Leżałam na dachu, wpatrując się w niebo pełne
błyszczących punkcików. Wyglądały tak, jakby do mnie mrugały, raz po raz
rozdzierając srebrem czarną powłokę nieba. Przypominały mi jego oczy.
Byłam pewna,
że w chwili, którą ja poświęcałam na taką głupotę, on się pakował. Przeczuwałam
to od chwili, gdy wczoraj, wchodząc do mojego mieszkania po spotkaniu z Naruto,
rzucił mi to swoje zagadkowe spojrzenie.
Wiedziałam,
co ono oznaczało.
Zbywał mnie,
odpowiadając zdawkowo na pytania dotyczące rozmowy z naszym Hokage. To tylko
utwierdziło mnie w obawach. Cholernych obawach, szytych niepewnością, snujących
się po mojej głowie już od kilku dni. Był w wiosce już dwa tygodnie.
Zdecydowanie
dłużej, niż powinien.
Dwa bite
tygodnie, przez które zdążyłam się przyzwyczaić do mijania go na ulicach.
Przyzwyczaiłam się do tego, że spotykam go u Naruto i na spotkaniach Anbu.
Nawet w do teraz przeszukiwanych podziemiach Korzenia, które miały przysłużyć
się wiosce za pilnie strzeżone archiwum. Przyzwyczaiłam się do jego widoku.
Do jego
obecności w moim domu.
Usłyszałam
rozsuwające się drzwi, prowadzące na taras, a stamtąd na dach. Wiedziałam, że
tu wejdzie, że znowu na mnie spojrzy i obojętnym głosem powie tylko jedno
słowo. „Dziękuję”. Tylko tyle.
Aż tyle.
To i tak
więcej, niż miałam prawo wymagać. Ten układ był strasznie niejasny, a
jednocześnie nadzwyczaj wyrazisty. Wystarczający na tym etapie naszych relacji.
Wystarczający jemu.
Niewystarczający
mnie.
Mimo to,
działał. Działał, bo nie potrafiłam się z niego wyrwać. Nie chciałam się
wyrwać, głupio wierząc, że kiedyś stanie przede mną i powie, że jemu też nie
wystarcza.
Byłam
uzależniona.
Bez słowa
wszedł na dach i położył się tuż obok mnie. Nic nie powiedział, nie popatrzył
na mnie. Jedynie obserwował niebo. Robił coś, czego nigdy bym się po nim nie
spodziewała.
Po prostu
był.
— Sakura —
wyszeptał w końcu, a jego głos wybrzmiał niczym grzmot w tej niezwykłej ciszy.
Przekręciłam głowę w jego stronę i coś we mnie wcisnęło kolejną szpilkę w
serce.
Nie patrzył
na mnie.
Łaknęłam jego
uwagi, którą dawkował bardzo oszczędnie. Za każdym razem łapczywie ją chwytałam
i wyciskałam do ostatniej kropli.
— Sasuke? —
Mój głos ledwie opuścił gardło, bo bałam się, że zaburzę tę dziwną atmosferę,
którą stworzył swoim niecodziennym zachowaniem.
Nie
wiedziałam, do czego dążył.
Kątem oka
zobaczyłam, jak uśmiecha się pod nosem, by zaraz przekręcić głowę w moją stronę
i spojrzeć mi w oczy. Jego wzrok był niemal drapieżny.
Zadrżałam.
— A gdybym
został? — Jego ton był równie obojętny, jak zawsze. Ale nie jego oczy.
Feeria barw
i emocji.
Znieruchomiałam,
wpatrując się w niego z niedowierzaniem, ale przede wszystkim niezrozumieniem.
Nie byłam w stanie trącić zapadki, która wyraźnie krzyczała gdzieś głęboko w
mojej głowie, że to ten moment.
Chciałam
tego przez całe życie.
— Nie rozumiem
— wymruczałam, jak zaczarowana obserwując bruneta. Patrzyłam, jak podnosi się
do siadu i unosi twarz ku niebu zasłanemu srebrnymi, migającymi punkcikami. Nie
miałam pewności, czy to działo się naprawdę. Czy to była prawda.
Chciałam,
żeby była.
— Gdybym
kiedyś został... — przerwał i pokręcił głową. Wydawał mi się wtedy taki
zagubiony i niepewny swych słów.
Był
zagubiony.
— Inaczej —
mruknął tak cicho, że byłam przekonana, iż to nigdy nie miało opuścić jego
myśli. Zaraz się zreflektował i skierował wzrok nieco niżej, na dachy budynków
miasta. — Wyobraź sobie, że kiedyś to wszystko się skończy. Skończą się
ucieczki przed odpowiedzialnością.
Przed sobą,
Sasuke, wiesz to.
— Wyjaśnij. —
To jedno słowo wystarczyło. Wiedział, o co mi chodziło. Rozumiał, do czego
dążyłam i czego od niego wymagałam po tych wszystkich słowach, układających w
jedną myśl, pełną niepewnej nadziei.
Rozumiał
mnie.
W jednej
chwili znalazł się nade mną. Podparł się rękami i oparł czoło na moim,
zawieszając swój przeszywający wzrok na moich oczach. Wplótł palce w długie
różowe włosy, bawiąc się ich kosmykami.
— Wyobraź
sobie, że wszystko zniknie. Cały ten świat, do którego się przyzwyczaiłaś,
wszystko, co stałe w twoim życiu, wyparuje w jednej chwili.
Wpatrywałam się w niego urzeczona.
