Mackenzie, z kwaśną miną schodziła do podziemi budynku, gdzie
znajdowało się centrum dowodzenia i sala konferencyjna Gildii. Odgłos ciężkich
kroków rozbrzmiewał na klatce schodowej, a czarna, skórzana kurtka, zarzucona
na tego samego koloru bokserkę, szeleściła przy każdym ruchu. W kieszeni
bojówek wpuszczonych w wysokie, wojskowe buty, czuła ciężar noża myśliwskiego,
który co rusz obijał się o klucze, tworząc tym irytujący dźwięk
pobrzękiwania metalu. Idąc słabo oświetlonymi korytarzami, mijała członków organizacji, których z wzajemnością nagminnie ignorowała. W końcu tylko idiota, ledwo wyrastający w tym fachu od podłogi, zdecydowałby się podejść do niej, kiedy wyraźnie miała ochotę coś rozwalić.
pobrzękiwania metalu. Idąc słabo oświetlonymi korytarzami, mijała członków organizacji, których z wzajemnością nagminnie ignorowała. W końcu tylko idiota, ledwo wyrastający w tym fachu od podłogi, zdecydowałby się podejść do niej, kiedy wyraźnie miała ochotę coś rozwalić.
Cała sytuacja zaczęła jej zalatywać, kiedy to
nie Jack, będący prawą ręką szefa powiadomił ją o wezwaniu do szefa. Chase nie
omieszkał zakomunikować z wrednym uśmieszkiem, że nad robotą będzie czuwał
Sanders. Tego już było za wiele. Zacisnęła dłonie w pięści, przez co skórzany
materiał rękawiczek bez palców napiął się niebezpiecznie. Miała ochotę zetrzeć
mu ten perfidny uśmiech z twarzy i chłopak powinien się cieszyć, że nie miała
pod ręką niczego, co wyrządzałoby trwałe uszczerbki na zdrowiu.
Jak burza wpadła do dużego pomieszczenia,
popychając szklane drzwi, jednak, gdy tylko zobaczyła, że przy dużym,
prostokątnym stole, znajdującym się na środku ponurego pokoju, siedzą jeszcze
trzy osoby, zamarła. Szczupła, rudowłosa dziewczyna, skierowała na nią
zrezygnowane spojrzenie, ukazując tym intensywną zieleń oczu, obrysowanych
czarną kredką. Miała na sobie taką samą, czarną bokserkę, która odsłaniała
połowicznie znak gildii, znajdujący się na jej lewej piersi. Na nogi wciągnęła
szare dresy, zakończone ściągaczami. Jedynie czerwone trampki odznaczały się,
współgrając kolorystycznie z włosami Parker.
Mack nie musiała długo szukać powodu jej
zniechęcenia, gdyż tuż obok niej siedział dobrze zbudowany blondyn, z włosami
sięgającymi ramion, ściągniętymi w kitkę u dołu głowy. Ubranie chłopaka
niewiele odstawało od stroju Elizabeth,
z tą różnicą, że na nogach miał czarne adidasy. Koszulka z krótkim rękawem
opinała napięte mięśnie Matta, nieco odkrywając tatuaż, znajdujący się na
prawym ramieniu, znak organizacji, której byli własnością. Chłopak z
nienawiścią wpatrywał się w bruneta, siedzącego naprzeciw niego. Ten znacząco
odstawał wizerunkiem od pozostałej dwójki. Czarne, wytarte dżinsy, wpuszczone,
jak u Mack w glany i skóra przewieszona przez oparcie krzesła, nadawały mu
drapieżnego charakteru, co tylko potęgowało ostre, nieco dzikie spojrzenie
szarych oczu. Czarny t-shirt z logiem Guns’ów opinał się na wypracowanych przez
lata treningów mięśniach.
Mackenzie na widok tej niemej wojny przewróciła
oczami i podeszła do Huntera. Zacisnęła mocno palce na czarnych kosmykach i
nieco brutalnie pociągnęła w tył, zrywając tym kontakt wzrokowy dwóch samców
alfa.
