na serio. Naprawdę Gomene!

      Usuń

Layout by Netka Sidereum Graphics