— Razem z
tobą? — Odważyłam się podnieść rękę i dotknąć delikatnie jego twarzy. Gdy mi
tego nie zabronił już pewniej zaczęłam znaczyć palcami wzory na jego twarzy,
jak zahipnotyzowana wpatrując się w kare tęczówki.
Znałam
odpowiedź na to pytanie.
— Nie. Wszystko oprócz
mnie. — Uśmiechnął się lekko, co jedynie upewniło mnie w tej jednej, jedynej
myśli. W tych uczuciach, które musiał wyczytać z moich oczu.
Nigdy nie był w moim
życiu czymś stałym.
— Niech znika w cholerę,
kiedy tylko sobie zażyczy. — Po tych słowach wpiłam się w jego usta, zatracając
siebie w tej jednej chwili. Chwili, jakich było mało. Chwili, której za każdym
razem wyczekiwałam niemal z dziecięcą niecierpliwością. One zawsze sprawiały,
że czułam niedosyt. Niedosyt jego obecności. Jego zapachu, dotyku, tak
rzadkiego uśmiechu. Tego szelmowskiego błysku w niezwykle żywych, czarnych
tęczówkach, który znikał tak szybko i niespodziewanie, jak się pojawiał.
Ale się pojawiał.
Tęskniłam za jego
intensywnym spojrzeniem, które pojawiało się tylko w tych krótkich momentach
sam na sam, które zwiastowało jego odejście.
Zwiastowało koniec.
Kolejne miesiące rozłąki,
bólu, tęsknoty. Kolejne dni mijające w takt wskazówek zegara, dosadnie uświadamiającego
mi uczucie pustki, narastające z każdym dniem jego zwłoki. Z każdym dniem,
kiedy bałam się, że już nigdy nie wróci. Nie wróci do mnie.
Że już odpuścił.
Ale wracał. Wracał do
wioski. Wracał do swoich przyjaciół. Nie próbował zostawić Konohy. Nie
zostawiał Naruto. Nie zostawiał Kakashiego. Wracał do swojej jedynej rodziny.
Do tego, co kochał. Mimo, że nie chciał się do tego otwarcie przyznać,
wiedziałam, że wracał, bo tęsknił.
Wracał do mnie.
Właśnie dlatego nie
potrafiłam odpuścić. Nie potrafiłam wyrzucić go ze swojego serca. Cały czas
trzymałam się tych uczuć, uparcie wierząc, że to jedyna słuszna droga.
Trzymałam się ich, bo kochałam to, co we mnie budziły. Kochałam to, co On we
mnie budził. Chciałam zachować te uczucia. Chciałam, bo wiedziałam, że
to z nim chcę być, mimo wszystkiego, co się wydarzyło.
Ohayo!
Kolejny krótki one-schoot, który chodził mi po głowie już dłuższą chwilę, ale tym razem SasuSaku. W pierwszej chwili chciałam to pisać w trzeciej osobie, ale chyba tak wygląda to lepiej.
Mam nadzieję, że przypadł wam ten one-shot do gustu i zachęcam do opinii ;)
Co następne? Nadal nie wiem. Kiedy? Mam nadzieję, że do miesiąca max (ostatnio nawet mi to tu wychodzi)
Pozdrowionka i do następnego ;D
♥ ♥ ♥
OdpowiedzUsuńPiękny styl :) Spodobały mi się te wstawki po każdym akapicie. I to napięcie. Naprawdę piękne to było <3
Jeeej, takie słowa *.*
UsuńDziękuję pięknie <3 <3 <3
Ach, ja to już po publikacji przeczytałam. Ja jednak jestem osobą, która komcia prędzej czy później napisze. Zazwyczaj tak w połowie tego prędzej czy później XD Ale no przyczłapię i nadrobię, wiadomka ;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się zamysł. Takie sprzeczne emocje, myśli. Fajnie to pokazałaś.
Aczkolwiek serio czasami się zastanawiam w jakim czasie oni mogli się pocałować. I tak przed jego ponownym odejściem czy może po jego powrocie... to mnie nęci bardzo.
Mam jedno zastrzeżenie oneshot, oneshot bejbi XD Jedno o niech zrobi out XDDDDD
Pozdrówki!
Za to ja jestem człowiekiem, który musi skomentować od razu, bo zapomina duzo z tego, co chciał napisać XD
UsuńWho knows? Właściwie nawet nie ja XD
A one shot juz poprawione. Wszędzie :D
Dziękuję za komentarz ^^
Ten tekst to magia! Tyle emocji ♥
OdpowiedzUsuńAż mi się milusio na serduszku robi ^^ Dziękuję ślicznie <3
UsuńHejka!
OdpowiedzUsuńNi zabieram się chwilowo za dłuższe treści, bo jestem zabieganym człowiekiem, ale zobaczyłam, że jakiś szocik jest, więc postanowiłam go przeczytać, żeby w jakimś stopniu zapoznać się z twoim stylem i twórczością.
Podobało mi się. Forma w jakiej pokazałaś uczucia Sakury jest bardzo dobra, te sprzeprzności pokazują tylo jak dużo emocji kosztuje Sakurę kochanie Sasuke.
A pocałunek - miodzio. :D
Ładny szocik i na pewno zachęcił do zostania na dłużej. Jak będę miała więcej czasu niż 10 minut do wyjścia do pracy to ogarnę inne twoje twory. :)
Pozdrawiam cię serdecznie!
www.zapiski-izanami.blogspot.com
T zupełnie jak ja :D Klasa maturalna w technikum logistycznym -> nie polecam ;) Na własne życzenie tyle czasu co kot napłakał, ale przejść przez to trzeba.
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz i mam nadzieję, że inne teksty tez przypadną do gustu.
Witam na blogu ^^