— Możecie mi wyjaśnić, co wy właściwie
odwalacie? — warknęła przerzucając wzrok z jednego na drugiego.
— A na co ci to wygląda, Ryder? — Hunter
skrzyżował ramiona na szerokiej piersi. — Siedzimy kulturalnie przy stole.
— Bardzo śmieszne, Greyson — prychnęła i
spojrzała wymownie na chłopaka po drugiej stronie blatu. — Matt?
— Nie rozumiem, o co ci chodzi. — Blondyn
przyjął postawę swojego przeciwnika i spokojnie oddawał przenikliwe spojrzenie
niebieskich oczu dziewczyny.
— Liz? — Ryder niemal błagalnym tonem, zwróciła
się do Parker.
— A co się miało stać? — Dziewczyna rzuciła
ostre spojrzenie swojemu sąsiadowi. — Ta dwójka jak zwykle nie potrafi panować
nad poziomem testosteronu w pomieszczeniu.
— Wiesz mała,
mogłabyś mnie już puścić — wymamrotał Hunter, wlepiając w nią jasne tęczówki. —
Zaczyna mnie boleć kark.
— Biedactwo —
mruknęła słodko, by zaraz z perfidnym uśmieszkiem na twarzy, mocniej pociągnąć
kosmyki jego włosów. — Ojej, niechcący.
— Złośliwa
dziewczynka — Skrzywił się, wyszarpując jej rękę za swoich włosów.
Matthew
zmrużył brązowe oczy, zaciskając przy tym dłonie w pięści. Za nic nie trawił
tego typka, a to jak odnosił się do Mackenzie, wyjątkowo działało mu na nerwy.
Znał Ryder od dzieciaka, dorastał z nią i traktował, jak młodszą siostrę, a ten
niedorobiony bad boy wyraźnie miał na nią ochotę.
— Matt. —
Usłyszał ostrzegawcze syknięcie Liz.
Spojrzał na
nią z wyrzutem, by po chwili prychnąć gniewnie i odwrócić wzrok od tamtej
dwójki. Parker jedynie pokiwała głową z politowaniem i wygodniej rozparła się
na krześle. Jej też sytuacja wcale się nie podobała. Skoro szef zebrał tutaj
całą ich czwórkę, mogło to oznaczać, że szykuje się robota, przy której będzie
trzeba współpracować. Jeśli tak było w rzeczywistości, mogła przysiąc, że
zacznie szukać dobrego psychiatry dla swojego przełożonego. Hunter i Matt
gryźli się przy każdej możliwej okazji, a zadanie musiało być ciężkie, skoro wezwał
jednych z najlepszych ludzi w organizacji. Niemożliwym było przeprowadzenie w
ich obecności poważnej rozmowy, a co dopiero zaufanie i ratowanie dupy w razie
wypadku. Gdyby szef im pozwolił, już dawno spotkaliby się na arenie piętro
niżej i była pewna, że nie skończyliby,
dopóki któryś nie straciłby przytomności. Jednym zdaniem, ta dwójka razem
oznaczała totalną katastrofę.
Jej
rozmyślania oraz słodką scenkę z udziałem Mack i Huntera, przerwał mało
przyjemny dźwięk metalu, sunącego po kafelkach. Wszyscy skierowali spojrzenia
na szczyt stołu, gdzie właśnie zasiadał postawny mężczyzna z czarnymi,
przyprószonymi gdzieniegdzie siwizną włosami i zimnym, ostrym spojrzeniem,
znany w półświatku jako Shanks. Mack w trymiga znalazła się na siedzeniu obok
Greysona, a Matt jeszcze bardziej napiął mięśnie. Nienawidził tego człowieka od
momentu, w którym ubezwłasnowolnił jego i Ryder, przedstawiając niebotyczną
sumę długu do spłacenia.
— Skoro są
wszyscy mam dla was zadanie. — Mocny baryton wypełnił pomieszczenie, a Mack
wlepiła chłodne spojrzenie w szefa. — Nie patrz tak na mnie, Ryder. Tym razem
spodoba ci się to, co chcę powiedzieć.
Szatynka
prychnęła pod nosem, ale nie odezwała się ani słowem, czekając na rozwój
wypadków. Hunter zmrużył powieki, widząc niecodzienny uśmiech na twarzy
przełożonego. Za nic nie podobała mu się ta mina i mógł przysiąc, że ten
podstępny starzec coś knuł.
— Wasza
czwórka siedzi w tym gównie już dobrych pięć, niektórzy osiem lat. — Skierował
spojrzenie na Greysona i Mackenzie, by po chwili odchrząknąć i kontynuować. —
Czas skończyć tą dziecinadę.
— Dziecinada?
— Liz skrzyżowała ramiona na piersi, podejrzliwie przyglądając się szefowi. —
Pięć lat tu siedzę i zabijam dla ciebie ludzi, a ty mi mówisz, że to
dziecinada? Co ty właściwie knujesz?
— Nic, co by
się wam nie spodobało. — Mężczyzna wzruszył ramionami i rzucił na stół kilka
zdjęć. — Ten gość, będzie waszym celem. Był członkiem mafii Mendeza. Stchórzył
przy ostatniej wymianie, zabrał utarg i rozpłynął się w powietrzu. Jego była
rodzina, — zaakcentował ostatnie słowo, — szuka go już dobre pół roku. Jednak
jak widać, szukają wiatru w polu. Ze względu na starą przyjaźń, zaoferowałem mu
darmową pomoc.
— Darmową? —
Matt, spiorunował go wzrokiem. — W takim razie sam babraj ręce w tym gównie.
— Posłuchaj
mnie do końca, smarkaczu cholerny — wymamrotał Shanks, oddając jego spojrzenie.
— To, że pomoc jest darmowa nie znaczy, że nic z tego nie będziecie mieli.
Mendez sfinansuje każdą rzecz, potrzebną do zabicia tego uciekiniera.
— To nadal nic
nie wnosi do sprawy naszego wynagrodzenia — Mack, miała już dość tego czczego
gadania. Musieli spłacić dług, który u niego zaciągnęli, a robota bez zapłaty i
to taka, równała się kolejnym tygodniom zwłoki i bycia własnością tego
człowieka. To nie wchodziło w grę.
— I tu się mylisz, Ryder. — Shanks ponownie
posłał im nieprzyjemny uśmiech i wygodniej rozparł się na krześle. — Jak już
wspominałem, to będzie wasz cel. Ostatni cel. Jeśli uda wam się go złapać i
zlikwidować, kończycie robotę. I nie mam tu na myśli zadania, ale organizacji.
Spłacicie dług.
Cała czwórka,
jak jeden mąż wlepiła w niego zszokowane spojrzenia. Nie byli pewni, czy szef
aby czasem zaraz nie ryknie śmiechem i nie zakomunikuje im, że to tylko żart
stulecia. Jednak im dłużej wlepiali w niego oczy, tym jego uśmiech stawał się
szerszy, a słowa bardziej wiarygodne.
— Mówisz
poważnie? — Liz jako pierwsza odzyskała głos.
— Jak
najbardziej, Parker. Jeśli wykonacie tę robotę, znowu będziecie wolnymi ludźmi.
Taka jest cena waszej wolności. — Spojrzał na każdego z osobna, badając ich
reakcję. Gdy nie doczekał się żadnej innej odpowiedzi, uśmiechnął się
tryumfalnie, co przyprawiło młodych ludzi o dreszcze. — W takim razie rozumiem,
że się zgadzacie. Po szczegóły zgłoście się do Jacka. Wszystko jasne?
Skinęli
ostrożnie głowami, pozostając na swoich miejscach, kiedy szef opuszczał
pomieszczenie. Po tylu latach bycia zależnym od tego człowieka, nagle mogło się
to zakończyć. Wystarczyło tylko znaleźć jednego dezertera. Każdy zdawał sobie
sprawę z tego, że jeśli im się to nie uda, poniosą wszelkie konsekwencje tej
porażki i odczują je o wiele bardziej, niż kiedykolwiek odczuli najgorszą ze
swoich porażek.
***
Gdy weszli do budynku, uderzył w nich zaduch panujący w
środku. Stanęli przy barierce balkonu i skierowali spojrzenia w dół, na
tańczący tłum. Głośna, klubowa muzyka drażniła bębenki, a ostre światła
stroboskopowe oślepiały, raz po raz świecąc im prosto w oczy. Cała czwórka
wymieniła znaczące spojrzenia, by po chwili ruszyć schodami w dół do baru,
gdzie swoją zmianę zaczynał właśnie ich informator. Zdążyli już zamienić kilka
słów z ochroniarzem, ale ten niczego nie słyszał, podobnie jak starsza pani
prowadząca sklepik na ich osiedlu, współpracująca z Gildią od ponad trzydziestu
lat.
Matthew westchnął ciężko, włócząc się powoli za
pozostałą trójką. Nienawidził takich miejsc. Wolał ciszę i spokój, a doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że tej nocy ich nie zazna. Rzadko gdziekolwiek
wychodzili i dziewczyny starały się wykorzystywać każdy wypad do tego klubu w pełni,
przekształcając zbieranie informacji w libację alkoholową. Humor dodatkowo
psuła mu rola kierowcy, przez którą musiał spędzić w tym miejscu blisko cztery
godziny na trzeźwo, obserwując bawiące się dziewczyny i bajerującego jakieś
panny, Huntera.
Gdy stanęli na płycie parkietu, rozdzielili się.
Liz wmieszała się w tłum, Greyson i Mack ruszyli w stronę pomieszczeń
pracowniczych do właściciela klubu, a blondyn skierował kroki wprost do
świecącego pustkami baru. Usiadł na wysokim stołku, przywitał się z Mikem i
poprosił o szklankę wody. Brunet, stojący za barem roześmiał się na widok jego
markotnej miny i po chwili postawił przed Johnsonem literatkę, o której
ścianki, cicho pobrzękując, obijały się kostki lodu.
— Wkręcili cię w szoferkę? — Wyszczerzył zęby, opierając
dłonie na czarnym blacie i wlepił w niego soczyście zielone oczy.
— Nie przypominaj — burknął blondyn, biorąc łyk
zimnego płynu. — Mamy do ciebie sprawę.
— Powiedz mi coś, czego nie wiem — Barman,
zawiesił wzrok na długonogiej brunetce, przechodzącej akurat obok baru.
— Jason Forbs — wymamrotał Matt, kiedy upewnił
się, że nikt z imprezowiczów nie stoi zbyt blisko. — Mówi ci to coś?
— Hmm. — Clarke zmarszczył brwi, krzyżując
ramiona na piersi. — To ta płotka od Mendeza, co zaginęła pół roku temu?
— Dokładnie ta. — Matt przeniósł zaciekawiony
wzrok na swojego rozmówcę. — Wiesz coś o nim?
— Gość zniknął w dość niespodziewanych
okolicznościach. — Zaczął, jednak zanim zdążył powiedzieć coś jeszcze, do baru
podszedł klient. — Zaczekaj chwilę.
Blondyn skinął głową i odwrócił się w stronę
parkietu. Wyłapał w środku tańczącego tłumu rudą czuprynę Liz i momentalnie
zmarszczył brwi. Parker tańczyła z jakimś typem, wymieniając się z nim co
chwila kilkoma zdaniami. Matt zacisnął palce na naczyniu, gdy zobaczył, jak
jego ręce zjeżdżają na biodra zielono okiej. Miał ochotę wstać, sprzedać typowi
prawego sierpowego i zabrać stamtąd swoją dziewczynę, ale wiedział, że muszą
zdobyć jakiekolwiek informacje. Mógł więc tylko przyglądać się tej sytuacji
zaciskając zęby.
— A więc Forbs. — Usłyszał za sobą, głos
przyjaciela. Zwrócił się twarzą do niego, rzucając wcześniej ostatnie
spojrzenie w stronę El. — Nie wiem o
nim zbyt wiele. Facet około trzydziestki, dobrze zbudowany, czarne włosy,
brązowe oczy. Czasem przychodził tutaj na kilka godzin, zawsze sam. Wiecznie w
wytartych dżinsach, czarnej bluzie kangurce i zwykłych adidasach. Zamawiał
szklankę szkockiej i obserwował ludzi przez blisko godzinę, zatańczył z jakąś
panienką, pobajerował, a potem się ulatniał. Wiem tylko tyle, że przed jego
zniknięciem, kręciło się wokół niego kilku typów spod ciemnej gwiazdy,
prawdopodobnie z konkurencji. Niestety, musieli być nowi w mieście, bo ich nie
skojarzyłem. Mogę wam jedynie dać jego adres. Spisałem go z dowodu, gdy nieco
zbyt pijany próbował wyciągnąć pieniądze i zapłacić za alkohol
— Jak zawsze podstępna z ciebie bestia. —
Zaśmiał się Matt, oddając mu puste naczynie. — Dzięki, Mike.
— Zawsze do usług. — Mrugnął do blondyna, po
czym spisał na osobnej karteczce adres poszukiwanego i ulotnił się do kolejnego
klienta.
Matthew złapał kontakt wzrokowy z Parker i
wskazał ręką na pustą lożę. Dziewczyna skinęła mu głową i spławiła klejącego
się do niej faceta. Po kilku minutach udało jej się przedrzeć przez tłum i w
końcu usiadła na kanapie obok blondyna.
— Mam jego adres. — Podał zielono okiej małą
karteczkę, którą ta schowała w torebce, przeczytawszy wcześniej koślawe pismo.
— Nie uważasz, że trochę to dziwne, że Mendez nie miał pojęcia, gdzie mieszka
jeden z członków jego mafii?
— Patrząc na to, jakie plotki usłyszałam, ani
trochę mnie to nie dziwi. — Rozsiadła się wygodniej na meblu, szukając wzrokiem
przyjaciół, jednak nigdzie nie mogła ich dostrzec. — Mówi się, że Forbs był
wtyką w mafii Mendeza i po tym, jak uzbierał potrzebne informacje, jego
rodzinka pomogła mu zniknąć. Niestety nie mam pojęcia czyją był wtyką.
— Dowiedziałaś się tego od lepkich rączek? —
warknął blondyn, odnajdując kolesia wzrokiem.
— Matt, od kiedy jesteś taki zazdrosny? — Liz
zaśmiała się szczerze, zaraz siadając okrakiem na kolanach blondyna. —
Zapomniałeś, że nie masz o co? — mruknęła, po czym wpiła się w jego usta,
opierając ręce na umięśnionych ramionach.
— Wiesz, że wszyscy mogą nas zobaczyć?
— Niech się gapią — wymamrotała, na powrót
przylegając do chłopaka.
Matt uśmiechnął się i oparł dłonie na biodrach
Parker. Taki obrót spraw mu się podobał. Uchylił powieki i przeniósł wzrok na
gościa, z którym wcześniej tańczyła Liz. Widząc jego ponurą minę, uśmiechnął
się triumfalnie i pokazał mu środkowy palec. Dziewczyna widząc ten gest
wybuchła śmiechem, lekko trzepiąc blondyna po głowie. Ten pokazał jej język i
ponownie przyciągnął do siebie.
*
Po rozmowie z szefem klubu, Mack i Hunter z
niemrawymi minami wrócili do głównej sali. Liam nie wiedział zupełnie nic na
jego temat, co stawiało ich w niezbyt komfortowej sytuacji. Jeśli on o czymś
nie wiedział, przepływ informacji musiał być szczególnie kontrolowany. Musieli
szukać w innym miejscu.
Hunter zostawił ją samą, kierując kroki do baru,
by pogadać z Mikem i napić się czegoś mocniejszego, więc Ryder ruszyła na
poszukiwania przyjaciółki. Przeciskała się przez tłum, klnąc cicho pod nosem.
Nie lubiła przebywać w klubach. Tłumy spoconych ludzi, ściśniętych razem w tak
małej przestrzeni, podrygujących w rytm muzyki, wyjątkowo działały jej na
nerwy. Zazwyczaj w takich miejscach znajdowała z Liz swój kawałek parkietu,
który był najmniej oblegany przez imprezowiczów.
Elizabeth zauważyła dopiero po kilkunastu
minutach. Dziewczyna siedziała okrakiem na kolanach Matthew. Mack zaśmiała się
pod nosem, obserwują z rozczuleniem tą dwójkę. Nigdy nie zwracali uwagi na to,
gdzie się znajdowali. Wokół nich mogłyby spadać bomby, a oni i tak by tego nie
zauważyli. Ryder zaczęła przeciskać się w ich stronę, by po kilku minutach
oprzeć się o ścianę naprzeciw nich i odchrząknąć na tyle głośno, by ją
dostrzegli.
— Odkleisz się od niego kiedyś, czy mam zacząć
kręcić pornola z wami w roli głównej? — zapytała, rozbawiona ich brakiem
czujności. — Ruszaj dupę na parkiet.
— Bardzo śmieszne, Mack — prychnął Johnson,
niechętnie wypuszczając dziewczynę z ramion. Liz jedynie uśmiechnęła się do
przyjaciółki, przewracając przy tym oczami, pocałowała blondyna przelotnie w
usta i ruszyła za szatynką w tłum tańczących. Matthew westchnął ciężko i
podążył za nimi wzrokiem, obserwując każdy ruch dwóch najważniejszych w jego
życiu osób.
*
Od godziny śledził dziewczynę wzrokiem, siedząc
przy barze ze szklanką whisky w ręce. Ubrana w obcisłe, czarne rurki, krótki
top odsłaniający brzuch i czerwone szpilki, zawracała jego uwagę bardziej, niż zwykle.
Zresztą nie tylko jego. W dodatku była już wyraźnie podpita. Co chwilę ktoś
inny porywał ją do tańca i Hunter musiał przyznać, że za każdym razem miał
ochotę rzucić w tę osobę nożem, który zawsze przy sobie nosił.
Kiedy kolejny typ zaczął się do niej kleić, a
ona nie zareagowała, warknął zirytowany odstawiając szklankę na blat. Machnął
jeszcze do Mike’a na pożegnanie i ruszył w tłum tańczących. W przeciągu minuty
znalazł się tuż za dziewczyną i ostrym spojrzeniem odprawił niezbyt
zadowolonego typka.
— Co ty wyprawiasz? — Zacisnął ręce na talii
dziewczyny.
— Jak to, co? — Odwracając się przodem do niego.
Zawiesiła ręce na jego ramionach i uśmiechnęła się słodko. — Tańczę.
— I dajesz się przy tym obłapiać byle typowi? —
syknął, bujając się z nią w rytm piosenki.
— Jakoś teraz ci to nie przeszkadza. —
Uśmiechnęła się przebiegle i na powrót odwróciła do niego tyłem, bardziej
wtulając w chłopaka. Złapała jego dłonie i zjechała nimi na swoje biodra.
— Co ty odwalasz?
— Tańczę. — Powtórzyła uparcie, śmiejąc się pod
nosem i zakołysała biodrami, przez co Hunter zesztywniał na chwilę.
Momentalnie odwrócił dziewczynę przodem do
siebie i wpił się w jej usta. Uśmiech sam wypłynął na jego twarz, gdy Ryder
zamiast go odepchnąć, oddała pocałunek z pełną pasją, wplatając palce w czarne
kosmyki włosów. Zupełnie odpłynęła, czując tylko jego usta i dłonie, które
błądząc po jej ciele, drażniły dotykiem rozgrzaną skórę. Po tym film jej się
urwał.
***
Kiedy tylko do siebie doszła, wsiadła do samochodu i ruszyła na
miasto, próbując przy tym poskładać myśli w spójną całość. Nadal nie mogła
uwierzyć, że była na tyle pijana, żeby dać mu się przejąć na parkiecie i
pocałować. Poprawka. Sama sprowokowała go do tego zachowania, nawet nie
próbując mu się wyrwać. Nawet nie pamiętała, jak znalazła się we własnym łóżku,
a kiedy Liz wyjaśniła jej ciąg dalszy wydarzeń, myślała że umrze z zażenowania.
Nie miała pojęcia, co wydarzyło się między pocałunkiem, a
znalezieniem się w loży, ale była pewna, że nie chciała tego wiedzieć. Od El
dowiedziała się, że po tym jak Hunter sprowadził ją z parkietu, odpłynęła do
reszty, a Matt stwierdził, że czas się zmywać. Greyson wyniósł ją na rękach z
budynku, wsiadł z nią na tylne siedzenie, a po przyjechaniu do kwatery zaniósł
do łóżka. Liz upewniła się jeszcze, że po prostu odstawi ją do pokoju i się
ulotni, co też brunet zrobił. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. To
zdecydowanie była jedna z najbardziej żenujących nocy w jej życiu.
Użalanie się
nad swoją osobą, przerwał jej dźwięk przychodzącej wiadomości. Chwyciła
komórkę, leżącą na siedzeniu pasażera i przejechała palcem po ekranie.
Nadawca:
Liz
Godzina:
23:34
Hunter
znowu gdzieś zniknął.
Jesteście
potrzebni w kwaterze.
Wiesz
gdzie go znaleźć?
Wytrzeszczyła oczy, by po chwili warknąć na telefon
i zmarszczyć gniewnie brwi. Zacisnęła dłoń na kierownicy, powstrzymując się od
rzucenia urządzeniem w przednią szybę. Doskonale zdawała sobie sprawę z miejsca
pobytu Greysona i tym razem nie miała zamiaru mu odpuszczać. Dała znać
dziewczynie, że niedługo go przywiezie i zawróciła w stronę portu.
— Tym razem
na grzecznym wyjściu się nie skończy, Hunter — mruczała pod nosem, skręcając w
coraz to nowe, ciemne uliczki. — Już ja ci dam te pierdolone Krypty.
Ohayo!
Po długiej przerwie dostarczam wam pierwszą część mojego autorskiego opka, które wysyłałam na konkurs. Nie wygrałam niczego, ale trudno się dziwić, bo do oceniających pracę wysłałam bardzo niedopracowany tekst. Cóż, byli lepsi, a mi pozostaje spróbować następnym razem. W końcu człowiek uczy się na błędach, prawda?
To, co będę udostępniać tutaj, jest już po małych poprawkach stylistycznych. Mam nadzieję, że historia przypadnie do gustu ^^
PS. Przepraszam za wszelkie opóźnienia z tą notką i już zawiadamiam, że następna również takowe będzie posiadać. Pod koniec miesiąca zdaję pierwszą kwalifikację, więc mało co będę pisać.
PS.2 Rany 40 000 + na liczniku!!!! ARIGATO!!!!
Pozdrawiam serdecznie wytrwałych i do następnego ;D
Matko kochana! Co to za opowiadanie? Nie mam pamięci do imion, a szczególnie takich dziwnych, bo nie polskich, jeszcze gorzej u mnie z nazwiskami, to też ciągle nie wiedziałam o kogo teraz chodzi. Jak wstawisz koleją notkę, to do tej pory już w ogóle mi się wszystko pomiesza. Na końcu już chyba coś wyłapałam, co baaaardzo mnie zdziwiło. No bo piszesz o braku możliwości zaufania sobie w takiej grupie, ale mamy tu parę i koleś przyznaje, że w tej czwórce są dwie najważniejsze w jego życiu osoby. Skoro tak jest, to w teorii trójka sobie ufa, a intruzem jest jeden z facetów. No i romans wisi w powietrzu, bo on ma coś do gości zarywających do jednej z dziewcząt. Pewnie masz ubaw ze mnie, jak to czytasz. Minusy są dwa. Pierwszy to fakt, że nazwiska będą mi się mylić jak cholera. Drugi, to że to nie jest gatunek jaki lubię czytać i z takich powodów nie skusiłam się na Twoje opowiadanie o Naruto. Jednak ja tego opowiadania nie skreślam, bo końcówka mnie trochę zaintrygowała i ciekawa jestem co będzie dalej się działo.
OdpowiedzUsuńTo też trzymam kciuki za Twoje zaliczenia. Niech wszystko pójdzie Ci śpiewająco.
Ciekawi mnie też jak teraz będziesz pisać inne swoje opowiadania, bo w tym dostrzegłam inny styl (chyba, że tylko mi się wydaje).
Przy następnym konkursie trzymam kciuki ;-)
Ann! :D
UsuńFajnie Cię widzieć ^^
Fakt, z imionami jest duży problem, więc właśnie to m.in. zostaje poprawiane.
Masz rację, co do intruza ^^
I gdzie tam. Jaki ubaw? Ty go pewnie będziesz miała ze mnie, kiedy przeczytasz komentarz pod Monsunem :)
Tak samo styl. Tutaj uległ małemu remontowi, ale czy tak stanie się w innych opkach? Tego nie wiem.
Dzięki bardzo za te kciuki i komentarz ^^
Ja zawsze cieszę się z każdego komentarza, bo to miłe, gdy ktoś poświęci chwilę czasu, aby podzielić się swoją opinią. Twoje zawsze są budujące i dzięki Tobie napisałam kilka fajnych zdań do jednego z opowiadań :)
UsuńDzięki Ci za wszystko :)
No i nie to żeby coś, ale z utęsknieniem czekam na notkę do Twoich pierwszych opowiadań, od których w pewny sensie wszystko się zaczęło ;)
Ech, ja za to zawsze się uśmiecham, kiedy widzę komentarz od Ciebie. Też mam Ci za co dziękować :)
UsuńNo i staram się, ale dopóki nie napiszę praktyki, pewnie nie tknę żadnego tekstu -.-
Na szczęście to już 26 czerwca, więc o jakiejś 18:00 następnego dnia powinnam odżyć po "świętowaniu" zakończenia tej klasy ^^
Jako, że ty skomentowałaś mnie to obrałam sobie za cel odnalezienie cie w internecie. Tak też trafiłam tu. Piszę z telefonu, więc od razu przepraszam za błędy.
OdpowiedzUsuńNie zabieram się w ogóle za fanfiki, bo jakoś nie przepadam już za nimi. Czytałam ich pełno parę latek temu i sama je pisałam, dlatego mi zbrzydły, ale dostrzegając coś autorskiego nie mogłam się powstrzymać, aby nie przeczytać.
Uważam, że zapowiada się ciekawie. Bohaterowie mają charakter i uśmiechałam się nawet czytając, czyli ma wszystko, co lubię.
Piszesz ślicznie, więc nie wiem czemu mówiłaś, że nie masz wyobraźni. Masz cudną wyobraźnię,a sposób pisania jest jak najbardziej akceptowalny.
Mój jedyny problem to długość, bo nie potrafię sie skupić. Łatwo się rozprasza, ale tak piękne, więc przy najbliższej okazji zabiorę się za kolejny rozdział :3
Dzięki za ten komentarz. Miło, że tu zajrzałaś i przeczytałaś ^^ Ostatnio same tu pustki poza ann i zaczynam wątpić w swoją pomysłowość.
UsuńMi za to z kolei trudno wziąć się za coś autorskiego, co nie mam papierowej formy, a kocham czytać opowiadania takie, jak Twoje.
Cieszę się, że bohaterowie przypadli do gustu, bo na konkursie, na który wysłałam tekst, zebrali po dupie, że tak powiem. Jak w sumie całe opko, dlatego staram się poprawiać i wstawiać tutaj.
Dziękuję jeszcze raz za obecność i pozdrawiam cieplutko :3